W moim ułożonym z przymrużeniem oka rankingu – patrz poprzedni wpis – Karol Stopa zajął ostatnie miejsce. Bo choć jest uważany za tenisowego erudytę (godne uznania – doceniam to!) i być może wie o tenisie więcej niż Domański, Sikora i Wolfke razem wzięci, to nie znaczy, że jest lepszym od nich komentatorem. Karol Stopa opatrznie bowiem tę profesję rozumie. Myli hierarchie. Najwyraźniej nie dostrzega, że kort i rywalizujący na nim zawodnicy oraz oglądający ich telewidzowie to priorytety, które powinien uznać, usuwając się na plan drugi. Niestety tej podległości zaakceptować nie potrafi. On musi w relacji dominować, epatować wiedzą i obyciem w tenisowym światku. Dlatego Stopa zwykle nie komentuje bieżącego meczu – raczej jak profesor daje serię wykładów o tenisie w ogóle! Stąd uciążliwy dla widza kociokwik: jedno widzi drugie słyszy. Gdy dodać do tego mentorski ton i widoczny „gołym uchem” wybujały narcyzm Stopy, określenie jego komentarza jako skrajnie irytujący nie jest tu epitetem.
A sprawa wydaje się tak prosta i oczywista. krótka ocena rozegranej akcji, zwięzłe wyjaśnienie tenisowych zawiłości czy niuansów, podanie aktualnego wyniku i… milczenie podczas następnej rozgrywanej wymiany – to zarówno fundament jak i abc komentatora. Tylko czy profesor zechce studiować elementarz!?
*
Eurosport2. Bundesliga. Komentuje Mateusz Borek, cytuję:
Można powiedzieć, że taki napalony, naładowany energią jest Schieber. Tutaj nie chciał już nikomu oddać tej piłki. On wie, że dobre zmiany, one tutaj gdzieś mogą mu gwarantować coraz większy wymiar czasowy w Dortmundzie, który dwa razy z rzędu zdobył mistrzostwo Niemiec.
Tłumaczę: chodziło o to, że Mateusz Borek – taki napalony, naładowany kompetencją – posiadł wiedzę, że rezerwowy Schieber wie, że jeśli strzeli tutaj gdzieś na bramkę, i zdobędzie gola, to może mu to gwarantować coraz większy wymiar uznania trenera i przybliży go do pierwszej jedenastki w przyszłości.
Kto wie, może dwóch komentatorów to jednak konieczność – żeby jeden był tłumaczem drugiego i odwrotnie? Na odpowiedź trzeba poczekać – nie ma co niezdrowo się napalać i ładować zbędna enegią. Trzeba dać sobie większy wymiar czasowy, który gdzieś tam to pokaże i problem rozwiąże.
*
Premier League, Canal+Sport. Minął doliczony czas gry w I. połowie. Ale, zgodnie z przepisami, rzut wolny bezpośredni dla Manchesteru City musi być jeszcze wykonany. Przy piłce Kolarow, obok sędzia. Posłuchajmy komentatora Marcina Rosłonia.
Gramy na gwizdek pokazuje sędzia Mariner. Pewnie jeszcze dośrodkowanie Kolarowa będzie zaliczone do 1. połowy, natomiast ewentualne wybicie piłki przez obrońców Liverpoolu powinno już ją definitywnie zakończyć. Teraz ma bardzo dobrą pozycję i do bezpośredniego strzału na bramkę Pepe Reiny Aleksandar Kolarow, zarówno… również do centry takiej dochodzącej do bramki, która może zupełnie przez nikogo nie tknięta może i tak stać się bezpośrednim strzałem.
Teraz wtrąca kolega: Znakomicie ułożona lewa stopa Serba* Nie tym razem! Jeszcze zamieszanie, koniec.
Ci ludzie ani przez chwilę nie chcą przestać mówić! Ma być wykonany rzut wolny, karny, albo rożny – zamilcz przez chwilę, podaj nazwisko wykonawcy i pozwól spokojnie popatrzeć. Nie klektaj bez przerwy dziobem, w dodatku mało mądrze i niechlujnie. Ale gdzie tam… Kanon: mózg śpi, jęzor ględzi – obowiązuje niezmiennie!
Swoją drogą już ten króciutki cytat wyjaśnia dlaczego Marcin Rosłoń bywa nazywany chłopskim filozofem.
* Ma rentgen w oku, bo przecież Kolarow grał w butach. Na temat usytuowania prawej kończyny obaj dyskretnie milczeli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz