czwartek, 31 grudnia 2009

Życzenia na rok 2010


Dziennikarzom sportowym Gazety Wyborczej życzę dalszych publikacji piętnujących kiboli i stadionowych bandytów oraz demaskowanie tych, którzy im sprzyjają lub pobłażają. Także, jak dotychczas, wielu publikacji „trzymających poziom”, fachowych i ważnych dla sportu.
Autorom programu Café Futbol (Polsat Sport) życzę hartu ducha i wytrwałości w mozolnym skruszaniu betonowej skamieliny z ul. Miodowej. „Miód” stamtąd nadaje się bowiem do szczególnego ula.
Prezesowi stacji Canal+Cyfrowy panu Bertrandowi Le Guern życzę zachowań bardziej eleganckich. Ignorowanie bowiem adresowanej do Pana i zaniesionej do firmy korespondencji, grzeczne nie jest. Trudno oczekiwać, naturalnie, żeby osobiście Pan się fatygował. Ale wydać polecenie to chyba można było.
PZPN życzę wzbogacenia struktury organizacyjnej przez utworzenie pionierskiego działu komórek – szarych.
Franciszkowi Smudzie życzę, aby podpierał laptopem preferowaną przez siebie pracę „na nosa”. By ewentualnie uniknąć podpierania się tym nosem. Przeciążony organ może nie wytrzymać!
Janowi Urbanowi, trenerowi Legii, życzę pozyskania do drużyny wartościowego defensywnego pomocnika i przesunięcie Macieja Iwańskiego na właściwą mu pozycję – ofensywnego pomocnika. Prezes Walter ma dostatecznie dużo zajęć, więc nie ma powodu absorbować go kłopotami ze zmianą trenera.
Kibicom i sympatykom piłki nożnej życzę, aby w PZPN w 2010 nastała, choćby słotna i chłodna, ale nowa pora roku – Jesień.
Komentatorom życzę, by zawsze pamiętali, że telewidzowie wolą oglądać pasjonujące mecze, niż wysłuchiwać pasjonujących się tymi meczami komentatorów.

Wszystkim czytającym ten blog z okazji Nowego Roku 2010 życzę zdrowia i niezapomnianych, pasjonujących przeżyć w czasie oglądania Mundialu w RPA.
autor

środa, 30 grudnia 2009

Prosto – prościej – prostacko

Anegdotka. Mąż stoi w drzwiach sypialni. Na łóżku siedzi żona i obcy facet. Oboje nadzy. „Tylko rozmawialiśmy” – mówi nerwowo kobieta. „To dlaczego nago?”. „Poruszaliśmy różne tematy”.
Przed miesiącem w Polsat Sport (program Café Futbol) Franciszek Smuda siedział na wygodnym mebelku, był ubrany, mąż-Damokles nad głową mu nie wisiał – a kłamał podobnie, jak ta zaskoczona żona. Stwierdził, że do kadry powoła po 1-nym piłkarzu z każdego z 18 klubów Ekstraklasy. I uzupełni skład zawodnikami z I ligi. A po miesiącu okazało się że zrobił, dodajmy: i dobrze, zupełnie inaczej.
Prezes PZPN – selekcjoner Smuda. Zapowiada się szorstka przyjaźń. Ale jaka ma być, gdy przyjaciele tej klasy? Już słychać tępe zażyłości odgłosy. Pan Franciszek podpisał, obowiązujący do finałów ME 2012, kontrakt z PZPN. Własny. Współpracownicy, których sobie wybrał (Wałdoch i Kazimierski) męczą się z umowami osobno. Bo PZPN i jego mózg Lato – grymaszą. Robili to już wcześniej, ale Smuda nie reagował. A powinien zorientować się, że Związek chce mieć „ucho” w sztabie szkoleniowym. Działa więc obstrukcyjnie by wepchnąć tam swoich. Czy więc Smuda nie podpisał umowy zbyt wcześnie?
Jak prostak współpracuje z prostym człowiekiem, to proste nic nie jest. Wyciekają szczegóły kontraktu. Najpierw dowiedzieliśmy się, że Smuda nie może publicznie utyskiwać na PZPN. Potem, że Związek nie może lżyć pana Franciszka. Jak te Tatarzyny. Skuli się obejmą dwustronną. Ciekawi mnie realizacja tego zapisu. Pomocna może być scenka ze wsi. „Józuś, koniec roku jus, umyj głowe, zanim cie podetne, bo nozycki włosa nie chwycom”.
No, właśnie. Przypominam: nie powołano jeszcze zespołu koordynująco-monitorująco-dopinającego, żeby pilnował zapisu. I na bieżąco zmywał głowę komu trzeba. Tylko czy to pomoże? Czy możemy uniknąć cienkich aluzji, grubymi nićmi szytych? I okraszanych szczerymi, niewymuszonymi uśmiechami a la Bolesław Krzywousty. Czy pseudo-kurtuazyjne bączki puszczane w stronę przeciwnika nie staną się zapaszkiem odczuwanym publicznie. Czas pokaże. A to świntuch i każdego publicznie obnażyć potrafi. Jeszcze się więc napatrzymy i nawąchamy!
Reprezentacja nie ma także dyrektora. Ma nim być Tomasz Smokowski z Canal+ Sport. Ten potwierdził propozycję i powiedział, że myśli. Przestanie, jak obejmie stanowisko. Inaczej w tym towarzystwie funkcjonować się nie da.
.


poniedziałek, 28 grudnia 2009

Przyszedłem! Zdziczałem! Zawyłem!


27.12.2009. Canal+Sport. Liga angielska: Hull City – Manchester Utd (1:3). Komentowali: Piotr Laboga* i Przemysław Rudzki.
Poziom komentarza żaden. 2 × NIC. Jest powiedzenie: Nic dodać, nic ująć. Tych NIC to nie dotyczy. Odjąć cokolwiek od nich nie sposób – nie ma z czego. Dodać coś, choćby najprymitywniejszą niedorzeczność – to owe NIC – niesłużenie nobilitować, a tę niedorzeczność boleśnie skrzywdzić. Bo żadna głupota nie zasługuje na towarzystwo takich NIC! Telewidzowie-abonenci – tym bardziej!

* Panie Laboga! Przekroczył Pan wszelkie granice! Tak wydzierać się w tysiącach cudzych mieszkań to objaw zdziczenia. Tylko dlatego, że np. Andy Dawson (Hull) strzela na bramkę MU Pan musi przeraźliwie wyć. To jakby ohydna, obraźliwa parodia dramatycznego krzyku kogoś dotkniętego autentycznym, niewyobrażalnym cierpieniem. Nikt Panu tego nie powiedział? To ja Panu powiem: idź do lekarza młody człowieku, bo coś Cię „jebło” w mózg i trzyma.

czwartek, 24 grudnia 2009

Śledzika radosnego!

Zdrowych i Spokojnych Świąt
Bożego Narodzenia
życzy autor blogu

środa, 23 grudnia 2009

Po „Okrągłym stole" czas na „Pręgierz" we własnej firmie!

Canal+sport. W poniedziałkowym magazynie Sport+ komentarze i skróty sobotnio-niedzielnych meczów lig europejskich. I o skróty właśnie chodzi.
Widać wychodzące drużyny na boisko. Ukazują się napisy z ich nazwami i pod tym kolorowe ikonki strojów, żeby było wiadomo kto jest kto. Potem słychać tylko odgłosy z trybun (czy autentyczne trudno zgadnąć); gdy padnie bramka, znowu napis: nazwisko strzelca i aktualny wynik. To wszystko. Nikt się do nas nie odezwie. Kto rogrywa akcję i w której minucie – nie wiadomo. A obowiązkiem stacji jest podanie nazwisk, biorących udział w akcji piłkarzy. Powtarzam: wystarczą same nazwiska! Bez żadnych komentarzy „od siebie", bo one najczęściej przeszkadzają! Ale komuś się nie chciało, albo oszczędza. Tak w Canal+Sport wygląda od niedawna większość skrótów. Skąd ta ewentualna oszczędność, nie wiadomo. Trzech komentatorów do jednego meczu – to się stosuje. A zatrudnienie jakiegoś praktykanta, żeby podał parę nazwisk, to za drogo? Gdzie tu jakakolwiek logika? A być może to kara, dla tych telewidzów, co zalegają lub nieregularnie płacą abonament. Ale ja sobie wypraszam, ja nie zalegam, i żądam pełnowartościowego produktu, a nie zwykłego bubla. Pan Prezes Zarządu Le Guern w trosce o polska piłkę zorganizował, z zadęciem, propagadnowy Okrągły stół. Teraz jednak powinien zorganizować u siebie w firmie spotkanie „Pod pręgierzem". I poddać ocenie pracę szefa sportu Jerzego Okieńczyca i jego podopiecznych. Wydaje się bowiem, że znaczący, ożywczy impuls w pracy działu sportowego jest niezbędny. Może np. jakiś wartościowy transfer?

wtorek, 22 grudnia 2009

Mateuszu Borek – do dzieła!

22.XII.2009. Polsat Sport. Café Futbol. Prowadzi Mateusz Borek.
Po obejrzeniu (z odtworzenia) tego programu, który trwał w czasie Zjazdu PZPN, oraz po zapoznaniu się z innymi relacjami prasowo-telewizyjnymi, modyfikuję swoją opinię z poprzedniego wpisu na ten temat. Otóż, wydaje mi się, że tej „rybie" trzeba pilnie wymienić głowę, czyli prezesa Latę. On kompromituje nawet swoich zwolenników. I to jego należałoby usunąć najpierw. Warto do tego wykorzystać grupę oponentów z jej liderem Kazimierzem Greniem, bo jest zaskakująco liczna! Zapraszać ich do telewizyjnego studia, przeprowadzać wywiady prasowe, jednym słowem wywierać naciski medialne, wzmagać presję sportowej opinii publicznej. Może zapewnić członkom obecnego Zarządu i niektórym działaczom, stanowiska po „przewrocie”? Inny prezes (Zbigniew Boniek – np. przejściowo) byłby pierwszym krokiem do przekształcenia PZPN w nową organizację, dostosowaną strukturą do rzeczywistości. Z wyraźnym poszerzeniem uprawnień klubów Ekstraklasy SA i I ligi.
A może spróbowałby skoordynować takie medialne działania Mateusz Borek? Pozakulisowo, przede wszystkim. Bo w Café Futbol robi to od dawna. I chwała mu za to! Na pewno wsparłby go Roman Kołtoń, także stały ekspert programu. Efekty mogą przyjść dość szybko, ponieważ odbywany Zjazd jeszcze trwa. Będzie dokończenie, gdyż z powodu braku quorum, nie zdołano przegłosować wszystkich przedłożonych wniosków, czego wymaga statut.
Warto zaznaczyć jeszcze, że przekształceń struktury PZPN od wewnątrz nie mogłyby zakwestionować władze FIFA! Zatem: Panowie gra warta świeczki!

niedziela, 20 grudnia 2009

Andrzej Twarowski a problem alkoholowy


19.XII.2009. Canal+Sport. Premier League. Fulham–Manchester United (3:0). Komentowali: Andrzej Twarowski i Rafał Nahorny.
Mecz oglądałem od ok. 20 minuty. Dobrze trafiłem, bo wtedy padła 1-sza bramka. Za chwilę usłyszałem: Proszę Cię przycisz, bo jego dzikiego zawodzenia nie cierpię. Żona piłką nożną nie interesuje się w ogóle, ale Andrzeja Twarowskiego identyfikuje bez trudu, za to ma trudności w opanowania się potem. A pan Andrzej w charakterystyczny dla siebie sposób odreagował tylko zmianę wyniku. Nie, żeby był fanem Fulham. On tak ma w ogóle. Zresztą w ciągu całej relacji był na niezłym „koksie”. Poprosiłem żonę, aby nie obrażała człowieka. Patologia to patologia. Należy współczuć, a nie obrażać chorego. I zacząłem szperać w Internecie, aby zidentyfikować dolegliwość .
Najpierw, z ciekawości wpisałem: wyjec. To małpa szerokonosa z Ameryki Południowej. O świcie osobniki te często nawołują się, wydając charakterystyczne odgłosy, które słychać w promieniu 5 kilometrów. U samców kość gnykowa jest silnie skostniała i służy jako pudło rezonansowe (rezonator). Wycie służy do komunikacji wewnątrz grupy, informacji o rewirze i jest demonstracją siły danej grupy. No, nie. Pan Twarowski to człowiek jednak, w dodatku o bardzo przyjemnej aparycji. Werbalny raban, który wywołał, nie był także sygnałem dla grupy. Wrzeszczał raczej indywidualnie, demonstrując bardziej siłę własną niż osobników o pokrewnych mu cechach (np. Piotra Labogi) . Poza tym zupełnie nic mi nie wiadomo o ewentualnym skostnieniu jego kości gnykowej, więc tym bardziej, czy mogłaby mu służyć jako pudło. Natomiast można dodać bez „pudła", że, z wiadomych powodów, rezonuje znacznie dalej niż jego wymienieni wyżej przodkowie.
Eksplorowałem więc dalej. Nadmierna pobudliwość. „Pokazało” mi: ADHD (Attention-Deficit/Hyperacitivity Disorder – zespół nadpobudliwości psycho-ruchowej. Także nadmiar mówienia. Niby się trochę zgadza, ale jednak nie całkiem. Schorzenie bowiem dotyka dzieci w wieku 5–7. Oczywiście, zawsze to może człowiekowi zostać na dłużej, ale bez szczegółowych badań pacjenta trudno tu trafnie prognozować. Dociekałem więc dalej.
Wpisałem w Google: Histeria. Okazało się, że proweniencja wyrazu jest grecka. I, niespodzianka: hysteria to macica. Czyli choroba kobiet, więc trop fałszywy? Niezupełnie. Dzisiejsza medycyna określa to jako nerwicę histeryczną, która może atakować obie płcie. Cytuję: Histeria to cecha osobowości. Bardzo silne wyrażanie egocentryzmu z chęcią skierowania całego zainteresowania otoczenia na siebie, przesada, sztuczność. I dalej: brak poczucia komfortu, kiedy nie jest się w centrum uwagi. Ergo: histeria to egocentryczna koncentracja na sobie. Dodajmy: monumentalny narcyzm. I podsumujmy: muszę wyć, by oznajmić wszystkim, że jestem najważniejszy.
Alkoholik może rozpocząć skuteczne leczenie, gdy uzna się za alkoholika. I odstawi picie na zawsze. Andrzej Twarowski, by się wyleczyć musi przestać komentować mecze „na żywo”. Niech się specjalizuje w magazynach. Dla własnego zdrowia i komfortu telewidzów, miłośników piłki nożnej. I mojej żony także.
PS. Rafał Nahorny, jak zwykle, nie zawiódł, czyli „sypał" informacjami, których inteligentny człowiek nigdy by w tym kontekście nie podał. Ale przynajmniej nie było w tym czasie słychać jego kolegi.

sobota, 19 grudnia 2009

Panie redaktorze Iwańczyk: Panu wolno mniej!


16.12.2009. Polsat Sport. Siatkówka. Liga Mistrzów: VFB Friedrichshafen – Jastrzębski Węgiel (3:1). Komentowali: Przemysław Iwańczyk i Tomasz Wójtowicz.
Z formalnego punktu widzenia:
a. zatrudniono pana jako komentatora a nie kibica;
kibicować więc Pan nie powinien.
poza tym: po co?:
b. telewidzowie nie mają wątpliwości, komu pan kibicuje,
c. polskim drużynom Pana doping nie pomaga, bo go nie słyszą.

Oto dowody na faworyzowanie w relacji Polaków (prawie cytaty):
1. Pogubili się Niemcy na całe szczęście.
2. Szkoda, szkoda – serw Polaków w aut.
3. Więcej błędów popełniają Niemcy i to jest najlepsza wiadomość.
4. Niestety, Hardy (J.W.) dostaje blok pod nogi.
5. Żeby się Groezer (VFB) nie rozhulał!
6. Na całe szczęście w taśmę (przeciwnicy Jastrzębia, naturalnie).
7. Boję się, że to właśnie Polacy wykreowali go na bohatera, i żeby ta rola trwała bardzo krótko (o coraz lepszej grze Groezera).
9. Dwa punkty Niemcy odrobili, oby nie więcej (w tym miejscu T. Wójtowicz: była nadzieja , że zepsują).
10. Na całe szczęście niedokładnie dograł, niestety Groezer jednak skończył.
11. Całe szczęście, że gospodarze podcinają sobie skrzydła.
12. Boję się, że Niemcy wyciągają tego colta.
13. Psują serw na całe szczęście.
Na koniec groteska: przy stanie 23:15 dla Niemców popełnili oni błąd. A Pan (swoje sakramentalne).: na całe szczęście punkt dla Jastrzębia! Rzeczywiście, cudowne zrządzenie losu! Zamiast 24:15 dla VFB zrobiło się 23:16. Końcowy wynik decydującego seta 25:17.
Dodajmy: i, na całe szczęście, bo sprawozdawca nie musiał już bać się niemieckiego colta.
To tylko nieliczne przykłady z jednego seta. Było takich fraz znacznie więcej, przez cztery sety. Gdyby Pan siedział na widowni i tak odczuwał, myślał, komentował z kolegą np.: było by to w miarę normalne. Ale za pośrednictwem mikrofonu mówi Pan do wielu tysięcy ludzi. Czy dostrzega Pan tę różnicę!
Prawie wszyscy chcemy zwycięstw Polaków. Ale przecież istotną częścią sportowej rywalizacji jest także to, co się dzieje na sportowej arenie ZANIM owa rywalizacja zostanie rozstrzygnięta. Bo sport to również widowisko, spektakl (nota bene ostatnio w polskiej siatkówce na bardzo wysokim poziomie). Komentator dowolnie może rozkładać akcenty, różne stosować kryteria. Czy aby na pewno Pana wybory są trafne?
Pana koledzy redakcyjni z Gazety Wyborczej dość zdecydowanie potępiają stadionowych kiboli. Tych, dla których najważniejsze jest by wygrali „nasi”. Czy dla Pana też?
I jeszcze jedno. Sławnych i zasłużonych siatkarzy, z którymi komentuje Pan siatkówkę można zrozumieć; choć usprawiedliwić – już nie! Oni mentalnie są wciąż na parkiecie. Dla nich niepolski przeciwnik, to ktoś kogo trzeba pokonać. I tylko to się liczy. Kto ma im podpowiedzieć, że muszą zmienić tekst, bo w tym przedstawieniu grają po latach inną rolę. Nie beztroskiego amanta już, ale jego statecznego ojca! Powinien im to uzmysłowić jakiś inteligentny dziennikarz. Z Gazety Wyborczej na przykład.
A poza tym: patrz punkty a, b, c. z początku wpisu.

wtorek, 15 grudnia 2009

Polska Zapaść Piłki Nożnej


Odnowicielem Stowarzyszenia postanowił zostać Kazimierz Greń. Przed grudniowym zjazdem próbuje wśród przyszłych delegatów pozyskać większość, która nie udzielając absolutorium zarządowi doprowadziłaby do nowych wyborów. Tylko że Greń lobbował niegdyś za kandydaturą Grzegorza Laty na prezesa Związku. Co się więc stało? Pewnie podział łupów nie zadowolił obu stron. Stąd wolta działacza Grenia. Jego działanie przypominają zabiegi byłego prezesa Listkiewicza. On też przed zjazdem jeździł „w teren i pozyskiwał” (najczęściej w knajpach) stosowną większość, gwarantującą reelekcję. To jest droga donikąd. Bo za chwilę innemu działaczowi nie spodoba się grupa Grenia i on także zacznie przemierzać kraj i knuć…
PZPN jest strukturą z czasów „słusznie minionych”. Ona sama jednak wciąż „niesłusznie trwa”. Jest już tak oczywistym anachronizmem, że bez jej likwidacji „nowe” nie nadejdzie. Dlatego proponuję Reformatorski stół prostokątny. Dłuższe boki boki stołu mogłyby zająć – strona PZPN, a naprzeciw – Ministerstwo Sportu. Przy krótszych podstoliki. Np. po prawej PZPN – szef SportFive Andrzej Placzyński, po przeciwnej media (Canal+, Polsat, TVN), przedstawiciele organizacji kibiców.
Cel: samorozwiązanie PZPN i zawiadomienie Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA), że uczyniono to dobrowolnie dla dobra polskiej piki nożnej. Przy tym Stole należałoby także opracować wstępny projekt zreformowanego PZPN: nowy statut – struktura, wybór władz itd.
Jak skłonić PZPN do takiej deklaracji. Poprzez wywieranie presji (głównie na delegatów i działaczy) z każdej możliwej strony. Argumenty: działanie na szkodę stowarzyszenia (umowy ze SportFive – dość łatwe do udowodnienia), zatajanie przed delegatami innych umów, horrendalne wydatki na administrację, gigantyczna afera korupcyjna, impotencja w sprawach szkolenia dzieci i młodzieży (Jerzy Engel – truteń naczelny) itp. Bardziej kompetentni anomalii znajdą więcej. Należałoby jednym słowem uświadomić ludziom ze struktur PZPN, że stają się sygnatariuszami organizacji działającej na granicy prawa, a osłaniając to gremium działają na szkodę futbolu. Sądzę, że przy wsparciu mediów przede wszystkim, to przedsięwzięcie mogłoby się powieźć.
Natomiast ponowne powoływane kuratora to niechybne narażanie się na restrykcje FIFA (ze względu na jej strach przed precedensem); oprócz awantury na całą sportową Europę, nic to zasadniczo nie zmieni. Trwanie stanu obecnego także. Może więc warto spróbować. Bo inaczej po Grzegorzu Lacie nie przyjdzie piłkarska wiosna tylko Kazimierz Greń.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Tańczący z bilami


W Eurosporcie znów pojawił się snooker. I bardzo dobrze. Relacja z mistrzostw Wielkiej Brytanii (UK Championship). Przy mikrofonach stała para: Rafał Jewtuch i Przemek Kruk. Właściwi ludzie na właściwym miejscu. Część komentatorskiej oazy na, nierzadko, zgrzebnej pustyni słów zbytecznych (jednak, gdzie pustynia ma zgrzebność ustalić nie zdołałem). Przy stołach popisy mistrzów. Fascynujący był zwłaszcza półfinał Ronnie O`Sullivan – John Higgins (8:9). Ale finał wygrał Chińczyk Ding Junhui.
Ale jednak, żeby nie było zbyt słodko, trochę się „czepnę”, na razie tylko profilaktycznie. Obaj relacjonujący bardzo lubią ze sobą „pogadać”, a pan Rafał ma czasem zapędy oratorskie. Póki co, problemu nie ma. Tym bardziej, że inteligentni ci ludzie sami potrafią się korygować. I wiedzą doskonale, że najlepsi są wtedy, gdy na bieżąco analizują sytuację na snookerowym stole.
A, swoją drogą, przydałby się magazyn snookera (edycja polska pod redakcją panów Rafała i Przemka naturalnie). Wtedy obaj komentatorzy nie musieliby „upychać” różnych wiadomości i statystyk w trakcie relacji „na żywo”. Pozdrawiam!

sobota, 12 grudnia 2009

Celebrytana taniec z kopnięciami!


11.12.2009 Polsat. Wieczór Konfrontacji Sztuk Walki (KSW), wersja MMA. Komentują: Andrzej Janisz (Polsat Sport) i Dominik Jurkiewicz (zawodnik MMA).
W programie kilka walk według prostych, rygorystycznych, ale zdrowych zasad: bij z piąchy i popraw kopem gdzie popadnie, czyli właściwie można wszędzie. Najlepiej, naturalnie trafić w przeciwnika. Ale jednak gryźć nie wolno! Usuwanie gałek ocznych także zabronione. Czyli dłubanie w rywalu wykluczone!
Nie dziwi więc, że te drakońskie zasady rywalizacji ściągnęły na zawody co bardziej wrażliwą, towarzyską śmietankę. Nastrój podniosły. Stroje pań i panów odświętne. Podekscytowany, cały w pąsach, niemłody przecież Jerzy Kulej przeżywa euforię. W wywiadzie na żywo zachwyca się organizacją, widownią, gdzie brylują przedstawiciele świata kulturalnego i artystycznego. I rzeczywiście! Mamy interview z wybitną aktorką serialową i tancerką Edytą Herbuś. Na pytanie jak jej kobieca wrażliwość reaguje na te mocne jednak doznania, mówi, że zasłania czasami oczy. Niesłusznie, jest ustalone: oczom nic nie grozi. Wkrótce dojrzeje jako artystka i kobieta i niczego nie będzie zasłaniać.
Komentatorzy Polsatu bezbłędni. Nestor polskiego dziennikarstwa, posiwiały Andrzej Janisz przeżywa drugą młodość. Ale ma dystans do wydarzeń. Krzyczy, co prawda, wydziera się i wrzeszczy, szczuje, ale słusznie (tylko na zagranicznych). Jego partner, czynny zawodnik MMA Dominik Jurkiewicz uzupełnia go idealnie. Gdy Polak walczył z zawodnikiem z USA prawie wył, rekomendując rodakowi: bij go! bij go! kop kolanem! kop kolanem! Piękna patriotyczna postawa. Niech ma za swoje. Bo, dlaczego od tylu lat upierają się przy tych wizach?
Gwóździem programu był pojedynek Marcina El Testosterona Najmana z Mariuszem Terminatorem Pudzianem Pudzianowskim. Przed walką Najman ujawnił, że przez tydzień nie uprawiał seksu, magazynując testosteron. Co z tego, jak w mediach pie….ł od miesiąca!
I może dlatego tamten post nie pomógł, bo wszystko trwało 44 sekundy. W finale Terminator, napędzany jakimś artystycznym natchnieniem, grzmocił pięściami leżącego na łopatkach Najmana i jego okolicę z tak zapalczywą, wysmakowaną ekspresją, że ledwo z życiem uszedł, próbujący interweniować ringowy sędzia. Ale przeżył, i dlatego zdążył wyłączyć Mariusza-młocarnię.
Wtedy piękną, poetycką frazą błysnął Andrzej Janisz, cytuję: Narodziła się nowa gwiazda – oznajmił uroczyście, i dalej: (Pudzian) …kopał mocno, jak koń; cztery kopnięcia na udo i Najman fiknął w niebycie pamięci. Dodajmy: kończąc walkę dłuższym pobytem na zbitym odbycie.
Tak oto gwiazda przeistoczyla się w gwiazdozbiór, bo Mariusz Terminator Pudzianowski to człowiek wielu talentów. Chętnie ogladany przez intelektualne elity. Celebrytan pełną mordą, naszą kochaną!
Niezapomniany wieczór, pełen plastycznych, wysmakowanych akcentów w barwnej, krwistej kolorystyce. Tylko ta późna pora. Impreza kończyła się ok. północy. Następne trzeba zaczynać wczesnym popołudniem. Żeby w nim mogły uczestniczyć rodzice z dziećmi. Na mecz piłkarski przecież nie pójdą! Bo tam kibole, wandale i bandyci na trybunach. A tu pełna kultura!

piątek, 11 grudnia 2009

Nagrodę przyznano!

4.XII.2009. Canal+Sport. Ekstraklasa S.A. KGHM Zagłębie Lubin–Legia Watrszawa (0:0). Rywalizacja panów z obejmą na głowie i mikrofonem przed nosem dała zaś rezultat, odpowiednio: Marcin Rosłoń–Jerzy Brzęczek–Mirosław Szymkowiak (0 : –1 : ½).

Grających komentowało 3 byłych piłkarzy. Marcin Rosłoń – taki jak niegdyś na boisku: chce mądrzej niż potrafi, Jerzy Brzęczek – odwrotnie: na boisku – kreatywny i dobry technicznie, przy mikrofonie – bezmyślny, chaotyczny pędziwiatr.
Choć wszyscy trzej są teraz widzami a nie zawodnikami – boiskowej mentalności nie zmienili. Mecze więc oglądają z poziomu murawy (pan Mirosław, nawet stamtąd relacjonuje) a nie z trybun, jak powinni. Różnica optyki wyraźna. Bo to co na boisku jest np. faulem taktycznym*, to dla widza prostackim trzymaniem za koszulkę, albo ordynarnym kopaniem po kostkach. Gdy w trakcie meczu Piotr Świerczewski dostaje żółtą kartkę (a powinien czerwoną) za uderzenie przeciwnika łokciem w twarz, to jednoznacznie jest to zagranie chamskie. Ale nie dla pana Rosłonia. Stwierdza zabawnie, ze gdy to był cios „tylko” w klatkę piersiową, to sędzia pewnie by nawet nie zareagował. Koledzy, naturalnie, nie protestowali. Załóżmy jednak, że Świerczewski trafił w skroń i potrzebna byłaby np. reanimacja – ciekawe jakby to skomentował rozkoszny szczypiorek całoroczny, pan Marcin?
Ponieważ ta relacja była wyjątkowym bublem, nawet jak na standardy Canal+Sport, została laureatką jesieni i za tandetę kolejki otrzymała nagrodę Yaya ponure wybrakowane. Gratulacje!

* Czasem jest on konieczny – to jasne. Jednak nagminnie w futbolu nadużywanym, bo zbyt się opłaca. A widowisko ewidentnie psuje.

środa, 9 grudnia 2009

Ideał sięgnął „Przeglądu Sportowego”

Na stronie internetowej Przeglądu sportowego tekst Krzysztofa Budki Nieuleczalnie chorzy.
Autor pisze o bezczynności władz piłkarskiej centrali (FIFA) w sprawie korygowania po odtworzeniu na wideo spornych sytuacji, a także powiększenia obsady sędziowskiej o arbitrów za bramkami. I ma rację, zwłaszcza po ostatnim oszustwie Henry`ego w czasie meczu Irlandia – Francja (powtórki telewizyjne nie pozostawiły wątpliwości – po jego zagraniu ręką padła bramka, decydująca o awansie Francji do MŚ). Ale pisząc o władzach FIFA Budka używa takich określeń:
1. trepy z FIFA,
2. filuty,
3. towarzystwo stetryczałych ślepców spod znaku FIFA,
4. banda rozbójników mieniąca się władzą światowej piłki,
5. i choroba, która ich dotknęła jest, niestety, nieuleczalna (w domyśle, wariaci).

Epitetami nie załatwi się jednak żadnej sprawy. A można zadać sobie pytanie: dlaczego potęgi światowej piłki Włoch czy Hiszpanii, tak przecież skrzywdzone na mundialu w Korei, nie protestują? Dlaczego PZPN w tej sprawie milczy? Dlaczego milczą wszystkie związki piłkarskie w całej Europie i świecie? Dlaczego wreszcie ewidentnie skrzywdzona Irlandia nie doczekała się poparcia, gdy proponowała powtórzenie meczu? Problem to więc nie tylko centrali FIFA.
Ubliżać jest najłatwiej. Nie potrzeba do tego kończyć studiów dziennikarskich. Każdy „trep” to potrafi. Zapytać można jakiego czytelnika chce tą publikacja zainteresować redakcja? Czy aby nie kibola, wandala albo stadionowego bandyty. To przecież ich język, język obelgi, wyzwiska, ordynarnego bluzgu.
I jeszcze jedno. Publikując takie teksty (nie po raz pierwszy) gazeta deprecjonuje własny wizerunek, szarga tradycję zasłużonego dla polskiego sportu ogólnopolskiego dziennika.
Gdy przed wielu laty wyrzucono na ulicę fortepian Chopina Norwid napisał frazę „Ideał sięgnął bruku”. Stąd, po modyfikacji, ten tytuł. Może to trochę efekciarskie, ale jednak...

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Stół Okrągły, ale strony dwie!

Okrągły Stół dla polskiej piłki nożnej z roku 2009 odbył się z inicjatywy Francuza, Prezesa Zarządu telewizyjnej stacji Canal+ pana Bertranda Le Guerna. Czy to źle? W żadnym razie. Każdy, kto chce pomóc polskiej piłce zasługuje na szacunek i poparcie. Tyle tylko, że obecny „Stół”, nawiązujący nazwą i symboliką do Polskiego Okrągłego Stołu z 1989 r., w jednym różni się zasadniczo. Wtedy to były rozmowy dwóch stron: rządzących i opozycji. I chodziło o pokojowe przekazanie władzy. A o tym pan Le Guern już wiedzieć nie musiał.
W „Stole piłkarskim” roku 2009 stron nie było. A być powinny! Tą drugą stroną – „rządzącą” –powinien być Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN). To na nim należałoby wymusić oddanie władzy, doprowadzenie do reorganizacji stowarzyszenia, w taki sposób, by władze FIFA nie mogły tego zakwestionować. Bo PZPN to dawna PZPR, to właśnie tamta strona rządowa! Dopóki będzie istniała w takim kształcie i z takimi ludźmi, żadna próba naprawy naszej piłki się nie powiedzie. Dlatego inicjatywa naszego przyjaciela z Francji skazana jest, niestety, raczej na niepowodzenie. Piłkarska Polska czeka na inny „Stół”. Czy nie mógłby go zorganizować nowy minister sportu Adam Giersz? Tylko tym razem już mądrze! Wspólnie z telewizjami Canal+. TVN i Polsat np.
Zasadność takiej inicjatywy dobitnie potwierdził niedzielny program Polsatu Sport Cafe Futbol. Prowadzący Mateusz Borek zaprosił tym razem – z-cę dyr. Polsatu Sport i delegata na Zjazd PZPN jednego z wojewódzkich okręgów. Goście pokazali trochę „kuchni” z działalności Związku. Całkowite przekazanie marketingu jednej firmie (SportFive), podpisywanie z nią umów na 10 lat! (normą są takie kontrakty najwyżej na 4 lata), przeznaczanie ok. 30% budżetu na działalność administracyjną (norma 2–5%), zaniechanie przetargów, lub choćby zapytań ofertowych, nieinformowanie delegatów na Zjazd o potajemnie zawieranych umowach i kontraktach, kuriozalna uchwała zarządu eliminująca konieczność uzyskania absolutorium przez członków zarządu, zmiana głosowań z tajnego na jawne (czyli próba wymuszania przez zastraszanie) to tylko niektóre „uchybienia”. Znamiona „działalności na szkodę stowarzyszenia” obecnych władz z Grzegorzem Latą na czele wydają się ewidentne. CBA podobnymi patologiami się podobno nie zajmuje. A kto mógłby?

Tomasz Jaroński – Rach! Ciach! Ciach!

W Eurosporcie relacje z biathlonu to domena Tomasza Jarońskiego. O strzelających narciarzach wie wszystko. Z nimi biega, z nimi strzela. Wykazuje przy tym doskonałą orientację i przytomność umysłu bo, choć dzieje się wiele, z wydarzeniami jest zawsze „na bieżąco". Dzięki niemu oglądający jest informmowany szybko i kompetetntnie.
Wspólnie z Krzysztofem Wyrzykowskim wymyślili tytułowe hasełko-zawołanie. Gdy polski zawodnik lub zawodniczka zalicza bezbłędne strzelanie (5 na 5), wtedy słyszymy radosne: Rach! Ciach! Ciach!
Obaj panowie relacjonują wspólnie także kolarstwo. A łatwe to nie jest. Peleton kilkudziesięciu zawodników snuje się po ekranie długimi minutami. Nuda? Niezupełnie. Interesujące i dowcipne komentarze-rozmówki sprawozdawców skutecznie jej zapobiegają.
Jeszcze o narciarstwie alpejskim. W polskim Eurosporcie komentuje je szef Witold Domański. Bardzo udanie. Relacjonując fascynujący zjazd np. szusuje po stoku razem z narciarzem i telewidzami z zawrotną prędkością. Trafnie na ogół ocenia wydarzenia, wskazując błędy, chwaląc kunszt. Znalazł właściwy sposób przekazu.
Nie zawsze, jak się okazuje, mikrofon pozbawia ludzi inteligencji i umiaru. Dla wszystkich wymienionych tu Panów gromkie: Rach! Ciach! Ciach!

sobota, 5 grudnia 2009

Czekam panie Prezesie!

4.XII.2009 Canal+Sport. Ekstraklasa: Zagłębie–Legia (0:0)Marcin Rosłoń, Roman Węgrzyn, Maciej Terlecki (trzej byli piłkarze) i Eurosport2, Bundesliga: Byern–Borussia Mgb (1:2) – Tomasz Lach, Maciej Murawski.
Trzech komentatorów (Ekstraklasa) już nie wystarcza. Dlaczego nie ma nikogo za bramkami? Byłoby interesujące usłyszeć jak wyglądają Ptak albo Mucha, widziani z tyłu.
W II połowie Piotr Świerczewski uderzył przeciwnika łokciem w twarz i został ukarany żółtą kartką – a powinien czerwoną, bo to było wyjątkowo chamskie zagranie. Ale dla relacjonujących inne są standardy na boisku, a inne w życiu. Uderzenie nazwali „zasłanianiem się”. Chamstwo usprawiedliwili. No, cóż Piotruś to koleś…, solidarność knajacka zobowiązuje. A młodzi patrzą i się uczą. Dasz w mordę wygrasz, oszczędzisz przeciwnika, jesteś frajer. Tak to kwitnie chamstwo na antenie i włazi Panu na głowę panie Okieńczyc. Obudź się Pan wreszcie!
W meczu Bundesligi biegunki słownej dostał Maciej Murawski. Czyściło go cyklicznie, za to długotrwale. W dodatku mylił czynność oddawania moczu ze strzałem. Oddał „szczał” oznajmiał wielokrotnie. Jakby Maciej Murawski grał tak w piłkę, jak wczoraj komentował, to zatrudniłby go najwyżej Wicher Kobyłka i to tylko po to, by uzupełnić skład.
Dobry komentator to jak dobry sędzia – im mniej go słychać, tym lepszy, tym lepiej widać mecz. Całą piątkę sprawozdawców słychać było bez przerwy. Ewidentnie przeszkadzali oglądać po raz kolejny.

Mnie pozostaje czekać na odpowiedź Prezesa Canal+. List osobiście zaniosłem 23.XI.2009 i złożyłem w recepcji za pokwitowaniem.

piątek, 4 grudnia 2009

To się nie powinno zdarzyć!

Mecz Skry Bełchatów z mistrzem Hiszpanii w siatkarskiej LM obejrzałem z odtworzenia dzień później. Komentowali: Jerzy Mielewski i Ireneusz Mazur.
Gdyby obu panów dotknęła kiedyś impotencja, porównywalna z poziomem komentarza do tego meczu, to ich przyrodzenia nie osiągnęłyby nawet zwisu. Nie jestem mściwy. Tego, mimo wszystko, im nie życzę.

UWAGA: Reklama!

3.XII.2009. Polsat Sport. Siatkówka LM Scavolini Pesaro – MKS Dąbrowa Górnicza (3:0). Komentowali: Witold Wanio i Wojciech Drzyzga.
Jeden z komentatorów, jak zwykle, reklamował się od początku do końca relacji.

Ogłoszenie reklamowe (bezpłatne):
Banał, frazes, analizy-mielizny – hurtem i tanio**!
oferuje Witold Wanio

środa, 2 grudnia 2009

Żarliwość na pół gwizdka to półśrodek!

Polsat Sport, 1.XII.2009. W meczu LM siatkówki kobiet BKS Aluprof Bielsko-Biała – Dynamo Moskwa (2:3), jeden z komentatorów Maciej Jarosz chciał, jak prawdziwy Polak-patriota, by NASZE wygrały. Gdy traciły punkt wołał (wielokrotnie): szkoda! Innym razem zachęcał: teraz musimy! Były też pragnienia-marzenia (przy remisie np.): przydałoby się odskoczyć na 2–3 punkty. Postulował, by serwisem Polki jeszcze dalej odrzucały rywalki od siatki. Obcym oponentkom życzył (i słusznie) źle. Gdy wróciła do gry, zmieniona po I secie słabo rozgrywająca Parkhomienko, powiedział, że się cieszy, bo ona może NAM pomóc.
Ale nie pomogła, podobnie jak najszczersze pragnienia pana Macieja. Polki jednak przegrały. I, niestety, pan Jarosz nie był tu bez winy. Dlaczego tylko – szkoda, a nie – bardzo szkoda, dramatycznie szkoda,, niesłychanie szkoda. A skąd to skromne musimy? Trzeba było raczej: za wszelką cenę musimy, musimy – teraz albo nigdy, musimy dać z siebie wszystko. Budzi też wątpliwości prośba o 2–3 pkt, czy nie lepiej było zażądać (tak!) 5 albo 7 pkt (by zdobyć te upragnione 2). Albo, Pan wybaczy, śmieszny postulat, żeby dalej odrzucać serwisem. Co to znaczy eufemistyczne dalej. Odrzucić serwisem poza halę! Czemu nie. Wtedy wystarczyłby flot sposobem dolnym. Wrócić by nie zdążyły. Na koniec zaledwie radość z gry Parkhomienki. Tu wręcz narzucało się zasugerowanie drobnej chociaż kontuzji (naciągnięcie, skręcenie, uraz mięśnia). Zagapił się Pan, niestety.
Tak to jest. Los czy Stwórca, do których się zwracamy, chce by dać im szansę! Wysłuchają ludzi zdeterminowanych, ideowych, żarliwie zaangażowanych. Tego panu Jaroszowi zabrakło. I to byl jego niechlubny „wkład” w tę porażkę.

Drugi komentator Tomasz Swędrowski trzymał klasę. Był w 95% komentatorem i tylko w 5% kibicem.

Yaya radosne
W dodatku do GW Sport.pl z 30.XI2009 reportaż Rafała Steca Dzieci Barcelony. Opowieść o szkółce piłkarskiej tego klubu. To zupełnie inny świat! Choć dyscyplina sportu ta sama.
Tekst: majstersztyk. Talent pana Rafała błysnął w pełnej krasie. Ale także podręcznikowy przykład realizowania misji dziennikarskiej.
Tylko, gdy porównamy… pojawia się, zwyczajnie, smutek.

poniedziałek, 30 listopada 2009

Trudne do wytrzymania piękno


Polsat Sport. Cafe futbol. Prowadzący: Mateusz Borek, „prowadzeni” – Roman Kołtoń (witam!) i Wojciech Kowalczyk.
Było w programie trochę ważnej publicystyki. Np. na temat proceduralnych uchybień w jednym z okręgów PZPN, co postawiło pod znakiem zapytania legalność wyboru władz Związku z Grzegorzem Latą na czele. Sprawa ma powrócić za tydzień. Warto jej chyba poświęcić więcej czasu.
Poruszono także, planowany na styczeń 2010, wyjazd kadry na 3 mecze do Tajlandii. Za tą niepotrzebną wyprawą stoi Spotfive. I musimy tam grać jako REPREZENTACJA Polski. Bo tylko wtedy firma zarabia. Swoją drogą, marzy mi się dziennikarskie śledztwo na temat powiązań PZPN z firmą Sportfive. Ale byłby hit! Tylko to chyba temat tabu.
Słowem – obejrzeliśmy program na dobrym poziomie.

29.XI.2009 r. Canal+Sport. Liga angielska: Arsenal–Chelsea (0:3) – komentowali: Andrzej Twarowski i Rafał Nahorny. Liga hiszpańska; Barcelona–Real (1:0) – Jacek Laskowski i Leszek Orłowski.
Ci czterej panowie, niewykwalifikowani robotnicy medialni, doznali w pracy przykrej dolegliwości: złapało ich rozwolnienie werbalne. U pana Twarowskiego miało to przebieg gwałtowny, wręcz histeryczny i obfity, Rafał Nahorny i Leszek Orłowski cierpieli spokojniej, ale swoje zrobili, perfum wokół, bynajmniej, nie rozsiewając. Natomiast pana Laskowskiego rozbolał najwyraźniej brzuszek bo zmagał się z syndromem, paplając jak dziecko.
Na koniec Jacek Laskowski podziękował za piękny wieczór. Tylko kto tu miał piękny wieczór? Wy tknięci przypadłością, czy my – telewidzowie, którzy musieli to wytrzymać? Ale podziękować za podziękowanie – wypada!

Canal+Sport. Liga+Extra. Prowadzący: Tomasz Smokowski i Andrzej Twarowski (specjalność: arogancja i błazenada), stały ekspert Tomasz Wieszczycki. Zaproszony gość Franciszek Smuda. W takm gronie o rozsądny dialog trudno. Mimo wysiłków pana Wieszczyckiego. A propos trenera Smudy. Lech Wałęsa był dobrym przywódcą Solidarności i kiepskim prezydentem, Franciszek Smuda jest bardzo dobrym trenerem klubowym, ale… no właśnie. Póki co zatacza się od ściany do ściany.

piątek, 27 listopada 2009

Snobowtór

26.XI.2009. Polsat Sport Extra. Londyn. Tenis ATP: Andy Murray (Anglia) – Fernando Verdasco (Hiszpania) (2:1). Komentują: Wojciech Fibak (była tenisowa znakomitość), Tomasz Tomaszewski (syn).
Podział ról zarysowany wyraziście. Od początku wiadomo kto tu pasterz, a kto się w cieniu pasie. W czasie relacji panowie zwracają się prawie wyłącznie do siebie. Obowiązuje pełna galanteria: zauważyłeś Wojtku, zwróciłeś uwagę Tomku. Wszystko w oparach kurtuazyjnych smrodków, obficie wzajem serwowanych. Wersal w Londynie. Oto ważniejsze fragmenty meczu*.
Pan Wojciech: Widziałeś, Tomku, ten forhend Verdasco? Gdzie patrzył pan Tomasz – nie wiadomo. Ale musiał się zagapić, więc został taktownie upomniany.
Słyszałem, Wojtku, że byłeś wczoraj w konkurencyjnej stacji u Rymanowskiego. Czy Polański teraz wyjdzie?
Pada odpowiedź: Myślę, że tak! Jak Rymanowski i Fibak postanowili, to Polański może odetchnąć!
Pewnie, he, he, Wojtku, wybierzecie się razem na narty?
Możliwe. Elektronicznie zaobrączkowani! – pogodnie zażartował pan Wojciech.
Co do Polańskiego – wiadomo. Ale dlaczego ma być zaobrączkowany Wojciech Fibak. Przecież on, jako wzorowy mąż i ojciec, swoje skłonności skierował ku pełnoletniej i prawnie je zalegalizował.
Pan Tomasz podgaduje: Podobno Verdasco niedawno interesował się Martą Domachowską – i wyobraź sobie, ona wtedy zaczęła grać gorzej. Potem interesował się Aną Ivanović…
Wcale mu się, Tomku, nie dziwię.
…ale ona też, Wojtku, wówczas zaczęła grać gorzej.
Uważaj, Tomku, bo Verdasco cały czas interesuje się Lopezem, i ten także gra słabo!
Teraz nie dziwi, dlaczego biseks Verdasco transmitowane spotkanie przegrał.
Potem pan Tomasz uruchomił kadzielnicę: Pamiętny, Wojtku, Masters w 1976 roku (Madryt) i finał singla z Orantesem – wyfrunął wonny obłoczek kadzidła – Niewiele brakowało… 2:1 w setach i 4:1 w IV secie… Pan Wojciech melancholijnie wspomniał coś o zmęczeniu po ciężkim półfinale z Villasem.
Następnie pan Tomasz rozsmarował na dłoni stosowną porcję stężonej wazeliny: Byłeś kiedyś najlepszym tenisistą świata – rozpoczął energiczną wcierkę przygotowanego preparatu – oczywiście jako deblista – skorygował, po delikatnych protestach kolegi.
I tak to mniej więcej wyglądało.
Trzeba przyznać, że Andy Murray i Fernando Verdasco nie zawiedli. Byli doskonałym tłem dla dwóch wzorowo pracujących komentatorów.

* To nie cytaty. Raczej opisy dialogu.


Mikst(ura) przeterminowana

Tego samego dnia w Londynie mecz deblowy Kubot (Polska), Marach (Austria) – Cermak (Czechy), Mertinak (Słowacja) [4:6, 4:6]. Komentowali dla Polsatu Sport Extra: Katarzyna Nowak (tenisowa Nelly) i Bohdan Tomaszewski (nestor). Był to dziwny mecz tenisowy. Do dwóch znakomitych par deblowych dołączono egzotycznego miksta. Po co?

czwartek, 26 listopada 2009

Polsat Sport? Extra!

25.XI.2009 r. Polsat Sport Extra i Polsat. Liga Mistrzów: Milan–Olympique Marsylia (1:1). W studio: prowadzący: Mateusz Borek i trzej byli piłkarze, reprezentanci Polski: Piotr Świerczewski, Piotr Czachowski i Wojciech Kowalczyk. Komentowali mecz: Bożydar Iwanow* i Roman Kołtoń.
Gdy pan Mateusz jest w formie to fachowość, polot, inteligencja – zapewnione. W środę w formie był. Jego goście też. Poprawnym językiem, ze znajomością rzeczy, czasem dowcipnie opowiadali o przeszłości, ale przede wszystkim oceniali spotkania Ligi Mistrzów. Profesjonalnie.
Popisali się również komentatorzy. Pan Bożydar jako relacjonujący, pan Roman jako komentujący. Ten dość wyraźnie zarysowany podział ról sprawił, że prawie żadna akcja nie umknęła ich uwadze. I było wiadomo, którzy piłkarze brali udział w tych akcjach. W czasie przerw w grze Roman Kołtoń oceniał, informował, wyjaśniał. Krótko! Gdy grę wznawiano natychmiast oddawał głos koledze. Ten, choć czasem podnosił głos, to nie histerycznie i tylko na chwilę (to uwaga do Andrzeja Twarowskiego z Canal+Sport). Obaj unikali także „dialogowania", słusznie oceniając, że nie są w pubie (to uwaga do Grzegorza Milki i Tomasza Lipińskiego – Canal+ Sport). Jednym słowem obaj pomagali oglądać, a nie przeszkadzali.
Pozwolę sobie na osobistą refleksję. W domu gościmy zwykle tych, których lubimy. Z okazji relacji sportowych nie zawsze tak bywa – wtedy na niektórych jesteśmy skazani. W środę byłem skazany pozytywnie. Sprawozdawcy uszanowali mnie i doskonałych zawodników. W towarzystwie ludzi, którzy jak ja (a niech będzie z patosem!) kochają futbol, spędziłem przyjemny, fajny wieczór. Prawie komfort dla telewidza! Całej wymienionej tu szóstce Panów serdecznie za to dziękuję.
Bożydar Iwanow i Roman Kołtoń pokazali na czym, mniej więcej, polega zawód piłkarskiego sprawozdawcy telewizyjnego. To dobra wiadomość dla pracowników Canal+, zwłaszcza: Rafała Nahornego, Grzegorza Milki, Tomasza Lipińskiego, Leszka Orłowskiego, Wojciecha Michałowicza**. Macie panowie od kogo się uczyć. Odtwarzajcie sobie mecz Milan–Olympique i… naśladujcie! Bo jak dotąd pracowicie tworzycie nową, stację: Canal Minus Sport.
* Może trochę rzadziej powinien Pan komentować sam, a ustąpić koledze. On mniej mówił, więc uważniej obserwował. Poza tym, też fachowiec.
** Przez bezmyślne, tasiemcowe słowotoki tego oszołoma przy mikrofonie przestałem oglądać NBA. Nigdy Panu tego nie zapomnę, panie Michałowicz.

poniedziałek, 23 listopada 2009

„Co by tu jeszcze spieprzyć Panowie...."

22.XI.2009 r. Eurosport2 Budensliga Bayern–Bayer: przy mikrofonie: Mateusz Borek (w formie skacowanego menela) i Tomasz Kłos (tego, co ten człowiek mówi i jak mówi, nie powinien słuchać nawet idiota, bo by jeszcze bardziej zgłupiał).
Canal+Sport Ekstraklasa S.A. Wisła–Cracovia: przy mikrofonie Marcin Rosłoń (chłopskie filozofowanie najmądrzejszego z całej wsi), Jerzy Brzęczek i Maciej Terlecki (głupawe pogaduszki, drętwa mowa).

Zastanawia mnie jedno. Do kogo Wy Panowie kierujecie te wasze debilne komentarze? Czy naprawdę sądzicie, że słuchają was sami kretyni. Piłka nożna to dyscyplina prosta i dla prostych ludzi, to prawda. Ale prości ludzie to nie głupki. A tak nas wszystkich, po chamsku, traktujecie.
Zamknięci we własnym gronie, nie podlegając żadnej ocenie z zewnątrz doprowadziliście zawód komentatora na samo dno. Pomysłu i koncepcji – zero. Bezmyślne mielenie jęzorem – na porządku dziennym. Zapraszacie do studia ludzi, którzy kompletnie nie umieją mówić po polsku. Dlatego słyszy się takie brednie, nonsensy, głupoty, komentarze na poziomie tegorocznego absolwenta zerówki. Wymienione na wstępie relacje były tego najlepszym dowodem. Paranoja trwa i ma się dobrze. Ciekawe, jak długo?

niedziela, 22 listopada 2009

Patologia

Po relacji z meczu ligi angielskiej Liverpool–Mamnchester City, który komentowali Marcin Rosłoń i Rafał Nahorny napisałem list do prezesa zarządu Cyfry+ pana Bertranda Le Gurna.

sobota, 21 listopada 2009

Towarzystwo wzajemnej indolencji

20.XI.2009 r. Canal+Sport. Ekstraliga S.A.: derby Warszawy Legia–Polonia 1:1. Komentarz: Jacek Laskowski i Roman Węgrzyn (uszanowanie!).
Obaj panowie zachowali się wzorowo. Nie przeklęli ani razu, żaden nie dostał zawału, jednym słowem szlag ich nie trafił i bez widocznego uszczerbku na zdrowiu wytrwali do końca tego widowiska-potworka. Gratuluję i współczuję.
Dlaczego człowiek ma kręgosłup? Żeby mu głowa do d… nie wpadła. Mało to eleganckie, ale pasuje do Legii – drużyny z chorym kręgosłupem. Brak jej bowiem kluczowego elementu (lub 2) – defensywnego pomocnika*. To jedyny chyba taki przypadek na świecie! Pracuje w Legii prezes sportowy – Leszek Miklas, dyrektor sportowy – Mirosław Trzeciak (b. reprezentant Polski), trener Jan Urban, asystenci trenera: Jose Vicuna (Hiszpan) i Jacek Magiera, skaut Marek Jóźwiak (b. zawodnicy kubu) . Czy ci ludzie nie dostrzegają ewidentnej anomalii. W ten sposób dobrej klasy zespołu nie zbuduje się nigdy.
Na Łazienkowskiej powstaje imponujący stadion. Jeżeli nic się nie zmieni, to w przyszłości rozsądniej będzie zwiedzac ten obiekt, niż oglądac tam żenujące podrygi kalekiej drużyny.

* Mankamentów w grze Legii jest naturalnie więcej. Jednak ten, o którym napisałem, jest moim zdaniem kluczowy.



czwartek, 19 listopada 2009

Chłopcy z ferajny – wersja polska

18.11.2009. Eurosport. Siatkówka, Puchar Wielkich Mistrzów: Polska–Japonia (2–3). Przy mikrofonie „modlili się” w intencji rodaków: Jacek Laskowski i Grzegorz Ryś.
Grzegorz Ryś (42 l.) był zawodnikiem kilku ligowych klubów, później m.in. trenerem juniorów, którzy w 2003 r. zostali mistrzami świata, trenerem reprezentacji Egiptu, a obecnie jest trenerem-koordynatorem Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Piękna sportowa kariera. Wydawało się, że to idealny kandydat na komentatora. Niestety, tylko się wydawało. W parze z Jackiem Laskowskim dali „popis” tendencyjnej, jednostronnej relacji. Widzieli i oceniali tylko Polaków. Znakomita okresami gra Japonii, np. piękne obrony libero Tanabe, kreatywność rozgrywającego Abe (błyskawicze „wystawy", płaskie, przez całą szerokość siatki); skuteczność Fukuzawy, były dla nich prawie niewidoczne. Czasem, łaskawie pochwalili leworęcznego Shimizu. No, ale jego atomowe ataki dostrzegłby nawet zupełny ignorant. Pomagali rodakom jak mogli. Kpili sobie pogardliwie, gdy np. po jednym z serwisów Bartosza Kurka, Japończycy usiłowali „dostarczyć” piłkę na drugą stronę; gdy Shimizu wykonał kolejny udany atak, życzyli złośliwie Oby mu wreszcie przeszło; po błędzie Azjatów padała uwaga, Najwyższy czas, albo Na szczęście, albo Dobrze (naturalnie dla NAS). Jednym słowem, identyfikowali się ze SWOIMI z intensywnością zwykłych kiboli!
Tę „obiektywną” relację falami słowotoków użyźniał Jacek Laskowski. Komentuje on zgodnie z zasadą: Jeśli nawet żadna myśl do głowy nie przyjdzie, to zawsze ślina coś na język przyniesie! Banał, frazes, pustosłowie, umysłowa lekkość bytu konika polnego, he!, he! he! – po własnych durnych dowcipach – to jego repertuar. Gejzer niedorzeczności tryskał obficie. W dodatku co chwila pojawiające się Eeeee! Eeeee! To zdumiewający przypadek! Zapaść zawodowa wprost proporcjonalna do stażu pracy.
Po porażce Polaków, tylko głupawi i szowiniści mieli jakąś rekompensatę – mecz relacjonowali ich kumple o bliźniaczej mentalności.

wtorek, 17 listopada 2009

Zagrał skróta w auta i stracił punkta


Dziś trochę o relacji z meczu siatkówki. Jest jeden problem, z którym nie radzi sobie żaden komentator. Jak relacjonować kolejny rozgrywany punkt – od momentu serwisu do zakończenia akcji? Najczęściej słyszymy próbę jej opisania. Oczywiście nieudaną. Bo tu się nie da nic sensownego powiedzieć. Za mało czasu!!! Słyszymy więc jakieś okrzyki, strzępy zdań, nerwowe, wyrywkowe komentarze, np. ależ akcja, jeszcze gramy itp. Reasumując: nieporadność, rodząca chaos. A gdy akcja jest dłuższa – z kontrą i rekontrą – wtedy już zupełny brak koncepcji. Kakofonia dźwięków różnych. Dyskomfort dla telewidza dolegliwy.
A problem łatwo rozwiązać: gdy piłka w górze – należy wymieniać TYLKO NAZWISKO! zawodnika, który jest aktualnie przy piłce! Resztę widać. A komentarz – za chwilę, przy powtórce. Będzie więcej czasu! Można wtedy podać także nazwisko(a) blokujących.
Korzyści
Dla telewidzów:
a. będziemy znali nazwiska wszystkich (5–6) zawodników rozgrywających akcję (dlaczego relacjonujący w 80–90% nie podają obecnie np. nazwiska przyjmującego i rozgrywającego – przy kontrze nie takie to oczywiste),
b. lepiej poznamy zawodników, co służyć będzie propagowaniu dyscypliny.
Dla relacjonujących:
a. pracowaliby według przejrzystej, klarownej i spójnej koncepcji.
b. oszczędzą aparat artykulacyjny (warto, z myślą o przyszłości, szanować to narzędzie).

Do pana Wójtowicza: sądzę, że po zakończeniu akcji, Pan jako pierwszy powinien ją komentować, a nie kolega. A może warto młodszego i mniej doświadczonego partnera troszkę zdyscyplinować?
Do pana Drzyzgi: komentator to nie orator. Ocena powinna kończyć się przed kolejnym serwisem. Poza tym – słucha się Pana z satysfakcją. Trafność opinii profesjonalna, polszczyzna bez zarzutu.

Polska siatkówka osiągnęła ostatnio imponujący pułap. Realizacja wizji – coraz lepsza. Panowie sprawozdawcy Polsatu Sport: i Wy ruszcie troszkę w górę. Zachęcam frazą, usłyszaną od Tomasza Wójtowicza WŁĄCZCIE WINDĘ!

Od sprawozdawców prawie zawsze słyszy się: zagrał „skróta”. Dlaczego więc nie mówimy: odebrała poroda, naprawił krana, uzyskał wzwoda, zagrał w auta, stracił punkta. Ponieważ w bierniku: kogo? co? nieosobowe rzeczowniki mają tu formę mianownika: co? Czyli: skrót, poród, kran, wzwód, aut, punkt.
No, i znowu mam za złe. Widocznie tacy zawsze znajdą powoda, żeby się przyczepić
.

sobota, 14 listopada 2009

Wibratory wciąż mobilne


Gazeta Telewizyjna dodatek do G.W. (13–19.XI.2009). Na str. 12 tekst Rafała Bryndala Komentator to dla meczu jak wibrator (taki tytuł wart jest co najmniej obszernego eseju, a tu tylko 4 króciutkie i wąziutkie łamy).
Cytat początkowy: Czym by były relacje z meczów, gdyby zabrakło podnieconych głosów komentatorów. Otóż smutnym pałętaniem się ufryzowanych osiłków po boisku. To komentatorzy potrafią niczym ksiądz z ambony stworzyć wokół meczu atmosferę nabożeństwa. (Na marginesie – czasem atmosfery nabożeństwa nic tak skutecznie nie zepsuje, jak głos z ambony).
Wróćmy do meritum. Traktuję ten tytuł i cytowane zdania – serio. Spróbuję więc osiodłać myśl w nich zawartą, chwilkę na niej kłusując* (od kłusa, a nie kłusowania).
Wniosek nasuwa się sam: np. Ronaldo i Kaka (Real Madryt), Torres i Gerard (Liverpool), Rooney (MU), Arszawin i Fabregas (Arsenal Londyn), Lampard i Drogba (Chelasea Londyn), Eto`o i Milito (Inter Mediolan), Ronadinho i Pato (Milan) byliby tylko smutno pałętającymi się po boisku ufryzowanymi osiłkami i, dopowiedzmy, partaczami i nieudacznikami; byliby, gdyby nie zespół wibratorów z ambony Canal+Sport w składzie: Piotr Laboga**, Jacek Laskowski**, Leszek Orłowski**, Grzegorz Milko**, Tomasz Lipiński**, Rafał Nahorny** i vibrator di tutti vibratori – Jacek Okieńczyc***. To Ci, histerycznie podnieceni misją kapłani, pełni kunsztu i inteligencji, obleczeni aureolą słuchawek z wystającym pręcikiem sprawiają, że ufryzowane jak naleśnik (np. Berbatow, MU), bezbożne kukły-osiłki, w podniosłej atmosferze nabożeństwa są, w ogóle, do oglądania. A my, telewidzowie, możemy uczestniczyć w boiskowym misterium. Podziękujmy tym kapłanom. Niech będą przekonani, że są przydatni. Bo jak czułby się wibrator, mając świadomość, że wibruje powietrze?

Ale, niestety, pan Bryndal nie zauważył, że w misterium uczestniczą także poganie. I oni błagają swych bożków: Perunie**** święty, Świętowicie****, Władco nasz, spraw by tym kapłanom poplątało języki, by już nie zatruwali naszych uszu tasiemcami statystyk wydumanych i ogłupiających, ściekiem bajań i klechd debilnych, jadem zdarzeń minionych, trucizną wieści umarłych, nie ekshumowali upiorów dawno pogrzebanych. Tak się modlą. Ale, nie mają szans. Ciągle sprawne wibratory są wciąż mocne!

* Próbka stylu, inspirowana Tomaszem Lorkiem z Polsatu Sport.
** Komentatorzy, którzy relacjonują mecze z najlepszych lig europejskich: m.in. angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej.
*** Szef komentatorów Canal+Sport.
**** Bóstwa słowiańskie.
Źródło: Wikipedia.

Yayeczka ponure

W TVP nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora sportowego

Podmienić Korzeniowskiego
Szaranowiczem?
To jak skazanemu –
Dożywocie na stryczek.

czwartek, 12 listopada 2009

Kto i czym nasączył Tomasza Lorka?


W PolsatSportExtra 11.XI.2009 relacja z tenisa. W Paryżu (Hala Bercy) pożegnalny mecz Safina (Rosja) z del Potro (Argentyna) – w setach 1:2. Relacjonuje Tomasz Lorek. Cytaty przytoczone chronologicznie.
I set. W przerwie między gemami słyszymy szczypta przerwy dla Państwa. To dopiero wstęp. Za chwilę będziemy się szczypać bez przerwy.
Po powrocie do Moskwy (w 2002 r.) z turnieju w Melbourne: nie wzruszył się (Safin) skierowanym ku jego oczodołom fotofleszom. Oczodołami trudno coś dostrzec! Po zagraniu (przez Marata) crossa: to był błysk Boga. O, nie! To był błysk Lorka, którego Bóg mógł tylko podziwiać.
Po wygranym II serwisie słyszymy, że del Potro delikatnie nasączył go kickiem. Kto nasącza kicki ten ma wyniki!
Po którymś przegranym punkcie, Safin machnął z niechęcią rakietą. Red. Lorek diagnozuje, agresywny, krwisty dyskurs Maratowi by się przydał. Niestety. Endriu, specjalisty od takich barwnych rozmówek, w pobliżu nie było. Ale po chwili Marat znów był na swej ulubionej, energetycznej fali. Chyba się jednak przegrzał, bo del Potro tak machnął rakietą, że odegnał złe duchy i kolekcjonuje pierwszą partię (6:4).
II set. Po wygranym woleju Safina: jakby rzeźbił fragmenty moskiewskiego metra – powściągliwie zauważa red. Tomasz. Ale zaraz potem niebiosa odmówiły mu błysku. Tylko na chwilę. Naszyjnik siostry Dinary, (który) spoczywa na szyi Safina zadziałał niczym amulet, bo Marat wyciągnął się jak legumina na patelni i wygrał punkt. Safin – wyciągnięta legumina, kort – patelnia, Lorek – z patelnią na ustach. Pikantna potrawa tu się pichci!
Dalej słyszymy: emocjonalnie jest ten mecz wysokogórską wspinaczką. Szczególnie dla geniusza-Safina, będącego niewiarygodnie wrażliwym człowiekiem, który z trudem broni się przed złem tego świata. I dalej: w przerwie hala Bercy żyje urokliwymi przyśpiewkami „Marat, Marat”, intonowanymi z najwyższych rejestrów hali. Lecz, gdy odejdzie Safin, Halę Bercy można będzie pokryć popiołem i wtedy będzie wyglądać jak średniowieczny kurhan – przytacza red. Lorek sentencję Connorsa.
Znowu wspomnienia: w 2007 roku po meczu z należną sobie czcią przytulił nieznaną sobie babcię i podarował jej ręcznik. Może zmęczony – niedowidział? Potem refleksja red. Tomasza: Rodzice chcą, gdy mamy 13–15 lat, żeby nie wychodzić z domu wieczorem, a jak mamy 30 lat mama woła: Marat, Marat, przynieś mi sterty brudnej bielizny. Bieliznę syn przyniósł i wrócił na kort. Lecz zepsuł zagranie i stuknął się w czoło. Red. Lorek na posterunku: szto ty dziełajesz – zapytał swojego wnętrza, aby się oczyścić z toksyn. Wnętrze milczało. Za moment zepsuł sączek-del Potro: mógłby teraz oczyścić nos z materiału – poleciał cytat z Sienkiewicza. Tyle tu toksycznego materiału, że ktoś powinien wziąć na przeczyszczenie wnętrza.
Wreszcie delikatnie zatarła się różnica 8 lat jaka dzieliła Safina od del Potro i Rosjanin wygrał II-go seta 7:5.
III set. Notujemy o Safinie: kiedy jest rozgrzany jak wulkan – nieosiągalny, a wtedy ślinianki z luzu przeskakują na 3 bieg (to znowu Connors). Dalej już red. Lorek: znów wznosi się na szczyt Aconcagua. Jednak gdy ze szczytu opadał, na korcie nadepnął butem owada, któremu, jak sam stwierdził, ulżył, bo ten owad żyje tylko 1 dzień. I słusznie, niech się tak długo nie męczy! Z upływem III seta w Safinie dojrzewa potrzeba dialogu z własną duszą, bo del Potro, ten piec martenowski, korzystając z podmuchu dopingu, zaczerpnął z niewiarygodnej studni piękna i osiągnął przewagę. Czy Safin przyda jeszcze jeden niebanalny błysk? Nie przydał, choć przydałby mu się. Czy niebo nad Paryżem zapłacze? – pyta Tomasz natchniony. Zapłakało. 7:5 dla del Potro. Na Halę Bercy zaczęły opadać popioły smutku i nostalgii, usypując kurhan, w którym spocznie wielki tenis Safina. Misterium, celebrowane przez kaznodzieję Lorka, dokonało się.
Ale my nie powinniśmy żałować Marata, skoro mamy Tomasza, tę niewiarygodną studnię piękna, nasączoną kickiem rozciągniętej leguminy!

wtorek, 10 listopada 2009

WIRUS* C+N1/L+M/O



Wirus ten pojawia się sukcesywnie w werbalnej przestrzeni elektronicznej, podczas relacji w Canal+Sport (C+ w nazwie) z ligowych meczów piłkarskich czołowych drużyn świata.
Pojedynczą jednostkę wirusa nazywamy wirionem. Litery w nazwie „naszego” wirusa to symbole wirionów, które go tworzą. Ten wirus zawiera także swoisty RNA (A – agresywny).
Wirusy nie są zdolne do samodzielnego rozmnażania się. W celu powielania własnych genów prowadzą proces namnażania, wykorzystując aparat kopiujący zawarty w komórkach. Wirus C+N1/L+M/O namnaża się przynajmniej raz w tygodniu. Czasem częściej. Jego aparat kopiujący działa bezbłędnie. Zakaża i zaraża prawie identycznie za każdym razem. Warto dodać, że wiriony tworzące tego wirusa działają najczęściej parami.
Wirion N1 jest szczególnie napastliwy i złośliwy (stąd nr 1), Działa z premedytacją i konsekwentnie. Nie ma szacunku ani dla znakomitych piłkarzy, ani dla telewidzów, ani nawet dla własnego partnera.. „Swoją” działką trucizny zainfekować musi. Nawet w doliczonym czasie gry.
Dwójka wirionów (połączonych w nazwie „plusem”) występuje często razem i działa inaczej. Tu jad sączony jest mniej gwałtownie. Za to równie bezceremonialnie i nachalnie.
Pozostał jeszcze wirion „O”. Działa jak para opisana powyżej.

Niektóre wirusy mogą być otoczone dodatkową „osłonką lipidową”. Lipidem jest np. wosk. Ta woskowa osłonka, która ochrania „naszego” wirusa, ma symbol – JO.

***

Mecz Ekstraklasy S.A. Lechia–Korona Kielce (1:1) komentowali: Piotr Laboga i Stefan Białas (trener). W I połowie Lechia wykonywała rzut wolny bezpośredni z ok. 18 m. Kaczmarek strzelił w nieosłonięty róg i zdobył bramkę. Piotr Laboga wyrwał się z komentarzem, że to wina muru. Pan trener zaś powiedział, że bramkarza, który źle się ustawił. Sprawa oczywista dla każdego juniora. Ale Piotr Laboga jest umysłowo młodszy. W przerwie powtórzył, że jednak to wina muru.
To, że red. Piotr nie zna się na piłce, a ją komentuje to się zdarza. Gorsze jest co innego.
1. Piotr Laboga jest niedouczony i uczyć się nie chce! A zawsze warto być mniej durnym.
2. Piotr Laboga wyrywał się z własnymi ocenami jako pierwszy. Tak było przy obu bramkach na zakończenie I połowy i po zakończeniu meczu. Tak było po prawie każdym zagraniu. Nie wpadło mu do głowy, że obok jest fachowiec, w dodatku starszy i gość (jednak!) więc warto może posłuchać najpierw jego, samemu się nie kompromitując.
3. Piotr Laboga, jak każdy ignorant, jest pewny siebie i zarozumiały.
4. Czy Piotr Laboga wie, co to jest skromność, takt, kultura, powściągliwość, umiar?

Woskowa pelerynka i tu zadziała? JO, JO!

* wirus' (łac. „virus”) – trucizna, jad.
Źródło: Wikipedia

sobota, 7 listopada 2009

Pogodna elegia o meczu Wisła–Legia


6.XI.2009 Canal+ Sport, Wisła–Legia (0–1). komentarz: Tomasz Smokowski i Roman Węgrzyn (dzień dobry!) – w studio oraz Mirosław Szymkowiak – na płycie boiska (wszystkich lubię!). Brak komentatorów za bramkami. A w przyszłości? Uważam, że każdy zawodnik powinien mieć swojego komentatora.

1. Drużyny grały za szybko, jak na swoje umiejętności. Stąd liczne straty piłki. Do 30 min. naliczyłem 80 strat (przerwałem, bo liczydło się przegrzało). W II poł. jeszcze więcej. Było zatem ok. 250 strat w meczu. To stratowało widowisko.
2. Najlepszy na boisku był sędzia Hubert Siejewicz i jego asystenci.
3. Ekipia sprawozdawcza tym razem przystrojona uroczym kwiatem w eleganckiej aplikacji, czyli ozdoba imprezy: Paulina Czarnota-Bojarska.
4. Nie zawiódł „wywiadowca” Rafał Dębiński. Zadał rozmówcom dwie klasyczne „przedłużki” (p. poprzedni wpis).
5. Można by się czepiać, że jak „robi się” relację z dwoma b. graczami reprezentacji, to logicznie biorąc, podział ról sam się narzuca:
relacja – Tomasz Smokowski,
ocena zagrań (akcji) – R. Wegrzyn i M. Szymkowiak,
ale panu Tomaszowi taki podział znów się nie narzucił; tym razem można mu wybaczyć, bo w tej grze a la „piłkarzyki” wszystko, co odwracało od niej uwagę, miało większą wartość.
7. Mecz bez „klepy”. Czyli z „klepą” – klapa. Smutek, panie Romanie.
8. W pomeczowym studio (obok płyty boiska) brylował (bez okularów) Marcin Rosłoń. Obok niego, stołek w stołek, ramię w ramię, mikrofon w mikrofon, siedzieli zaproszeni goście. Pan Marcin ocenił miny trenerów jako nieradosne, dociekał, czy głośno Maciej Skorża karcił „swoich” w przerwie meczu (syndromu sir Alexa nie było), pytał gracza Iwańskiego czy jest zadowolony, że Legia wygrała (niespodzianka – był!), troszczył się o nieosloniętą wodę sodową kopacza Małeckiego (było zimno), obiecał, że mu pożyczy czapki – nie pożyczył. Ładnie to tak nie dotrzymywać obietnic! Zadał też pan Marcin kilka zbędnych pytań dotyczących meczu. Wszystkie pytania-tasiemce w stylu późnego baroku* (było po 22.00), wyczerpujące. Telewidzów.
Reasumując: Trochę wstyd za taki hit.

* „Przerost formy nad treścią” – to domena tego stylu.

piątek, 6 listopada 2009

Pytanie i odpowiedź w jednym


Na wstępie definicja:
Przedłużka = pytanie + bo + odpowiedź

Stało się już prawie regułą, że dziennikarz prowadzący wywiad lub program nie zadaje pytania a, właśnie – przedłużkę .
Przykład (fikcyjny):
(pytanie) W LM Rubin Kazań zdobył w 2 meczach z Barceloną 3 pkt a Barca 1 pkt. Jak to możliwe? bo(odpowiedź) zauważ Roman … i tu następuje długi wywód, który wyczerpująco odpowiada na zadane „pytanie”).
To są te dwa elementy, które tworzą „przedłużkę". Stanowi ona zwykle byt samodzielny, zamknięty: nic dodać, nic ująć.
Ugodzoni taką „przedłużką”, reagują różnie. Trener Orest Leńczyk odparł niedawno reporterowi Canal+Sport: Sam pan sobie odpowiedział na pytanie!
Wróćmy do trafionego „przedłużką” pana Romana. Uśmiecha się (pozdrowienia!) i „kombinuje”: „Zabrał mi odpowiedź. Ale coś trzeba mówić”. I mówi: Zauważ Mati, że w zeszłym sezonie, Bayern... itd. Inteligentnie wrzucony poboczny wątek-„przywodziciel" I program się toczy.
Ponieważ „przedłużka” „pro(a)gresuje”, pojawią się pewnie także jakieś riposty. Np. „wywołany do tablicy”, skołowany monologiem, nie pamiętając już jego początku, poprosi: Panie redaktorze, czy ja mogę już wyjść? Albo (inny, sarkastycznie): Panie redaktorze, a czy mógłbym prosić o jakieś pytanie. Albo: Wobec takiej erudycji, panie redaktorze, to ja już nic nie mam do dodania.
Wśród telewizyjnych szermierzy „przedłużkami” wyróżniają się: Mateusz Borek i Bożydar Iwanow (obaj Polsat Sport), Tomasz Smokowski i Andrzej Twarowski – mój przyjaciel, pozdrawiam (obaj Canal+Sport) oraz Włodzimierz Szaranowicz i Dariusz Szpakowski (obaj a kysz) z TVP.

Czy dla mistrzów operowania „przedłużką” zapraszanie gości stanie się zbędne? Sądzę, że nigdy. Zmieni się tylko rola zapraszanych. Będą widzami – oglądającymi i podziwiającymi erudytów.


Wkrótce pojawi się tu propozycja dla pana Mateusza Borka. Interesująca!

czwartek, 5 listopada 2009

Czym bywają wypchane, pawiany spreparowane?

Na internetowej stronie Sport.pl felietonik Krzysztofa Budki z „Przeglądu Sportowego" – W krainie ślepców.
Autor stawia tezę, że PZPN to teatr lalek, składający się z marionetek, z najważniejszą z nich – prezesem Latą, który nominował Franciszka Smudę na selekcjonera nie sam z siebie, ale na rozkaz. Kto Lacie polecił takie zlecenie? Facet (tak w oryginale), o którym powiadają, że jest wypchany dolarami niczym spreparowany pawian trocinami. Dalej o tym, że ślepi (działacze PZPN – półinteligenci) wybrali jednookiego na prezesa. Stąd tytuł felietonu.
Frazeologia – palce lizać (bo smaczniejsze). O stylu i składni litościwie zmilczę. Przed laty siedziałem z wujem – malarzem pokojowym – w ogródku, przed domkiem, który odnawiał. Zapytałem, jak ocenia „licówkę” frontowej ściany budynku. Wuj przełknął, zakąsił i rzekł: „Nie zadawaj mie pytań między wódką a zagryzką. A licówka? Zrobili jak umieli. Lepiej, jak umiom – nie zrobiom.” Ano właśnie. Wróćmy do tekstu i, jak to mówią, chwyćmy byka za meritum.
Autor sugeruje, że PZPN nie jest suwerenny, bo musi wykonywać rozkazy jakiegoś bardzo bogatego „faceta", który co gorsza, ma w dorobku kręcenie nie takimi marionetkami. Czyli w łamaniu prawa –recydywista. No, jeśli tak jest, to wykryte zostało groźne przestępstwo. Bo albo tu występuje szantaż, albo korupcja. Należałoby więc zawiadomić prokuraturę. Ale tam nie ma z czym pójść, bo w tekście brak konkretów i dowodów. A zatem dziennikarz napisał paszkwil.
Dwie uwagi:
a. paszkwile w gazecie zawsze obniżają jej poziom, a w ogólnopolskiej, są szczególnie szkodliwe społecznie,
b. napisany tekst jest nierzetelny i niemądry (na tym poprzestańmy).
I na koniec. Kiepsko spreparowano ten felieton-pawian: rozpruł się, uwalniając to, czym był wypchany – pryzmę błota. Bez odrobiny trocin.

wtorek, 3 listopada 2009

Ani straszno ani śmieszno. Głupio!


2 miesiące pracował w Polonii trener Duszan Radolsky i został zwolniony. Przez prezesa i zarząd nieustannie poddawany był publicznemu, brutalnemu mobbingowi. Na koniec postawiono mu ultimatum-szantaż i zwolniono. W wywiadzie po przegranym meczu trener nerwowo się uśmiecha, próbuje nadrabiać miną, mówi, że naturalnie spodziewa się zwolnienia, że właściciel to mu zapowiedział i że taki jest już los trenerów. Zmęczony i przygnębiony, bo przegrał i stracił pracę. Nie ma już żadnego znaczenia, co powie i z jaką miną. Koniec.
W GW Stołecznej (3.XI.2009) na stronie sportowej w stałej rubryce CZARNA MAGIA felietonik, pt. Straszno i śmieszno autorstwa BLCK.
Cytat: „..średnio co 6 kolejek zmienia się trener, a ty (to BLCK monologuje do siebie) musisz spojrzeć na tę ponurą sytuację, by dostrzec w niej coś nowego”.
Oj, niedomagasz BLCK. Jeśli „średnio co 6 kolejek zmienia się trener”, to dzieje się 6 razy coś „nowego”. Ty chciałbyś więcej tych „nowości”. BLCK spróbuj raczej poszukać, czegoś starego. Nie ryzykujesz, wiele głupszego od tego „nowego” nie znajdziesz.
Dalej BLCK pisze, że po przegranym meczu trener Polonii Duszan Radolsky (to już insynuacja BLCK): „wyglądał, jak podmiot liryczny utworu Skaldów „Cała jesteś w skowronkach”. A powinien wyglądać, oczywiście, jak podmiot utworu „Cała jesteś w krukach”.
I dalej: „…jako kibic Polonii mocno emocjonalnie związany z klubem, (i) tak czułem się, jakby
każdym wypowiedzianym słowem trener Radolsky pluł mi w twarz”. Rozumiem Cię, BLCK,Twój ukochany klub ma kłopoty, to dołuje. Stres, nerwy, jedna szklaneczka za dużo, lekka delirka i już się beczy. A tu w dodatku na ekranie miga Radolsky... Ale spoko. To nie on, nie był agresywny, na drugi dzień rozstał się z prezesem w zgodzie. No, chłopie, głowa go góry. Przyjdzie nowy coach, pociągnie 3 kolejki, szybciej wróci „nowe". No...
Od następnego trenera BLCK wymaga niewiele, oczekuje tylko „że wygranie każdego meczu będzie dla niego niemalże sprawą życia i śmierci”. Łaskawe panisko. Wtrącił jednak „niemalże”! Czyli ciężkie kalectwo, ewentualnie, dopuszcza.

Wyobraźmy sobie teraz mecz wg oczekiwań BLCK. Stadion Polonii. Trybuny pełne. Trener i zawodnicy stoją przed trybuną główną, każdy z podniesioną prawą ręką. W dwumiejscowej loży honorowej ramię w ramię Józef Woyciechowski i BLCK. Prezes daje znak. W tym momencie zawodnicy i trener kierują w stronę loży donośne:
Bądź pozdrowiony Józefie, bądź pozdrowiony BLCK, przez idących na śmierć”*.
Sądzisz BLCK, że znajdą się drużyny, które będą chciały grać z takimi szurniętymi?
W zakończeniu BLCK pragnie, aby granie na śmierć i życie preferował „menedżer, który obejmie ster przy Konwiktorskiej 6”.
Nie wiem kto „obejmie ster”. Wiem zaś, że coś objęło Twój mózg BLCK i nie dopuszcza tam żadnej myśli. Dlatego opuść te łamy i idź prosto do lekarza. By Leczył CKolego.

* Ave, Caesar, morituri te salutant. W Starożytnym Rzymie pozdrowienie kierowane przez gladiatorów do Caesara, przed wejściem na arenę. (Wikipedia)

poniedziałek, 2 listopada 2009

O konieczności korzystania z toalet

Cana+ Sport, 31.X.2009, Liga+ Extra. W studio prowadzący: Tomasz Smokowski i Andrzej Twarowski; goście: Antoni Bugajski (Przegląd Sportowy) i Kazimierz Węgrzyn (stały ekspert, były piłkarz, pseud. Klepa).
Oglądamy skrót meczu Ekstraklasy S.A. Jagiellonia Białystok–Polonia Warszawa (0:1). Trener Polonii – Słowak, Duszan Radolsky, od miesiąca jest publicznie represjonowany przez prezesa Woyciechowskiego i innych pracowników klubu, zapowiedziami zwolnienia. Przed tym meczem postawiono mu wprost ultimatum-szantaż: jeśli Polonia nie wygra z Jagiellonią zostanie zwolniony. Polonia przegrała. Po meczu reporter Mariusz Wróblewski zapytał trenera Polonii, czy jest przygotowany na to, że będzie zwolniony? Trener dość nerwowo się uśmiecha, próbuje nadrabiać miną, mówi, że naturalnie spodziewa się, że właściciel to mu zapowiedział i że taki jest już los trenerów. Po tej rozmowie wracamy do studia. Komentując nadany reportaż, pan Bugajski dziwi się zachowaniu trenera, uważa je za mało poważne. Prowadzący trochę jakby protestują, ale krótko i słabo. Dopiero Roman Węgrzyn staje wyraźnie w obronie trenera, argumentuje, że drużyna zagrała nieźle, że widać już pozytywne efekty pracy Słowaka, że zwalnianie kolejnego trenera (4 czy 5, można się zgubić) w ciągu paru miesięcy i szukanie nowego, nie ma sensu. Prowadzący milczeli. Na tym zakończono ten wątek.
Ale warto go wznowić.
Do Mariusza Wróblewskiego. Zadając to pytanie nie zauważył Pan, niestety, że dołuje już zaszczutego. Teraz ja zapytam równie grzecznie: „Gdy indagował Pan trenera – gdzie się podziała Pańska wrażliwość, gdzie była Pana inteligencja, dobre maniery, dlaczego nie przyszło Panu do głowy proste – NIE WYPADA!” I profesjonalnie ważniejsze: „PO CO Pan o to pytał?
Do Antoniego Bugajskiego. Nie spodobała się Panu postawa biczowanego? Źle plecy nadstawiał, głupio się śmiał? A jakie jego zachowanie by Pana rajcowało?
Jeśli ktoś jest publicznie poniżany i obrażany, jeśli kogoś się, zwyczajnie, flekuje i upokarza to obowiązkiem dziennikarza (telewizyjnego także) jest stanąć w jego obronie. Pokazać patologię takich zachowań. Zwłaszcza, że to nie precedens a recydywa. Prezes Woyciechowski w biznesie jest geniuszem. Ale sport to nie handel toaletami. Tu decyduje współpraca ludzi, może mniej doskonałych, ale żywych – RUCHOMOŚCI! Tu z toalet należy korzystać. Zwłaszcza, że Polonia to klub z tradycjami, to dobro, to wartość, to ikona Warszawy. Nie tylko sportowa.
Trenerzy będą zwalniani zawsze. Ale gdy są krzywdzeni, Wy powinniście reagować – TEŻ ZAWSZE! Na początek spróbujcie obronić Duszana Radolskyego. Jak? Czy przypadkiem Duszan Radolsky nie został poddany publicznemu mobbingowi?
Do pana Romana Węgrzyna. Zachował się Pan jak człowiek przyzwoity. Panie Romanie SZACUNECZEK*. DUŻY!
Chętnie rozegrałbym z Panem klepe.

Suplement
Nie realizujcie obstalunków gawiedzi. Ile razy można pisać i mówić o zwalnianych trenerach, ile można zapowiadać: czy?, kiedy?, robić „badania opinii publicznej”, ustalać rankingi i klasyfikacje, którego najpierw, odpytywać ich o to, itd. To są przecież też ludzie – więc zwyczajnie: NIE WYPADA.

* Ulubiona fraza Mirosława Szymkowiaka (byłego piłkarza, reprezentanta Polski)

sobota, 31 października 2009

Jak cię smyrnę to poczujesz!

29.X.2009 mecz KGHM Zagłebie Lubin–Polonia Bytom (Canal+Sport). Oglądałem 15 minut. Komentatorzy (Grzegorz Milko i Tomasz Lipiński) temu,co działo się na boisku, poświęcili ok 2 min. Resztę czasu.... Reszta niech będzie milczeniem.

30.X.2009 w tejże stacji mecz Korona Kielce–Wisła Kraków. Jednym z komentatorów był Grzegorz Mielcarski. Oto próbka jego możliwości:
... „drugą nogą chce smyrnąć przeciwnika, żeby dać mu poczuć".

***
Dwójka, pan Grzegorz i pan Tomasz, awansowała z Serie A (liga włoska) do polskiej Ekstraklasy S.A. Okazuje się jednak, że i tu dla nich za wysokie progi. Ale kierunek, naturalnie, właściwy. W TVP Sport transmitują mecze zaplecza Ekstraklasy (tzw. I liga). Szefie Jacku, a może transfer do TVP. W pakiecie z panem Grzegorzem! Rzecz jasna, należałoby sporo wydać, żeby ich sprzedać. Ale nie możma jednak wykluczyć, że TVP Sport zechce z kolei sporo zapłacić, żeby ich nie kupować! Wtedy Canal+Sport pozyska środki na zorganizowanie kursu nauki zawodu komentatora sportowego. Dla lekko zaawansowanych.



Swięto Zmarłych jest Świętem Piękna i Smutku. Piękna dlatego, że wspominamy tych, których kochaliśmy, a Smutku dlatego, że już od nas odeszli.

piątek, 30 października 2009

Praca tych komentujących to nonsens

W Canal+ Sport2 (27.X.2009) mecz Juventus–Sampdoria. Przez ok. 75 minut komentujący rozmawiają na tematy nie związane z rozgrywanymi akcjami. Na ponad 90 min gry – 75 minut „przeszli obok meczu”. Jakie wydarzenia albo zjawiska z różnych dziedzin życia, byłyby porównywalne z tak, przez Grzegorza Milkę i Tomasza Lipińskiego, wykonaną pracą?

Biegi na 100 m przez płotki i 110 m przez płotki – rozgrywane z zającem.
Uchwytem dla rzucającego młotem byłaby – kula.
Przepis, że w trójskoku każdy skok musi być wykonany w przeciwną stronę.
W biegu na 3000 m z przeszkodami, konieczność pokonania rowu z wodą – flopem
Buty dla lekkoatletów z kolcami do wewnątrz.
Sędzia tenisa ziemnego jeżdżący na rolkach dookoła kortu.
Sędziowie hokejowi poruszający się na tenisowych krzesłach z kółkami.
Szachiści, grający w bokserskich rękawicach.
Lech Kaczyński, odznaczający Beatę Kempę ekskluzywnym orderem Vulgaris Zołza
Grzegorz Napieralski, wygłaszający mądre przemówienie.
Mecze piłkarskie rozgrywane piłką do rugby.
Lekarz ortopeda grający w rugby piłką lekarską.
W boksie, uznanie za regulaminową, kombinację ciosów – lewy sierp–prawy młot – i odwrotnie.
Michael Buffer, anonsujący w stołówce żołnierskiej, podanie zupy grochowej.
Koncern samochodowy produkujący auta, które można byłoby prowadzić tylko na stojąco.
Piejący kogut, jęczący jak tenisistka z Białorusi Wiktoria Azarenka.
Wiktoria Azarenka, szczytująca z ekspresyjnym dźwiękiem piejącego koguta.
Krety, prowadzące naziemny tryb życia i ryjące ku górze.

Donald Tusk, pozostawiający na stanowisku szefa CBA Mariusza Kamińskiego.
Zwierzchnik, pozostawiający na stanowisku szefa sportu Canal+ Jacka Okieńczyca.
Powyższe nonsensy i absurdy różnią się tym, że jedynie ostatnie dwa stały się rzeczywistością.

Obserwatorzy

Archiwum bloga

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy