poniedziałek, 17 maja 2010

Kiedy do Canal+ Sport wkroczy Herakles*?

Mariusz Jop z Wisły Kraków strzelił „samobója” i zespół nie został mistrzem Polski. Natychmiast kubeł pomyj wylał na niego Rafał Stec w GW. Dziwić się trudno. Kto się „udziela” publicznie, a piłkarz tak ma, to musi się liczyć w konsekwencjami. Jakimi? – to zależy już tylko od np. taktu i przyzwoitości dziennikarza. Drwiąc sobie z Mariusza Jopa Rafał Stec nie zająknął się nawet, że ktoś tego piłkarza na boisko desygnował. Kolejni trenerzy klubowi i reprezentacyjni stawiali na zawodnika, który predyspozycji do „dużego” grania nigdy nie miał. W latach 2002–2008 w niemieckiej Bundeslidze grał natomiast, i to z powodzeniem, Dariusz Żuraw. Ale w kadrze polskiej wystąpił tylko raz. Wypadałoby teraz „przejechać się” trochę po tych „znakomitych” trenerach promujących Jopa a pomijających Żurawia. Do dzieła panie dziennikarzu Stec?
I jeszcze jedno. Przypomniał Pan wszystkie najpoważniejsze błędy piłkarzowi Wisły, a nie widzi Pan np. żadnych przywar i ułomności komentatorów sportowych. Oglądał Pan zapewne kiedyś NBA albo choćby ostatnią Multi Ligę w Canal+ Sport. Tam „fachowców" gorszych od Mariusza Jopa istne zatrzęsienie! Nie dostrzega Pan tego panie Rafale Stec?
*
Co się dzieje w Legii Warszawa widać gołym okiem. Chciałbym tu jeszcze przypomnieć sprawę młodego i utalentowanego obrońcy – Artura Jędrzejczyka. Trener Jan Urban wypożyczył go do Korony Kielce, nie widząc dla niego miejsca w drużynie. A przecież „pewniak” Choto co roku połowę sezonu nie gra z powodu urazów. Tak było i tym razem. Do tego doszły kontuzje także innych obrońców i defensywa Legii „się posypała”. Bardzo dobrze grający w Koronie Jędrzejczyk bardzo by się drużynie przydał. (Legia zajęła 4 miejsce i nie zagra w europejskich pucharach). Poza tym sportowe odtrącenie (całkowicie nieuzasadnione zresztą) i nagła zmiana otoczenia mogły niekorzystnie wpłynąć na młodego człowieka. (to się, na szczęście nie stało). O to bezmyślne wypożyczenie nie można jednak winić tylko mało rozsądnego Jana Urbana. A gdzie byli m.in. Jacek Magiera, Marek Jóźwiak. Nie słychać było ich protestów. Zabrakło im charakteru albo rozumu, albo jednego i drugiego. Czy dalej powinni pracować w tym klubie? Pytanie uważam za retoryczne.
*
Skończył się ligowy sezon w siatkówce. Bardzo ładnie realizowany w Polsacie Sport. I dobrze komentowany. Praca Tomasza Swędrowskiego zwłaszcza zasługuje na uznanie. Rzeczowy i kompetentny. Gdy piłka w górze śledzi ją, a nie gapi się w komputer, cytując statystyki i bzdurne „niusy". Mówi krótko i na temat. Relacjonuje przeważnie z Wojciechem Drzyzgą, autorytetem siatkarskim niekwestionowanym. Ale z wyraźną skłonnością do nadmiernego „gaworzenia”. Pan Tomasz jednak czuwa i nie daje się wciągać w rozmówki. Chwała mu za to. Szanuje zawodników i telewidzów, dbając jednocześnie o dobre imię i prestiż stacji. Wart pokaźnej premii. Której mu życzę!
*
Skończył się także sezon piłkarski. W Canal+Sport dwie ostatnie kolejki ligowe pokazywano w programie Multi Liga. Widzieliśmy relacje z ośmiu stadionów jednocześnie. Wejścia krótkie, po kilka minut. I w każdym wejściu po dwóch komentatorów! Zagadali wszystko! Jak to zwykle w tej stacji. Z oglądania ostatniej kolejki już zrezygnowałem. Czyli zafundowałem sobie Multi Figę! Okazała się zdrowsza.
Miejmy nadzieję, że w redakcji sportowej Canal+ znajdzie się wreszcie ktoś, kto dostrzeże degrengoladę komentatorów tej stacji i spróbuje anomalie i aberracje tam występujące wyeliminować. Czas po temu najwyższy!

PS. O Wojciechu Michałowiczu, który rozstrzeliwuje koszykówkę NBA niekończącym się upiornym bełkotem i bredzeniem, pisać nie będę. Cisną się bowiem na usta tylko najokropniejsze wulgaryzmy. Biedny Canal+ Sport!

PS. Postać z mitologii greckiej. Wyczyścił zapaskudzone stajnie Augiasza.

poniedziałek, 10 maja 2010

Powstrzymać potok nieczystości

Jeszcze w uzupełnieniu poprzedniego zapisu. Jeżeli ktoś pozwala sobie publicznie pracować głupio, to recenzent tym bardziej ma prawo nazwać to adekwatnie. Grzegorz Milko właściwie od zawsze ostentacyjnie sabotuje relacjonowany przez siebie piłkarski mecz. Permanentnie „przechodzi obok”, jest nieobecny. To, co się dzieje na murawie, a co powinno być istotą przekazu, jego nie interesuje. Snuje jakieś własne dywagacje na poziomie… No właśnie, jak to opisać? Banał, wyświechtany frazes, niedorzeczna refleksja, „trucie”, bajdurzenie… Wszystkiego po trochu. Marzy mi się, że Jego szef Jacek Okieńczyc poleci mu: „Grzesiu, znasz zawodników, więc tylko podawaj nazwiska tych, co rozgrywają akcje. To idzie Ci nieźle. Od siebie nic więcej nie dodawaj. Słuchają Cię przecież ludzie dorośli. Jak po robocie spotkasz jakąś grupkę małych dzieci, przeproś, pogadaj z nimi, coś im objaśnij. Jesteś jeszcze młody, powoli wpasujesz swój zawodowy intelekt w dorosłość”. Ot, marzenia…
*
Gadulstwo to rak sportowych telewizyjnych przekazów. Nowotwór złośliwy, który rozwija się coraz intensywniej. W relacjach Canal+Sport dwóch, albo trzech komentatorów mówi właściwie bez przerwy, bez opamiętania, często bez ładu i składu. Byle gadać, popisywać się rzekomą wiedzą, inteligencją, wiadomościami, plotami itp. Taki rak toczy Nahornego, Orłowskiego, Lipińskiego, Rosłonia, Milkę. Podkomentarze „od siebie” obficie wygłaszają: Laskowski, Twarowski, Laboga, Wolski. Ci ostatni to już prawie „radiowcy". Opisują wydarzenia tak, jakby głupi naród, czyli słuchacz był niewidomy i niemądry. Kierują swój przekaz do ludzi o inteligencji zerowej. Jakichś matołów kompletnych. Dlaczego, trudno zgadnąć.
Taka kakofonia notorycznego bredzenia to gehenna dla telewidzów. Jest rzeczą niepojętą, że tego w Stacjach nikt prawie nie dostrzega, że na to pozwala, że to toleruje. Nadzór jest szczątkowy, albo żaden. Sytuacja zaczyna być patologiczna. Ktoś musi wreszcie ten potok absurdalnej gadaniny zatrzymać. Za coś płacimy i żądamy zaprzestania wlewania w nasze uszy słowotoku pomyj. Podopieczni Okieńczyca! Oderwijcie się na chwilę od Internetu, bo zbierane stamtąd i przekazywane nam wiadomości-bzdety, kołtuńskie wypowiedzi, bałwańskie ciekawostki i statystyki ogłupią Was do reszty, a nas doprowadzą do zawałów i wylewów. Ruszcie mózgi, pobudźcie inteligencję. Idźcie na jakiś film, do teatru, na koncert, zwiedźcie jakąś wystawę w Zachęcie, przeczytajcie mądrą książkę. Ratujcie te resztki, co Wam jeszcze w głowach zostały. Bo profesjonalnie degradujecie się w zastraszającym tempie.
*
Proponuję aby włodarze kanałów relacjonujących sport zorganizowali profesjonalny kurs dla kandydatów na komentatorów. Należałoby tam nauczyć ich pracować według jakiejś sensownej koncepcji, ograniczyć irytującą dowolność i drażniącą improwizację, narzucić im zawodowe reguły – pouczyć czym jest obraz, dramaturgia relacjonowanych wydarzeń, respekt dla tworzących widowisko zawodników i szacunek dla oglądających relację telewidzów. A także podnieść do rangi najwyższej odpowiedzialność za słowo. Nauczyć języka powściągliwości i umiaru, uzmysłowić, że kulturalny człowiek w obcym domu (a zwłaszcza w wielu tysiącach domów) musi zachowywać się przyzwoicie. Wreszcie zagrozić, że Stacje hałaśliwych, nieduczonych i bezmyślnych zatrudniać nie będą!
Tak, czy inaczej coś zrobić trzeba, bo potok nieczystości coraz intensywniej zalewa telewizyjne kanały sportowe.

sobota, 8 maja 2010

Agentura w Canal+Sport?

5.05.2010. Canal+Sport. Ekstraklasa. Polonia Warszawa : Jagiellonia Białystok (2:0). Komentowali: Grzegorz Milko i Przemysław Rudzki.
Tak słabego meczu dawno nie widziałem. Ale podobnie nazwać komentarz do tego spotkania to byłby już dla relacjonujących komplement. Ci dwaj bowiem okazali się kompletnymi sprawozdawczymi kretynami. To mocne słowa, ale inaczej tego nazwać nie można. Jeżeli ktoś publicznie wykonuje pracę tak debilnie powinien ponieść tego konsekwencje, publicznie właśnie. Cała sprawa zakrawa wręcz na działanie celowe. Rodzi się podejrzenie, że jakaś Stacja suto opłaca tych ludzi, aby działali na szkodę Canal+Sport. Być bowiem takimi profesjonalnymi idiotami za zwykłą gażę chyba nie sposób. Panie Okieńczyc, szefie sprawozdawców, ma Pan pod swoim zwierzchnictwem ostentacyjnie bezczelnych, agentów obcych nadawców. Rusz Pan d…., choćby w swoim własnym interesie.

piątek, 7 maja 2010

Piękna maszyneria niszczenia!

GW. 30.04.2010. Rafał Stec: Jaki ten Inter piękny.
A jak Autor definiuje kryteria tego piękna? Cytat: Porywają mnie indywidualne tricki (piłkarzy Barcelony), ale porywa mnie też współpraca grupowa synchronizująca ruchy piłkarzy (Interu), scalająca ich w wielonogą i wieloręką maszynerię. Najpierw w kwestii formalnej: jeśli grupa ludzi osiąga perfekcję maszyny w bieganiu bez piłki można to ewentualnie uznać za godną podziwu wyrafinowaną taktykę trenera, ale już sygnowanie tego pięknem jest mocno kontrowersyjne.
Teraz to, co ważniejsze – ów idealizowany przez red. Steca mechanizm skonstruowany został, by obezwładnić, sparaliżować, w konsekwencji uniemożliwić takie widowiskowe, ekspresyjne zagrania, jak: porywający popis indywidualny (drybling), ciągłość prowadzonej na pełnej szybkości akcji dwójkowej, czy zespołowej, imponujące parady bramkarzy, perfekcyjne strzały, zwieńczane efektownymi golami – słowem są konstrukcją niszczącą atrybuty futbolowego piękna. Natomiast cwane, wyrafinowane, bezwzględne unicestwianie w zarodku polotu, improwizacji i kreatywności jest, de facto, destrukcyjnym działaniem, zubażającym sportowe widowisko. Zabronić tego nie można, bo jest zgodne (na ogół) z przepisami, ale nobilitować takie zakusy estetycznym Everestem – wielce bałamutne.
Dalej Rafał Stec pisze: Porywa mnie współpraca z piłką pod stopami (Barcelona), porywa współpraca bez piłki (Inter). I nie istnieje sposób, by uznać jedno za lepsze od drugiego. Otóż istnieje. To jest Piłka nożna, a nie tylko Nożna. Nie należy więc czynić analogicznym biegania z piłką przy nodze z bieganiem bez piłki, czyli z gołymi nogami. To drugie jest w istocie przeszkadzaniem i nazywane bywa, zresztą słusznie, antyfutbolem. I jest, naturalnie, piłkarsko gorsze.
Zgadzam się z Autorem, że Inter cechowało …utrzymanie głów w stanie krańcowej koncentracji przez 90 minut, odwaga w szukaniu granic swoich fizycznych możliwości, a także pogarda dla bólu i to że (cytat uczestnika meczu Maicona z Interu): …koledzy pocili się na Nou Camp krwią.
Ale te „cechy wolicjonalne”, które urzekły tak bardzo Rafała Steca można zobaczyć w bardzo wielu walkach bokserskich. To tam odwaga, poświęcenie, dzielność, męstwo i uparta wola przetrwania będąca niekiedy swoistą samotorturą, bardziej zasługują na podziw i szacunek. A jak porównać ból piłkarzy Interu z fizycznym, niewyobrażalnym cierpieniem bitego, zakrwawionego wręcz maltretowanego niekiedy, a wciąż niezłomnie walczącego boksera? Jeśli więc uznamy, że heroizm walki i przetrwania jest pięknem, to bardziej na tę nazwę zasługuje wiele walk bokserskich. W porównaniu z nimi poczynania piłkarzy Interu były, używając nomenklatury Autora, nie tyle piękne, co zaledwie niebrzydkie.
Cytat końcowy: Mourinho i jego ludzie spłodzili w półfinałowym meczu arcydzieło. Jedno z tych arcydzieł, które nie rzucają na kolana całej planety, bo są zbyt wyrafinowane, by planecie chciało się to wyrafinowanie dostrzec. Jednym słowem Mourinho to piłkarski Picasso. A na takim geniuszu mogą poznać się już tylko koneserzy – nieliczni, wybrani, najwybitniejsi. Tacy, jak np. skromny dziennikarz sportowy Gazety Wyborczej, Rafał Stec.

poniedziałek, 3 maja 2010

Mistrz usypia ostatni!

Po perypetiach z Internetem wznawiam zapisy. Trwa turniej snookera o . Relacje w Eurosporcie. Ponieważ komentatorzy – Rafał Jewtuch i Przemek Kruk – pracują, na ogół i jak zwykle, bez zarzutu, uwaga na temat samej imprezy. Wyobraźmy sobie, że 2 zawodników rozgrywa 30 partii bez przerwy – wygra prawdopodobnie lepszy. Ale, gdy ci sami zagrają „cięgiem”130 framów to wygra ten, kto drugi uśnie i może to być ten gorszy. Impreza jest, moim zdaniem, zbyt rozciągnięta w czasie i gra się zbyt wiele partii. Znużenie, monotonia zabijają błyskotliwość i polot u najlepszych – grają bez błysku i, śnięci, przegrywają. Odwrotnie, niż wytrwali rzemieślnicy – np. tegoroczny finalista Graem Dott. Dobra kondycja fizyczna, równa, prosta, asekurancka i powolna, usypiająca oponenta gra, sprawiły że ma szanse na drugi tytuł mistrza (pierwszy w 2006 r.). A przecież w rankingu, przed imprezą, był poza 16-stką najlepszych. Przygotowanie fizyczne, upór i odporność psychiczna są oczywiście istotnymi elementami, ale to cechy raczej uniwersalne, wymagane od każdego klasowego zawodnika. Rozgrywki rangi mistrzostw świata powinny jednak selekcjonować sportowców, którzy do określonej dyscypliny mają predyspozycję i talent szczególny, unikalny, uniwersalny. Ciekawe czy finałowy przeciwnik Dotta, błyskotliwy (ten jako nieliczny się ostał) Australijczyk Neil Robertson, uśnie pierwszy; w finale gra się do 18(!) zwycięskich framów. Gdy to piszę Dott prowadzi po pierwszej sesji 5:3.
I jeszcze jedno. Po co w snookerze, sporcie kameralnym, eleganckim, subtelnym, anonsy zawodników przeniesione żywcem z hali bokserskiej. Dysonans oczywisty! Poza tym – nie ma powodu pompować adrenalinę w nieliczną widownię, skoro i tak musi ona prawie cały czas oglądać zawody w milczeniu!
*
Polsat Sport relacjonował siatkarski Final Four Ligi Mistrzów. Komentowali Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga. W pierwszym meczu półfinałowym Skra Bełchatów przegrała (1:3) z Dynamem Moskwa. Oceniając grę Wojciech Drzyzga stwierdził, że ma pretensje do SKRY (podkr. moje) tylko o jedno: że nie miała alternatywnego planu gry – inaczej niż to było w przeszłości. Zapytać można pana Wojciecha: Co to znaczy „do Skry”? Do prezesa, zarządu, trenera, zawodników; dodam złośliwie do sprzątaczek obiektu? Skąd ten eufemizm. Dlaczego komentator nie powiedział otwartym tekstem, że poprzednim trenerem, który wzbogacił taktykę drużyny był Daniel Castellani (dziś prowadzi reprezentację Polski) i że to on uczynił z młodego Bartosza Kurka zawodnika klasy światowej. A obecny trener Jacek Nawrocki taktykę poprzednika bez alternatywy odrzucił, a Kurka posadził na ławce rezerwowych. I to Jacek Nawrocki, a nie portier klubu, ponosi za to pełną odpowiedzialność. W meczu o 3. miejsce Skra męczyła się z przeciętnym słoweńskim ACH Volley Bled, ostatecznie wygrała 3:1. W meczu zagrał wreszcie, imponując zwłaszcza atomowymi zbiciami, Bartosz Kurek. Ale w 3-cim secie przy stanie 24:19 dla Skry na boisku go nie było! Przeciwnicy wyrównali na 24:24, bo nie miał kto skończyć ataku. Trener Nawrocki dopiero bodaj przy 28:28 wpuścił na boisko Bartosza Kurka. Skra wygrała seta 31:29.
Wracam do Wojciecha Drzyzgi. Uważam, że fachowiec, ekspert, którym on niewątpliwie jest, nie powinien „ściemniać”, tylko nazywać rzeczy po imieniu. Można zrozumieć rozmaite układy towarzyskie. Ale jeśli pan Wojciech obawiał się, że oceniony krytycznie i po imieniu Jacek Nawrocki mógłby mieć do niego jakieś pretensje, to świadczyłoby to tylko o tym, że bliższej znajomości wart nie jest. Podobnie zresztą jak Skra warta jest lepszego trenera.

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy