czwartek, 27 września 2012

Gdzieś tam pojawiło się jakby zmęczenie

Eurosport2. Budensliga. Mecz EintrachtiFrankfurt–iBorussia Dortmund (przyd.: BVB). Komentowali: Mateusz Borek i Radosław Gilewicz.
Na początku mecz obu panów interesował raczej średnio. Rozmawiali, wymieniali poglądy, dyskutowali, we wszystkim się zgadzając przekomarzali się  – słowem: zachowywali się tak, jakby dopiero szli do pracy. Po ok. 10-ciu minutach ocknęli się, zauważyli, że już tam są. Wtedy M.B. ujawnił nazwiska ośmiu zawodników, którzy są młodzi, stwierdzając, że taka jest struktura wiekowa Eintrachtu. Jak się okazało ta struktura jest także projektem, prezesa klubu, który gdzieś jest patronem tego projektu. Gdzie konkretnie prezes patronuje komentator zataił. Nie lubi mediów, czy ukrywa się, bo ma zarzuty – trudno dociec. Domyślać się tylko można, że nie ma go we Frankfurtcie, bo nie padłoby wtedy określenie gdzieś.
Gdy Piszczek strzelił gola pan Gilewicz zauważył niezwykle odkrywczo, że Polak lepiej gra w Dortmundzie, niż w polskiej reprezentacji. Temat szerzej rozwinął kolega Borek, cytuję: Jakbym chciał być złośliwy to bym powiedział, niestety, że reprezentacja Polski nie gra w żółtoczarnych (Borussia) tylko w białoczerwonych i tam jest trochę innej jakości – powiedziałbym (wyczuwalny lekko kpiący uśmieszek) na wielu pozycjach w stosunku do BVB. A także brakuje na razie jednak wypracowania tego automatyzmu, asekuracji, zachowania stoperów względem bocznego obrońcy, także defensywnego pomocnika. No, to jest na pewno zadanie dla Waldemara Fornalika, żeby na każdym kolejnym treningu szlifować taktykę, szukać, jakby tego, automatyzmu, szukać tych naturalnych zachowań. Wścieka się Armin Veh (trener Eintrachtu). To ostatnie zdanie to już płynny powrót do właściwej roboty, czyli do komentowania meczu.
Mateusz Borek to zjawisko niezwykłe O jednym mówi, na drugie patrzy a trzecie komentuje! Oglądać mecz, analizować i porównywać grę Dortmundu i drużyny Polskiej, na tym tle wskazywać jej słabości, słać do selekcjonera gotowe instrukcje jak te błędy usuwać i, na tym samym oddechu, zdążyć jeszcze zdiagnozować patologię trenera oglądanego meczu i o niej precyzyjnie poinformować – majstersztyk! Coś niesamowitego, coś niesłychanego, coś nieprawdopodobnego, coś niebywałego. To, po prostu, geniusz!
Chciałoby się zadać pytanie: jak TY to robisz, człowieku?! Ale on mógłby nawet nie znać na to odpowiedzi. Bo ci najwybitniejsi wypracowali w sobie niezwykły automatyzm: mogą wprowadzić się w tak wyjątkowo efektywny, twórczy i jednocześnie spontaniczny trans, że wtedy sami nie kontrolują tego co mówią, dlaczego akurat teraz i po co. Ale wiedzą jedno: mówią mądrze! Dlatego trzeba ich jakby słuchać i gdzieś tam podziwiać.
*
Mateusz Borek pouczył Waldemara Fornalika co ten ma robić na treningach. Robert Lewandowski natomiast, kto w tych ćwiczeniach powinien uczestniczyć. W jednym z wywiadów zasugerował bowiem, że do kadry przed meczem z Anglią powinien zostać powołany Sławomir Peszko z angielskiego Wolverhampton. Dobrze mi się kiedyś z nim grało – tak mniej więcej to uzasadnił. Jeśli pan Robert oprócz strzelania bramek, chce także koniecznie ustalać skład reprezentacji, mógł Waldemarowi Fornalikowi zarekomendować kolegę w prywatnej rozmowie, nie wywierając na selekcjonera medialnych nacisków. Bo teraz, jeśli Peszko dostanie nominację pojawi się sugestia, że Formalik staje się zakładnikiem Lewandowskiego, a jeśli nie, to może narazić się na jego narzekanie, grymasy, utyskiwanie, że nie ma mnie kto dograć. Tak czy inaczej początki wody sodowej widać dość wyraźnie a to na atmosferę w zespole pozytywnie nie wpłynie.
Źle by się stało, gdyby komukolwiek z trójki Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski sukcesy i grad komplementów przewróciły w głowach. Przywoływać ich do porządku, wskazać miejsce w szeregu czy w ogóle dyscyplinować – prawie nie sposób – zastępców nie widać!
Dlatego się nawróciłem. Bo życząc Polakom sukcesu, znowu muszę wierzyć w trójcę, ale w reprezentacji mobilną a nie trójcę śniętą.
*
Eurosport, tenis. Agnieszka RadwańskaiiJelena Jankowič. Polka po 1-szym secie prowadziła 1:0 a 2-ego przegrywała 4:5. Komentator Witold Domański od razu zauważył, że Radwańska jest zmęczona, czyli, jak zwykle, dosiadł swego ulubionego konia. Daleko jednak na nim nie zajechał. Polka wygrała trzy kolejne gemy i cały mecz 6:2 7:5! Panie Domański niech pan wreszcie zejdzie z tej wysłużonej chabety. Bidula już stara, ledwo powłóczy nogami, a mobilnością przypomina woła. Witoldzie Okrutny nie męcz dłużej tego wyeksploatowanego zwierzęcia!

wtorek, 25 września 2012

Szmatławy puls sportowego Canal+

15 kwietnia 1989 r. w czasie meczu o Puchar Anglii między drużynami Liverpoolu i Nottingham, na stadionie w Sheffield zginęło 96 kibiców Liverpoolu. Przed kilkoma dniami ukazał się raport, dotyczący tych wydarzeń. W dokumencie po raz pierwszy za sprawców tragedii uznano organizatorów meczu i policję, rehabilitując tym samym fanów klubu, uznawanych dotąd za winnych zdarzenia. Z tej okazji odbyła się przed meczem Premier League Liverpool–Manchester Utd krótka uroczystość. Wydawałoby się, że skrótowe wprowadzenie a potem chwila milczącej zadumy są dla komentatorów  nakazem chwili. Może dla inteligentniejszych i wrażliwszych tak. Ale tacy tego meczu nie komentowali. Najpierw  więc przygotowane wcześniej oświadczenie wygłosił Marcin Rosłoń a potem własny felieton odczytał Rafał Nahorny. Oba teksty zbyt obszerne, czytane zwłaszcza przez Nahornego z nerwowym pośpiechem (żeby zmieścić się w czasie) były do sytuacji krańcowo nieadekwatne. Obraz, wymowę i symbolikę uroczystości przysłonięto trywialnymi banałami. Potwierdziło się nie po raz pierwszy: Canal+Sport to w wielu aspektach zwykły telewizyjny brukowiec – świętości nie uznaje, ubabrze i napaskudzi na wszystko. Obnażając własną mentalną płyciznę.
*
W czasie relacji z tego meczu rekord świata w konkurencji „wąchania w przeszłość" pobił RafałihienaiNahorny – wyniuchał on padlinę medialną z lat 1894–1895 – wtedy Liverpool nie wygrał 9-ciu meczów z rzędu. Czekamy na najświeższe wiadomości z wykopalisk sięgających XVIII wieku.
Ale, trzeba przyznać, Nahorny potrafi też odnaleźć się w aktualności! We wspomnianym meczu Steven Gerrard (Liverpool) wykonywał rzut wolny; stanął kilka metrów przed piłką i oczekiwał na gwizdek sędziego. Nahorny natychmiast przeniknął go do imentu! Gerrard obmyśla w które miejsce na polu karnym posłać piłkę! – oświadczył proroczo. Pomóżcie mu jakoś.
Mecze Ekstraklasy SA komentuje, między innym, Kazimierz Węgrzyn. Wydarzenia na boisku są dla niego źródłem szczególnego podniecenia, a skrajnie pobudzony nie mówi normalnie, tylko ujada. Przypomina pieska, który bezradnie obszczekuje siedzącego na drzewie kota. Z tym, że pan Kazimierz odwrotnie – siedzi wyżej więc sztorcuje piłkarzy obu drużyn z góry na dół, podwarkuje im rozmaite rady, mruczy złowrogo, gdy kiksują, albo nie potrafią energicznie „przepychać”. I choć zawodnicy owe światłe podpowiedzi ostentacyjnie sabotują, to on się nie zraża, sufluje im do końcowego gwizdka. Aż się prosi, żeby spróbował przekazać te „mądrości” bezpośrednio trenerom tych drużyn. Bo my, telewidzowie, już znamy je na pamięć!
Kazimierz Węgrzyn, jak wiadomo, lubi grę męską, ostrą, taką bark w bark, kark w kark, goleń w goleń. Dlatego w futbolu niezwykle ceni on umiejętność przepychania! Powtarzam: tylko przepychania, bez broń Boże, przepchnięcia! Bo przepchnięty napastnik to mięczak, zaś przepchnięty obrońca to jeszcze gorzej – skrajna cienizna! A takie ofermy poziom dołują i pan Kazimierz jest wtedy zdegustowany i zniesmaczony. Zatem idealny mecz to taki, w którym wszyscy się przepychają, ale nikt nikogo nie przepchnie! To byłoby pasjonujące widowisko!
Kazimierz Węgrzyn nie lubi też kartek. Mój znajomy mówi, że gdyby Węgrzyn był sędzią, to żółte kartki dawałby dopiero za urwanie nogi, po uprzednim sprawdzeniu czy kończyna jakimś ścięgnem albo żylakiem nie ma kontaktu z resztą ciała – jeśli tak, to żółta dla jednonogiego za symulkę. Naturalnie czerwone kartki ten arbiter zostawiałby w szatni. W końcu zgony po faulu na boisku raczej się nie zdarzają.
*
Innym „elektrycznym” komentatorem tej stacji jest Robert Skrzyński. On relacjonuje mecze Ekstraklasy SA bodaj drugi sezon, zatem co najmniej kilkadziesiąt goli już oglądał. Ale w ogóle tego „po nim nie słychać”. Każda bramka zadziwia i zaskakuje go całkowicie – zdaje się, że takie zjawisko ogląda po raz pierwszy w życiu. Podniecony przeżywa „precedens” niezwykle żywiołowo. Wpada natychmiast w orgazm histerycznej euforii, wydzierając się jak opętany. Musi minąć kilkadziesiąt sekund zanim mu się trochę ten spazm rozproszy. Nadpobudliwy Szarapow i Azarenek w jednym!

czwartek, 20 września 2012

A jednak ten blog był potrzebny!

Powiem zarozumiale  i bezczelnie: osiągnąłem niespełnione marzenie większości homo sapiens – wpadłem na genialny pomysł; w swej prostocie zwłaszcza. Oto on:
W piłkarskiej bramce należy namalować drugą  linię bramkową!
Przebiegałaby ona wewnątrz (w głąb) bramki, równolegle do obecnej linii bramkowej, w odległości 22 cm (tyle mniej więcej wynosi średnica piłki do gry).
Korzyści:
1.eJeśli piłka dotknie drugiej linii to na pewno jest gol! Bo to znaczy, że przekroczyła ona całym obwodem tę pierwszą.
2.eUłatwi pracę sędziemu bocznemu (asystentowi):
2.ea)eobserwację, bo nie będzie mu zasłaniał słupek,
2.eb)eorientację, bo będzie miał dwa punkty odniesienia.
3.eNawet po bliskim już zainstalowaniu elektronicznego systemu eliminującego pomyłki sędziowskie idea dwóch linii nie straci na znaczeniu! Na wielu bowiem obiektach piłkarskich takiej aparatury długo jeszcze nie będzie!
4. Będą natomiast wreszcie jakieś „plusy dodatnie" z tej mojej pisaniny!
Umieszczenie takiej linii wewnątrz bramki nie narusza obowiązujących przepisów, nie utrudnia ich interpretacji i jest niezwykle proste w zastosowaniu.
Polecam ten pomysł do wykorzystania bezpłatnie i bez podawania źródła!
*
Gadulstwo komentatorów było tu wielokrotnie omawiane i ośmieszane, albo ośmieszało się samo (cytaty!).
Ale przykładów bezmyślnego „klektania dziobem” nigdy za wiele. Tym razem dwa takie „kwiatki”. Dotyczą Dariusza Szpakowskiego (dzień dobry!), który komentował skróty spotkań z Ligi Mistrzów.
I. Hummels (Borussia) nie strzeli karnego, obronił Vermeer (Ajax). Usłyszeliśmy: A to jest to, czego nikt się nie spodziewał. Bez przekonania bez wiary, za lekko, za to z przekonaniem Vermeer.
Wystarczyłoby: Hummels… i Vermeer!
Zamiast 20* słów byłoby 3. Czyli padło o 17 za dużo. Specjalnie zacytowałem taki krótki tekst, aby pokazać skalę patologii gadulstwa!
Drugi przykład jest już „normalną anomalią”.
II. Lewandowski (Borussia)  strzelił bramkę.
Choć od wydarzenia upłynęło już 24 godziny zaczęło się naturalnie od „spontanicznego” krzyku: Lewandowski! Osiemdziesiąta siódma minuta na długo zapadnie w pamięć Robertowi Lewandowskiemu i tych osiemdziesiąt tysięcy widzów na stadionie w Dortmundzie i myślę, że sporej rzeszy przed  telewizorami. Robert Lewandowski, pięknie, ze zwodem, technicznie. Dojrzał nam Robert dając eeee radość kibicom Dortmundu, no ale także wszystkim rodakom w kraju.
Wystarczyłoby: Robert Lewandowski, pięknie, ze zwodem, technicznie. Dojrzał nam Robert.
Zamiast 47 słów byłoby 9. Czyli tu już padło o 38 za dużo!
W czasie gdy Szpakowski bredził te komunały były 3 albo 4 powtórki w zwolnionym tempie. Warto byłoby wtedy skomentować ten kapitalny zwód, tuż przed strzałem. Z relacji piłkarza wynika, że chciał zwieźć obrońcę, by nie trafić w jego nogi – udanie:  Kunszt piłkarski w stanie czystym! Nie wyeksponowany należycie z powodu ignorancji komentatora. Za to ubabrany jego gadulstwem.
*
Ale i tak mistrzem świata i okolic jest Piotr Laboga (Canal+Sport), który komentuje skróty ligi hiszpańskiej. Im skrót z meczu jest szczuplejszy, tym bardziej na wadze przybiera komentarz. Może warto wprowadzić innowację: w tle umieścić fotkę milczącego Piotra a dopuścić do głosu piłkarzy – niech przemówią swoją grą.  Wtedy (1) nikt nikomu by nie przeszkadzał, a (2) najgorsze nawet zdjęcie Labogi będzie lepsze od jego komentarza.

Ale dość o tych błachostkach, bo może umknąć uwadze ta rewelacyjna i rewolucyjna idea z bramkarską linią bis!

* Interpunkcji nie liczyłem! To wyjaśnienie dla złośliwych!

wtorek, 18 września 2012

Wpuszczani w Canal bardzo ujemny!

Czym są brukowce wyjaśniać nie trzeba. Zatem w miarę rozsądny człowiek kupuje inną prasę. Niestety, rozmaite gadzinówki wdzierają się w nasze życie także w postaci innych form medialnych – np. w różnych telewizjach. Oczywiście mamy pilota i możemy sobie wybrać co chcemy. Ale nie zawsze.
Chodzi o imprezy sportowe – niektóre stacje prawa do ich pokazywania mają na wyłączność! W Polsce np. jeśli chce się oglądać mecze ekstraklasy angielskiej (Premier League), albo hiszpańskiej (Primera Division) wyboru nie ma: trzeba włączyć monopolistę – Canal+Sport. A tam, niestety, grasują terroryści czyli komentatorzy, którzy zalewają każdą prawie relację krajową czy zagraniczną, potokiem słów tak obficie, że ledwo widać grających piłkarzy. Tandeta zaś tego przekazu, wynikająca z eksponowania wydarzeń błahych, opisywania zdarzeń duperelnych, brak ich selekcji i nieadekwatność do dziejącego się kontekstu, wydzieranie się albo wycie „pod publiczkę" dowodnie pokazują, że mamy do czynienia z brukowcem telewizyjnym w wydaniu klinicznym. Alternatywy jak wspomniałem nie ma żadnej*, Przełożeni terrorystów nie reagują – telewidz jest bezradny. Nie ma wątpliwości: Canal+Sport to szmatławiec-terrorysta!
Jeszcze jednym przykładem takiego badziewia był ostatni mecz (17.09) Everton–Newcastle. Przez 90 min + czas doliczony bredzili i głupoty opowiadali Przemysław Rudzki i nabytek z Polsat Sport Przemysław Pełka. Więcej nic o nich nie napiszę – bo za tę relację nawet najbardziej złośliwe polskie wulgaryzmy byłyby dla nich komplementami.

* Wyłączenie dźwięku jest dla mnie jeszcze bardziej dotkliwe! Nie dość, że świadomość terroru pozostaje, to w dodatku mam gorszą jakość przekazu. Ratuję się trochę ściszając maksymalnie dźwięk.

Milsza jądrom każda pchełka,
niż nam duet Rudzki–Pełka.
Lżejsze są obstrukcji męki,
niż jak pieprzą te dwa Przemki.
Mniej się zmęczysz chodząc w kucki,
niż słuchając Pełki z Rudzkim.
Więcej w każdej krowie wdzięku,
niż rozsądku u tych Przemków.
Większy rozum u karzełka,
niżli z Rudzkim ma go Pełka.
Łatwiej dupie na kaktusie,
niźli Przemka znieść z Przemusiem.
Łatwiej łapać pchły po ciemku,
trudniej ścierpieć tych dwóch Przemków.
Dość już słów prostackiej młócki,
zacznij myśleć, Pełko z Rudzkim.

PS. Chciałbym przeprosić tych wszystkich, którzy do mnie pisali, a których komentarzy nie zamieszczałem. Od dzis bardzo chętnie będę je publikował a jeszcze chętniej rozmawiał i polemizował. Ponownie bardzo przepraszam.

czwartek, 13 września 2012

Kawiarniane fusy

Polsat Sport. W niedzielnym programie  z bykiem w tytule, czyli w Cafe Futbol (zamiast Café), gościł przedstawiciel firmy Sportfive. W studio  stały skład, obecni więc byli także: Mateusz gdzieśitam Borek, Roman Kołtoń i Wojciech Kowalczyk.
Rozmawiano m.in. o kulisach rezygnacji TVP z transmisji meczów piłkarskiej reprezentacji i propozycji ich obejrzenia w systemie pay-per-view (za 20 zł). Dowiedzieliśmy się już tego o czym wiedzieliśmy: winna TVP bo przedtem płaciła a teraz, choć ceny porównywalne, chce płacić mniej. Zepsuła rynek to niech w dalszym ciągu buli – tak mniej więcej ujął to Roman Kołtoń i się uśmiechnął. Potem kontynuował w tym stylu: w przeszłości, za rozgrywane nawet przy pustych trybunach mecze Polaków w Kundu, Murcji czy Kownie płaciła TVP firmie bez szemrania, to czemu teraz kasy skąpi. Jak na dziennikarza – ciekawa mentalność! Przecież TVP przepłaca od paru lat, bo pośrednik czyli Sportfive pobiera prowizję. Kołtoniowi ta anomalia nie przeszkadza. Ale lojalność też nie dziwi. Pracuje przecież w komercyjnym Polsacie, który właśnie na konflikcie SportfiveiiTVP postanowił zarobić, oferując kanał dla pay-per-view! Dlatego jako jego pracownik musi tańczyć według z góry przygotowanej choreografii.
Podobnie pląsali zresztą pozostali „dyskutanci”, czyli Borek i Kowalczyk. Nie miał więc kto zapytać gościa ze Sportfive czy np. firma nie łamie prawa, bo według  KRRiT pobieranie opłat za występy drużyny narodowej jest działaniem nielegalnym. No tak, ale wtedy mogłoby się okazać, że stacja ma współudział w przestępstwie! Zatem omertà w temacie obowiązywała!
Jak wiadomo kilka lat temu PZPN sprzedał  Sportfive prawo do transmisji telewizyjnych – to praprzyczyna obecnego zamieszania. Można by zapytać: po co ten pośrednik? Bez niego byłoby taniej i przejrzyściej. Dlaczego polska telewizja publiczna nie dogadała się z polskim związkiem i płacić musi za pośrednictwo obcej firmie. Pytania takie nie padły, bo w studio ani  przedstawiciela PZPN ani TVP nie było. Powodów ich absencji nie podano.
Z kolei przedstawiciel Sportfive nie ujawnił interesującego faktu – w czasie emisji jeszcze publicznie nieznanego – otóż cena za transmisję meczów z Czarnogórą i Mołdawią była już uzgodniona. Tyle, że z działem sportu TVP, czyli z dyrektorem Włodzimierzem Szaranowiczem. Porozumienie zablokował dopiero zarząd TVP*. Interesujące niezmiernie dlaczego gość studia to przemilczał? Ciekawi także jaka rekompensata czekała na Szaranowicza za ryzyko narażenia się przełożonym i dlaczego ci dotąd proceder aprobowali.
Na zakończenie Mateusz doiprawej**istrony Borek zapraszał do Polsatu na relację z meczu Polska–Mołdawia. Trzeba było to zobaczyć. Sprawa pozornie prosta: ale... jak tu, k…., zapowiedzieć, żeby nie powiedzieć, że musisz zapłacić dwie dychy – inaczej meczu nie obejrzysz. I jeszcze trzeba dobrać odpowiednią mimikę czyli, parafrazując,  język twarzy! Bo z jednej strony radość – że może zaprosić, a z drugiej smutek – bo nie wszystkich jednak. Udało mu się! Zakończył mniej więcej tak: Zapraszamy Państwa bardzo serdecznie na tę transmisję (ta fraza ze śladowym uśmiechem), ale będą mogli być z nami tylko Ci z Państwa, którzy będą z nami w pay-per-view (w trakcie.. uśmiech powoli zanikał). Arcymistrz!
Reasumując: cała opisywana sekwencja z gościem Sportfive zajęła pół programu. Czyli kilkadziesiąt minut fałsz, obłuda i hipokryzja – ze studia i obecnych tam panów – ściekały obficie! Po co maskarada?
**eW tej sytuacji Szaranowicz albo powinien podać się do dymisji, albo wygłosić publicznie tzw. „zdanie odrębne”.  Po wystukaniu ostatniej frazy sam uśmiałem się  jak norka.
** eLub do lewej strony – w zależności od potrzeb.
***e

wtorek, 11 września 2012

Ludzie i komentatorzy

W nawiązaniu do tekściku poprzedniego. Prognoza z nocy nie okazała się trafna, ale intencję jej zamieszczenia wyjaśnię dalej. Komentowali: Michał Lewandowski i Karol Stopa.

Gdy rozpoczął się finał USiOpen grę utrudniał bardzo silnie wiejący wiatr. Piłki latały i odbijały się nieprzewidywalne. Zawodnicy grali więc ostrożnie, bezpiecznie, przez środek kortu, można rzec bojaźliwie – byle tylko nie popełnić błędu. W tych ekstremalnych warunkach zdecydowanie lepiej radził sobie Murray. Jego uderzenia są mniej obszerne, zamachy krótsze, potrzebuje mniej czasu na wyprowadzenie uderzenia, gra bardziej defensywnie – stąd do wspomnianej anomalii zaadaptował się łatwiej. Natomiast kombinacyjny, agresywny i bardziej ofensywny, pełen wielu finezyjnych, kątowych zagrań tenis Djocoviča może być skuteczny tylko wtedy, gdy lot piłki jest przewidywalny. Takich warunków w ciągu dwóch pierwszych setów nie było. I dlatego musiał on grać „nie swój tenis”, stękał i jęczał jak nigdy, odbijał piłki w przedziwnych pozycjach, by nie zgubić timingu grał dużo więcej uderzeń defensywnych (tzw. slajsów) słowem: męczył się potwornie. Można się tylko domyślać w jakim był stresie i jak heroicznie zmagał się z samym sobą – co zresztą wyczerpuje także fizycznie.
O silnym wietrze komentatorzy naturalnie mówili. Dlatego emocjonalna ich krytyka, walenie w Serba jak w bęben – ociężały, gra mało płynnie, spóźnia się z odbiciem, gra nierówno itp. itd. – raziła fałszem. Na pytanie dlaczego tak się dzieje odpowiedzi udzielić nawet nie próbowali. Stopa ubolewał, że przygotowywał się do relacji, czytał wywiady i opinie, wertował gazety i internety a mimo to nie ma zielonego pojęcia co się dzieje z Serbem. Jak się okazuje samo „nafaszerowanie” się wiadomościami to zdecydowanie za mało – potrzebna jest jeszcze inteligencja. Ona bowiem umożliwia wyselekcjonować te elementy wiedzy, które są przydatne dla trafnej oceny oglądanego kontekstu. Tej „bystrości” obu zabrakło.
A wystarczyło przypomnieć sobie poprzedni, półfinałowy mecz Djocoviča z Ferrero. Też na początku mocno wiało i… Hiszpan w I. secie prowadził już 5:2. Spotkanie przerwano z powodu nadciągającego tornado. Dokończono następnego dnia. Ferrero co prawda w tym secie jeszcze zwyciężył, ale następne trzy, bez większych kłopotów, wygrał Serb. Tyle tylko, że nie wiało! Podobnie, gdy w drugim secie finału przy stanie 4:0 wiatr ustał (praktycznie już do końca meczu), Djocovič straty odrobił i przegrał dopiero w tie-breaku. Dwa następne sety już zdecydowanie wygrał. W piątym przy 0:3 zdobył jeszcze dwa gemy – i padł! Skurcze nie pozwoliły mu już na normalną grę. Interweniował nawet  fizjoterapeuta, ale wiele nie pomógł. Warto dodać, że Djocovič miał przed finałem 1 dzień przerwy, a Murray dwa. Te uwarunkowania, jak sądzę, sprawiły, że moja prognoza okazała się chybiona.
Liczne złośliwości i przytyki pod adresem obu graczy zarówno w trakcie meczu jak i w jego podsumowaniu, a także wielce krytyczna ocena gry zawodników i poziomu zawodów bez uwzględnienia powyższych okoliczności są bałamutne. Fałszują bowiem rzeczywistą klasę obu zawodników, którzy i w tych warunkach raz jeszcze ją potwierdzili.
Taka jest interpretacja tego meczu opisana przez amatora, telewizyjnego „eksperta” tenisa. Czy właściwa nie wiem, ale jakaś jest! Z mojego punktu widzenia nawet logiczna! I przynajmniej można z nią ewentualnie podyskutować – trzeba mieć tylko choćby „zielone pojęcie”.
Z formalnego punktu widzenia relacja Lewandowskiego i Stopy była też paskudztwem totalnym. Przede wszystkim niczym niepohamowane gadulstwo – piep…li non stop (zwłaszcza Stopa) jak potłuczeni, bez ładu, składu, sensu. Analizowali miny i gesty narzeczonych, rodziców i „kołczów”. Gdy obecny na trybunach trener MU się poruszył, to Stopa stwierdził, że Ferguson się kręci (dzięki, bo myślałem, że kuca!). Aha – Murray miał się ożenić a Djocovič być świadkiem, ale dziadek zachorował, i narzeczona wciąż panną. Dziadek Serba zaś grał w piłkę i chciał, żeby wnuk też, ale córka dziadka się nie zgodziła i Andy został tenisistą. Kiedy Murray wycierał sobie dłonią wargi Stopa doszedł do wniosku, że ma on pewnie jakieś dolegliwości gastryczne. Tu pouczył kolegę Michała: a co znaczą problemy gastryczne – każdy lekarz ci powie. Kumpel zobaczył w tym dowcip i chichrał wesolutko. Bym zapomniał… znowu Stopa. To on najpierw zauważył u Murraya niedojrzałość, potem doszedł do wniosku, że jest jeszcze gorzej, bo zdiagnozował, że występuje: kompletna bezmyślność gracza*, ale pocieszył wszystkich Anglików wiadomością, że Andy usłyszał głos z nieba: Andrzejku, grasz do kitu, ale dziś wygrasz!

Pamiętam dawny, znakomity film włoski Ludzie i kaprale. To opowieść o facecie, który od dzieciństwa do późnego wieku – jako dziecko, uczeń, poborowy, pracownik – wciąż nękany był przez złośliwego nauczyciela, przełożonego w wojsku, szefa w pracy, sąsiada. Takiego już miał pecha, że zawsze pojawiali się w jego życiu, w różnych wcieleniach ale podobnie upierdliwi kaprale, którzy traumatycznie żywot mu zatruwali.
My telewizyjni kibice też, niestety zbyt często, spotykamy telewizyjnych kaprali: niebyt bystrych, źle wychowanych i aroganckich. O jednym z nich był ten tekst.

* Chodziło o to, że Murray poprosił o elektroniczne sprawdzenie, czy piłka na pewno wylądowała poza linią. Ponieważ aut był skrajnie widoczny, od Stopy poleciał pod adresem zawodnika chamski kopniak-epitet. Czasem tenisiści proszą o sprawdzenie, żeby trochę dłużej odpocząć. Poradziłbym to także Karolowi Stopie. Kapralu: Baczność, spocznij, do domu marsz!

Prognoza

Jest godz. 0.40 we wtorek. Murray prowadzi z Djocovićem 7:6, 7:5. Jesli wiatr ucichnie Serb wygra mecz 3:2.

czwartek, 6 września 2012

Podsłuchana rozmowa komórkowa

Cześć, Płaczek.
Cześć, Letni.
No to, żeśmy d…y dali.
Mów o swojej, bo moja jeszcze nienaruszona. A tak w ogóle, to czego się pultasz?
Jak to k…. czego? O tą transmisję idzie. Psiuta mówi, że bekniemy, bo…
Zostaw tego Psiutę. On taki prawnik, jak ty filozof. Mogą nam naskoczyć!
Może tak, może nie – ja czuję, że będzie chryja. A tak w ogóle. Po co mi mówiłeś, że na Starowicza masz wszystko dopięte? W ch… ze mną leciałeś?
Opanuj się Letni, bo ci się grzywka potarga. Było już wszystko uzgodnione z Szarańczą, ale góra się wpier….ła!
To ty k….  chciałeś tą choragiewką się posłużyć! Ja pier….., sędzia asystent się znalazł? Toś se flagą pomachał! Przecież to taki trzęsidupa, że…
Ale dyrektor! Myślałem, że jakoś ominę Klauna, ale się nie udało.
To może za dużo żeś im krzyknął?
Jak za dużo? A za reklamy ile oni by wzięli? Jak im się nie opłaca, to zarobią bary i knajpy, bo wtedy „spożycie” rośnie zawsze o 300%. A co do mojej wyceny… Wszystko uczciwie policzyłem! Wiesz przecież jaki jest Szarańcza – mówi dużo, a kasy chce jeszcze więcej, ty też tani nie jesteś. To co, siebie miałem zresetować?
Dobra, dajmy spokój, już teraz jest po herbacie. Mleko się wylało i, jak to mówią, z pustego to i salami nie nałożysz. A jak liczysz, ile k…. będzie z tego sprej-for-fiut?
Ch.. to wie, ale on ci nigdy nie powie! Ale widzę, że zaczynasz pozytywnie myśleć. Pytasz ile będzie? – bardzo trudno przewidzieć. Wypijemy, zakąsimy – czas pokaże co zwrócimy.
Jądruś, ale dzielimy jak zwykle?
Nie da rady, dostaniesz minus !5%, muszę zejść z kosztów.
Płaczek, nie wkur…. mnie!
Letni, może ci będzie trudno, ale nie rżnij głąba. Jak się umawialiśmy to o płatnej transmisji nikt nawet nie myślał. A w nowej sytuacji to dochodzi jeden delikwent.
Kto?
Ktoś zewnętrzny, ale z mojej firmy. I to k…. pijawka gorsza od ciebie, bo obsługiwana w euro. Dlatego, póki co, nic nie wiem. Dopiero będę z nim gadał.  A jak z twoimi wyborami, jeździsz w teren?
Jeżdżę, spotkałem się już z 15 prezesami wojewódzkich związków – ale ciężko idzie. Oni niby co rok starsi, a ciągle ssają jak gumowa przepychaczka do zlewozmywaka! Kupę forsy już wydałem.
Tradycyjne: jeden litr – jeden głos, nieaktualne?
A gdzie tam! W tej kadencji muszę dorzucać bonusa – ćwiartkę za samo podniesienie ręki w czasie głosowania. W dodatku jeszcze się przyp………ą do tych transmisji. Czarno to widzę!
Nie przejmuj się, jakoś to będzie, spadniesz na cztery łapy – ja ci to mówię.
Tylko k…. jak się dobiorą jeszcze do tej umowy co z tobą na 10 lat podpisałem, to nie wiadomo, czy nie  wyląduję jak ten M. Plichta z Bimber Gwint!
Jak by co, to samego na lodzie cię nie zostawię – smalec ze skwarkami masz jak banku!
Humor ci dopisuje, ale pamiętaj – na ciebie kibice też są rozwścieczeni do granic! I mogą ci „podziękować” za to, że muszą płacić. Dlatego radzę: na wszelki wypadek kup sobie kominiarkę. Cześć Płaczek!
Cześć Letni!

wtorek, 4 września 2012

Profesor, napalony i chłopski filozof – w krótkim wymiarze tekstowym

W moim ułożonym z przymrużeniem oka rankingu – patrz poprzedni wpis –  Karol Stopa zajął ostatnie miejsce. Bo choć jest uważany za tenisowego erudytę (godne uznania doceniam to!) i być może wie o tenisie więcej niż Domański, Sikora i Wolfke razem wzięci, to nie znaczy, że jest lepszym od nich komentatorem. Karol Stopa opatrznie bowiem tę profesję rozumie. Myli hierarchie. Najwyraźniej nie dostrzega, że kort i  rywalizujący na nim zawodnicy oraz oglądający ich telewidzowie to priorytety, które powinien uznać, usuwając się na plan drugi. Niestety tej podległości zaakceptować nie potrafi. On musi w relacji dominować, epatować wiedzą i obyciem w tenisowym światku. Dlatego Stopa zwykle nie komentuje bieżącego meczu – raczej jak profesor daje serię wykładów o tenisie w ogóle! Stąd uciążliwy dla widza kociokwik: jedno widzi drugie słyszy. Gdy dodać do tego mentorski ton i widoczny „gołym uchem” wybujały narcyzm Stopy, określenie jego komentarza jako skrajnie irytujący nie jest tu epitetem.
A sprawa wydaje się tak prosta i oczywista. krótka ocena rozegranej akcji, zwięzłe wyjaśnienie tenisowych zawiłości czy niuansów, podanie aktualnego wyniku i… milczenie podczas następnej rozgrywanej wymiany – to zarówno fundament jak i abc komentatora. Tylko czy profesor zechce studiować elementarz!?
*
Eurosport2. Bundesliga. Komentuje Mateusz Borek, cytuję:
Można powiedzieć, że taki napalony, naładowany energią jest Schieber. Tutaj nie chciał już nikomu oddać tej piłki. On wie, że dobre zmiany, one tutaj gdzieś mogą mu gwarantować coraz większy wymiar czasowy w Dortmundzie, który dwa razy z rzędu zdobył mistrzostwo Niemiec.
Tłumaczę: chodziło o to, że Mateusz Borek – taki napalony, naładowany kompetencją – posiadł wiedzę, że rezerwowy Schieber wie, że jeśli strzeli tutaj gdzieś na bramkę, i zdobędzie gola, to może mu to gwarantować coraz większy wymiar uznania trenera i przybliży go do pierwszej jedenastki w przyszłości.
Kto wie, może dwóch komentatorów to jednak konieczność – żeby jeden był tłumaczem drugiego i odwrotnie? Na odpowiedź trzeba poczekać – nie ma co niezdrowo się napalać i ładować zbędna enegią. Trzeba dać sobie większy wymiar czasowy, który gdzieś tam to pokaże i problem rozwiąże.
*
Premier League, Canal+Sport. Minął doliczony czas gry w I. połowie. Ale, zgodnie z przepisami, rzut wolny bezpośredni dla Manchesteru City musi być jeszcze wykonany. Przy piłce Kolarow, obok sędzia. Posłuchajmy komentatora Marcina Rosłonia.
Gramy na gwizdek pokazuje sędzia Mariner. Pewnie jeszcze dośrodkowanie Kolarowa będzie zaliczone do 1. połowy, natomiast ewentualne wybicie piłki przez obrońców Liverpoolu powinno już ją definitywnie zakończyć. Teraz ma bardzo dobrą pozycję i do bezpośredniego strzału na bramkę Pepe Reiny Aleksandar Kolarow, zarówno… również do centry takiej dochodzącej do bramki, która może zupełnie przez nikogo nie tknięta może i tak stać się bezpośrednim strzałem.
Teraz wtrąca kolega: Znakomicie ułożona lewa stopa Serba* Nie tym razem! Jeszcze zamieszanie, koniec.
Ci ludzie ani przez chwilę nie chcą przestać mówić! Ma być wykonany rzut wolny, karny, albo rożny – zamilcz przez chwilę, podaj nazwisko wykonawcy i pozwól spokojnie popatrzeć. Nie klektaj bez przerwy dziobem, w dodatku mało mądrze i niechlujnie. Ale gdzie tam… Kanon: mózg śpi, jęzor ględzi – obowiązuje niezmiennie!
Swoją drogą już ten króciutki cytat wyjaśnia dlaczego Marcin Rosłoń bywa nazywany chłopskim filozofem.
* Ma rentgen w oku, bo przecież Kolarow grał w butach. Na temat usytuowania prawej kończyny obaj dyskretnie milczeli.

poniedziałek, 3 września 2012

Duety? Męczliwe, niestety!

W Eurosporcie relacje z tenisowego US Open. Jedną z komentatorek jest Joanna Sakowicz-Kostecka*. Panie Przełożony Domański proszę nie dodawać jej żadnego partnera, a już zwłaszcza Karola Stopy. Pani Joanna świetnie daje sobie rady sama. Ranking jest taki:
w pojedynkę Joanna Sakowicz-Kosteckabardzo dobrze
jako singiel Lech Sidorbardzo dobrze+
solo Tomasz Wolfkedobrze
bez asysty Witold Domańskidobrze**
sam Sylwester Sikoraprawie dostatecznie
samopas Karol Stopaskrajnie irytująco
duet w każdej konfiguracji – źle
każdy duet z Karolem Stopąmasakra!
Bardzo często mecze recenzuje dwójka komentatorów! Panie Domański to jest chore, bardzo poważnie chore. Przecież dwoje czy dwóch potrafi zagadać nawet 22 nożnych piłkarzy, plus arbitra. A tu dwie osoby grają i dwie to komentują? To nie ma żadnego uzasadnienia! Chciałoby się wrzasnąć: skończcie z tym gadulstwem, z tą produkcją słów i zdań zupełnie zbędnych. Macie być dla nas, pomagać nam, a stajecie się czasem naszym przekleństwem. Przeszkadzacie, wręcz szkodzicie tym ględzeniem i – o paradoksie – jeszcze Wam za to płacimy. Podobno tenis to sport z wyższej półki, dyscyplina dla inteligencji! Niech się nią wykaże również Witold Domański. Powtarzam: JEDNA! lub JEDEN! to optimum! Będzie taniej i mądrzej.
**aNiestety, pani Joanna jest nie do strawienia, gdy komentuje występy Agnieszki Radwańskiej. Wtedy staje się trywialnym kibolkiem w spódnicy. Kolejna osoba, która nie rozumie, że jest w pracy, a nie na widowni. Po co ten szowinizm, skoro i tak rodaczce się nie pomoże. A i rzetelna ocena spotkania na tym cierpi.
**aAle tylko do momentu, gdy na korcie już ktoś (zdaniem Domańskiego) „wykazuje oznaki zmęczenia”.  Jak woltyżer Witold wsiądzie na takiego konia, to zajeździ go na amen! Zepsuty wolej – no tak, nogi już nie te, zagrany „winner”słuszna taktyka, trzeba ryzykować, gdy już nie ma siły biegać, 5-cio centymetrowy aut – nogi nie niosą to i timing kiepski, skuteczny skrót –  na szczęście ręce jeszcze nie zmęczone itp. itd. Jeśli „zmęczony” zawodnik mimo to wygra: to albo zregenerował siły, złapał drugi oddech, albo (ocena pada dopiero po meczu) przeciwnik osłabł jeszcze bardziej. Podobnie telewidz, osłabiony już wcześniej.

niedziela, 2 września 2012

Tomasz Smokowski trenuje boks, więc może… Czasem pomaga!

Premier League: Manchester City–Liverpool. Bodaj w 19 min akcję rozgrywa MC. Nasri podaje do Téveza (MC), ten z linii końcowej, kilka metrów od lewego słupka bramki, oddaje strzał. Piłka toczy się wzdłuż linii bramkowej, odbija się od prawego słupka i „wychodzi” przed bramkę. Obrońcy ją asekurują, umożliwiając bramkarzowi jej przejęcie.
Celnie i krótko zrelacjonowali to wydarzenie komentatorzy Canal+Sport Marcin Rosłoń i Rafał Nahorny.
M.R.aNasri (teraz tylnojęzykowym wyciem jaskiniowym)* Carlos Tévezi(!!!). Piłka jednak zostaje w boisku.
R.N.aCoś niebywałego.
M.R.a(już bardziej współcześnie, bo wydzieranie stopniowo przechodzi mu w krzyk zaledwie) Jak to chciał zakręcić Carlos Tévez. Właściwie nadając rotację odwrotną niż powinien z samej linii końcowej, a piłka i tak toczyła się po linii bramkowej. Ostatecznie i tak odbiła się od tej części słupka, od której powinna, żeby sprzyjać Argentyńczykowi.
R.N.aA Reina wyglądał jakby mówił do Téveza: „Strzelaj, proszę strzelaj – i tak nie trafisz do siatki”i**. Niewiele brakowało a mielibyśmy pierwszego gola dla gości z Manchesteru.
M.R.aW 160 sekund mielibyśmy 1:1 gdyby najpierw Borini trafił z 5 metrów a później w najtrudniejszej zdaje się sytuacji z możliwych pokonał Pepe Reinę Carlos Tévez.
R.N.aTam jeszcze ta piłka odbiła się od Armina Kellego, ale pewnie za chwilę, jak realizator znajdzie chwilę czasu, to zaprezentuje nam tę sytuację raz jeszcze.
M.R.aBardzo dobra współpraca Samira Nasriego z Carlosem Tévezem. Piękne prostopadłe podanie oczywiście nie byłoby możliwe, gdyby nie rozerwał środka defensywy Carlos Tévez.
Po dwóch minutach (w 21-ej)  „realizator znalazł chwilę czasu i zaprezentował nam tę sytuację raz jeszcze”.
M.R.aPatrzmy raz jeszcze. To jest już miejsce w którym nie ma prawa obrońca łapać na spalonym. Tu trzeba grać do końca. To jednak Pepe Reina rękoma odbił piłkę. Oj, sam by zapakował sobie piłkę do siatki.
R.N.aSporo szczęścia mieli Liverpoolczycy. A tutaj zachowali, no, dużą ostrożność, ale także odwagę, bo przecież nie wybijali piłki na aut, tylko poczekali na swego bramkarza.
Teraz realizator pokazuje gestykulującego trenera MC Roberta Manciniego.
M.R. Nie wiem o co i do kogo pretensje miał Roberto Mancini. Widać, że denerwowali się tą właśnie sytuacją, bo reagowali na to jak piłka leciała po linii bramkowej. Natomiast, no trudno stwierdzić czy zmarnował tę sytuację Carlos Tévez – on z niej wyciągnął więcej niż mógł.
R.N.aByć może obok całego zdarzenia gdzieś się zaplątał Marco Balotelli, odwrócił się, nie poszedł za akcją i być może do niego miał pretensję Roberto Mamcini.
M.R. No, to były napastnik. On by pewnie strzelił z zamkniętymi oczami.
R.N.aBrendan Rogers (trener Liverpoolu, przedtem Swansea) ma już na rozkładzie Roberto Manciniego. Przypomnijmy: w zeszłym sezonie Swansea pokonało Manchester City 1:0 i po tym zwycięstwie Manchester opuścił fotel lidera po pięciu miesiącach. Ale potem na ten fotel wrócił – nie będziemy już przypominać tej dramatycznej, emocjonującej końcówki ubiegłego sezonu. W tych właściwie ostatnich sekundach, ostatniej kolejki zdecydowały się losy tytułu.
Takich „popisów” wiedzy i elokwencji jest w każdej ich (i nie tylko ich) relacji dziesiątki. Co o tym sądzić? Wydaje się, że tym ludziom trzeba pomóc. Im ta profesja zupełnie wyprała mózgi z resztek umiaru, inteligencji i zwykłego ludzkiego rozsądku. Publicznie głupieją czego świadkami – „na własne uszy” – są co tydzień dziesiątki tysięcy ludzi. Panie dyr. sportowy Canal+ Tomaszu Smokowski, pańscy wieloletni koledzy zmierzają prostą drogą na oddział psychiatrii – pomóc im jest nakazem chwili!

 **aTu Rosłoń jest mistrzem świata – tego bardzo dawnego nawet. Wartościowe, bo pouczające są jego relacje.. Można usłyszeć np. jak się nawoływali nasi owłosieni przodkowie mieszkający w jaskiniach. I nie chodzi tu o Pithecanthropus alalus bo tak nazywany jest małpolud niemowa. Chciałoby się bardzo, ale stanowczo to nie ten syndrom jednak. Podobnie w rachubę nie wchodzi Pithecanthropus erectus („małpolud wyprostowany”) bo ten żył w grupach rodzinnych na otwartych terenach, polując i zajmując się zbieractwem. Rosłoń przy nich to domator.  I choć nosi się prosto i trochę zbiera (ńjusy-śmieci), ale niewielkie ilości, zwłaszcza przy Nahornym, ciągle nienasyconym pożeraczu wszelkiej piłkarskiej padliny medialnej.
Będę nadal wertował Wikipedię i inne pomoce naukowe, by ustalić z jakiego okresu naszych dziejów pochodzi niezwykłe wycie Marcina Rosłonia.
**pUsłyszeć, jak Nahorny naśladuje Reinę – bezcenne. Zwłaszcza gdy ekspresyjnie przechodził w tony wyższe aż do po dyszkant prawie! Przeżycie to niebywałe! nieprawdopodobne! coś niesamowitego! niezwykłe! jak on to zrobił! genialne! Koniec cytatów – zgadnijcie z kogo?.

sobota, 1 września 2012

Bez głowy i talentu rokowania kiepskie

Trener Jan Urban nie dał rady: jego Legia przegrała dwumecz z norweskim Rosenborgiem i odpadła z Ligi Europejskiej. W decydującym spotkaniu było tak. Od 60 min (1:0 i awans Legii) Norwegowie atakowali coraz mocniej i intensywniej, w środku boiska uzyskali zdecydowaną przewagę – dobrze grający defensywny pomocnik (Łukasik) nie był w stanie temu przeciwdziałać bo jego kolega z tej formacji (Gol) seryjnie podawał do przeciwnika. Na domiar złego słabo (Saganowski) albo bardzo słabo (Kosecki, Radovič) grali zawodnicy ofensywni –  nie przytrzymując piłki i nie odciążając słabnących kolegów. Konieczne było zatem wycofanie dwóch graczy ofensywnych i wprowadzenie pomocnika broniącego Furmana – za Gola a za Radoviča – Kucharczyka (jest w dobrej formie, bardziej rutynowany i solidniejszy niż Żyro). Urban zareagował zdecydowanie za późno i w dodatku błędnie. W 68 min (nadal jest 1:0) trener zamienia napastników: za Radoviča Żyro. Ten  minutę później niepotrzebnie fauluje – rzut wolny i… 1:1. Następna zmiana nastąpiła dopiero w 87 minucie! Trzy minuty do końca, przeciwnik non stop w ataku, młyn pod bramką jak cholera, a pan trener zamiast zdjąć bezproduktywnego napastnika i uszczelnić defensywę zamienia pomocników: Furman za Łukasika (młodziutki Furman został skutecznie wsadzony na konia!). W tej samej minucie pada eliminująca Legię bramka. Twierdzę, że warszawski zespół odpadł głównie z powodu ewidentnych błędów w prowadzeniu zespołu przez Jana Urbana. Nie po raz pierwszy zresztą – w ostatnich kilku meczach to już piąta (5) zmiana, która drużynie szkodzi a teraz owocuje sportową klęską. Taki ciąg pomyłek trudno tłumaczyć tylko pechem.
Po porażce w Gazecie Stołecznej (GW) z Janem Urbanem rozmawiał Robert Błoński. Trener porażkę tak wyjaśniał:
trzeba grać z głową, więcej myśleć. Sama ambicja na tym poziomie to za mało….
Oni …nie mieli tylu strat w środku, co my
Kiedy się głównie biega za piłką to zaczyna brakować sił
Forma, w jakiej staraliśmy się dotrwać do końca, była błędna
Za bardzo cofnęliśmy się pod własną bramkę
W przerwie mówiłem zawodnikom, żebywymieniać więcej podań
nasi defensywni pomocnicy cofnęli się zbyt daleko
trzeba więcej odwagi i pewności siebie
W wielu momentach zabrakło nam spokoju i chłodnej głowy.
Reasumując: zawodnicy to ludzie bezmyślni, tchórzliwi nieudacznicy, zakompleksieni, zdekoncentrowani, głowy im się „gotują”. Nie dziwi więc, że taktyki trenera zrealizować nie mogli. Jedyni winni zostali zatem wskazani*.
*
W Ekstraklasie SA Wisła przegrała u siebie z Polonią 1:3. W meczu tym nie mógł zagrać Maor Melikson, najlepszy jej zawodnik. A także, mogący go od biedy zastąpić, sprzedany dwa dni przedtem reprezentant Słowacji Andreas Kirm. Jak reaguje trener Michał Probierz. Podstawowego dotąd rozgrywającego Gargułę odsyła na ławkę, wprowadza dwóch debiutantów, a także wstawia do składu właściwie też debiutanta Chaveza (po kontuzji grał po raz pierwszy od prawie pół roku) zamiast Jaliensa, który w tym sezonie już grał w podstawowym składzie. Jeżeli absencja Meliksona mogła być wstrząsem dla zespołu, to terapia Probierza doprowadziła do ciężkiego wstrząśnienia. Stąd po 45 min Wisła przegrywała 0:2. Jak można wpaść na pomysł, żeby po utracie trzonowego zęba, wyrwać drużynie dwa następne i w to miejsce wstawić mleczaki – tego pojąć nie sposób. I to przyszło do głowy szkoleniowcowi, który podobno dobrze rokuje. Póki co raczej „raczkuje”. Bo powiedzieć, że trener popełnił błędy to byłby eufemizm. Zarówno Michał Probierz jak opisany wyżej Jana Urbana do zawodu trenera nie są przygotowani mentalnie. Naturalnie Alex Ferguson też nie jest orłem intelektu – ale ma talent! On czasem w futbolu wystarcza, ale trzeba go mieć!

* Czy trener popełnił jakieś błędy Robert Błoński nie zapytał. Zwykłe bzdety, myślowe badziewie, prostacką retorykę, czyli obficie serwowany mu bełkocik „łykał” bez sprzeciwu. Wywiad nie ma ani sensu sportowego, ani żadnego innego. Natomiast jego objętość może świadczyć o intencjach Błońskiego. Niewiele odbiegają one od głupawej rozmówki, którą uraczył  niedawno czytelników Gazety Stołecznej Przemysław Iwańczyk. Zasada jest prosta: Ty mówisz, ja inkasuję! Żaden inny powód nie przychodzi mi do głowy! Przecież Urban mówił oklepane frazesy, ocierające się o głupotę, a Błoński jest zbyt bystry, żeby tego nie zauważyć! Więc o co chodzi, jesli nie o trywialną kasę? Ja nikomu nie zazdroszczę zarobków, ale jeśli się pracuje w mądrej gazecie to nie należy dorabiać ogłupianiem czytelników. Elementarna przyzwoitość dziennikarska to nakazuje!

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy