czwartek, 27 września 2012

Gdzieś tam pojawiło się jakby zmęczenie

Eurosport2. Budensliga. Mecz EintrachtiFrankfurt–iBorussia Dortmund (przyd.: BVB). Komentowali: Mateusz Borek i Radosław Gilewicz.
Na początku mecz obu panów interesował raczej średnio. Rozmawiali, wymieniali poglądy, dyskutowali, we wszystkim się zgadzając przekomarzali się  – słowem: zachowywali się tak, jakby dopiero szli do pracy. Po ok. 10-ciu minutach ocknęli się, zauważyli, że już tam są. Wtedy M.B. ujawnił nazwiska ośmiu zawodników, którzy są młodzi, stwierdzając, że taka jest struktura wiekowa Eintrachtu. Jak się okazało ta struktura jest także projektem, prezesa klubu, który gdzieś jest patronem tego projektu. Gdzie konkretnie prezes patronuje komentator zataił. Nie lubi mediów, czy ukrywa się, bo ma zarzuty – trudno dociec. Domyślać się tylko można, że nie ma go we Frankfurtcie, bo nie padłoby wtedy określenie gdzieś.
Gdy Piszczek strzelił gola pan Gilewicz zauważył niezwykle odkrywczo, że Polak lepiej gra w Dortmundzie, niż w polskiej reprezentacji. Temat szerzej rozwinął kolega Borek, cytuję: Jakbym chciał być złośliwy to bym powiedział, niestety, że reprezentacja Polski nie gra w żółtoczarnych (Borussia) tylko w białoczerwonych i tam jest trochę innej jakości – powiedziałbym (wyczuwalny lekko kpiący uśmieszek) na wielu pozycjach w stosunku do BVB. A także brakuje na razie jednak wypracowania tego automatyzmu, asekuracji, zachowania stoperów względem bocznego obrońcy, także defensywnego pomocnika. No, to jest na pewno zadanie dla Waldemara Fornalika, żeby na każdym kolejnym treningu szlifować taktykę, szukać, jakby tego, automatyzmu, szukać tych naturalnych zachowań. Wścieka się Armin Veh (trener Eintrachtu). To ostatnie zdanie to już płynny powrót do właściwej roboty, czyli do komentowania meczu.
Mateusz Borek to zjawisko niezwykłe O jednym mówi, na drugie patrzy a trzecie komentuje! Oglądać mecz, analizować i porównywać grę Dortmundu i drużyny Polskiej, na tym tle wskazywać jej słabości, słać do selekcjonera gotowe instrukcje jak te błędy usuwać i, na tym samym oddechu, zdążyć jeszcze zdiagnozować patologię trenera oglądanego meczu i o niej precyzyjnie poinformować – majstersztyk! Coś niesamowitego, coś niesłychanego, coś nieprawdopodobnego, coś niebywałego. To, po prostu, geniusz!
Chciałoby się zadać pytanie: jak TY to robisz, człowieku?! Ale on mógłby nawet nie znać na to odpowiedzi. Bo ci najwybitniejsi wypracowali w sobie niezwykły automatyzm: mogą wprowadzić się w tak wyjątkowo efektywny, twórczy i jednocześnie spontaniczny trans, że wtedy sami nie kontrolują tego co mówią, dlaczego akurat teraz i po co. Ale wiedzą jedno: mówią mądrze! Dlatego trzeba ich jakby słuchać i gdzieś tam podziwiać.
*
Mateusz Borek pouczył Waldemara Fornalika co ten ma robić na treningach. Robert Lewandowski natomiast, kto w tych ćwiczeniach powinien uczestniczyć. W jednym z wywiadów zasugerował bowiem, że do kadry przed meczem z Anglią powinien zostać powołany Sławomir Peszko z angielskiego Wolverhampton. Dobrze mi się kiedyś z nim grało – tak mniej więcej to uzasadnił. Jeśli pan Robert oprócz strzelania bramek, chce także koniecznie ustalać skład reprezentacji, mógł Waldemarowi Fornalikowi zarekomendować kolegę w prywatnej rozmowie, nie wywierając na selekcjonera medialnych nacisków. Bo teraz, jeśli Peszko dostanie nominację pojawi się sugestia, że Formalik staje się zakładnikiem Lewandowskiego, a jeśli nie, to może narazić się na jego narzekanie, grymasy, utyskiwanie, że nie ma mnie kto dograć. Tak czy inaczej początki wody sodowej widać dość wyraźnie a to na atmosferę w zespole pozytywnie nie wpłynie.
Źle by się stało, gdyby komukolwiek z trójki Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski sukcesy i grad komplementów przewróciły w głowach. Przywoływać ich do porządku, wskazać miejsce w szeregu czy w ogóle dyscyplinować – prawie nie sposób – zastępców nie widać!
Dlatego się nawróciłem. Bo życząc Polakom sukcesu, znowu muszę wierzyć w trójcę, ale w reprezentacji mobilną a nie trójcę śniętą.
*
Eurosport, tenis. Agnieszka RadwańskaiiJelena Jankowič. Polka po 1-szym secie prowadziła 1:0 a 2-ego przegrywała 4:5. Komentator Witold Domański od razu zauważył, że Radwańska jest zmęczona, czyli, jak zwykle, dosiadł swego ulubionego konia. Daleko jednak na nim nie zajechał. Polka wygrała trzy kolejne gemy i cały mecz 6:2 7:5! Panie Domański niech pan wreszcie zejdzie z tej wysłużonej chabety. Bidula już stara, ledwo powłóczy nogami, a mobilnością przypomina woła. Witoldzie Okrutny nie męcz dłużej tego wyeksploatowanego zwierzęcia!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy