wtorek, 13 października 2009

„Spalony" do poprawki!

Przepis o spalonym jest niejasny, nieprecyzyjny, dopuszczający wielość interpretacji. Panuje opinia, że FIFA celowo go nie upraszcza. W finałach wielkich imprez (Mundial, Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa kontynentów) ma to umożliwić sędziom „pomaganie” drużynom gospodarzy w awansie do dalszych faz rozgrywek. MŚ w Korei i Japonii i „windowanie” drużyny Korei aż do półfinału jest tego najlepszym przykładem. A propos: włodarzom FIFA uszło to „na sucho”! Świat sportu nie doczekał się swoich Boba Woodwarda i Carla Bernsteina (ci od „Watergate”). Szkoda.
Podobne zaniechanie (choć ewidentnie inna skala problemu – ale w Azji z tego korzystano!) dotyczy przepisów o tzw. ofsajdzie. Ewentualnej dyskusji o tym nie ma kto zainicjować. A problem stopniowo urasta do patologii, bo w każdym prawie meczu kontrowersji w ocenie „spalonego” nie brakuje (nieuznawane prawidłowo zdobyte bramki są tu największym oskarżeniem).
Proponuję ewentualne modyfikacje:
1. Jeżeli zawodnik zagrywa piłkę ze swojej połowy boiska – adresat tego podania nie jest na spalonym.
Konsekwencje: na pewno zwiększyłoby to rzeczywiste pole gry (tzw. skracanie tego pola mogłoby się okazać niebezpieczne), wzbogaciłoby też taktykę o nowe trendy, pomysły i warianty. Najlepsi trenerzy bowiem wykorzystując obecne przepisy potrafią całkowicie „zamknąć” grę. A destrukcja oparta na faulu taktycznym i spalonym, znacznie obniża atrakcyjność meczu (przerwy po faulach, brak ciągłości akcji) – chyba że dość szybko padnie bramka.
2. Jeżeli w momencie podania adresat znajduje się na pozycji spalonej, to spalony będzie tylko wtedy, gdy piłka do niego dotrze bezpośrednio. Jeżeli zaś „po drodze” zostanie dotknięta (po rykoszecie, przypadkowym odbiciu itp.) przez zawodnika drużyny przeciwnej, wtedy spalonego nie ma. Z tego wynika, że gol zdobyty po dobitce strzału kolegi, byłby prawie zawsze prawidłowy. Wyjątek: piłka odbita od słupka lub poprzeczki. Obie sytuacje byłoby więc interpretowane jako podanie od przeciwnika.
Przy okazji – przepychanki na polu karnym, przy kornerach zwłaszcza, to już prawie walka wręcz. Należałoby te „potyczki” jakoś ograniczyć, bo to żaden istotny element gry, a wizerunkowo – „okropieństwo”. A może rozważyć regulację, że zawodnicy drużyny wykonującej rzut rożny nie mogliby stać w polu 5 m od bramki (w obrębie tzw. piątki). Nad przestrzeganiem tego przepisu czuwaliby, głównie, wprowadzani właśnie, sędziwie bramkowi.
I jeszcze jedno: gra na czas na skutek przetrzymania piłki przy chorągiewkach w rogach boiska (tzw. Smolarek game). Oglądanie takich „finezyjnych” zagrywek jest w równym stopniu żenujące, co ich tolerowanie – żałosne. Trzeba tego zakazać. I karać przewinienie rzutem wolnym.


Następny wpis: „Co, komu i ile wystaje zza linni obrony?", już dedykuję Tomaszowi Smokowskiemu (Canal+ Sport).

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

Archiwum bloga

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy