czwartek, 31 grudnia 2009

Życzenia na rok 2010


Dziennikarzom sportowym Gazety Wyborczej życzę dalszych publikacji piętnujących kiboli i stadionowych bandytów oraz demaskowanie tych, którzy im sprzyjają lub pobłażają. Także, jak dotychczas, wielu publikacji „trzymających poziom”, fachowych i ważnych dla sportu.
Autorom programu Café Futbol (Polsat Sport) życzę hartu ducha i wytrwałości w mozolnym skruszaniu betonowej skamieliny z ul. Miodowej. „Miód” stamtąd nadaje się bowiem do szczególnego ula.
Prezesowi stacji Canal+Cyfrowy panu Bertrandowi Le Guern życzę zachowań bardziej eleganckich. Ignorowanie bowiem adresowanej do Pana i zaniesionej do firmy korespondencji, grzeczne nie jest. Trudno oczekiwać, naturalnie, żeby osobiście Pan się fatygował. Ale wydać polecenie to chyba można było.
PZPN życzę wzbogacenia struktury organizacyjnej przez utworzenie pionierskiego działu komórek – szarych.
Franciszkowi Smudzie życzę, aby podpierał laptopem preferowaną przez siebie pracę „na nosa”. By ewentualnie uniknąć podpierania się tym nosem. Przeciążony organ może nie wytrzymać!
Janowi Urbanowi, trenerowi Legii, życzę pozyskania do drużyny wartościowego defensywnego pomocnika i przesunięcie Macieja Iwańskiego na właściwą mu pozycję – ofensywnego pomocnika. Prezes Walter ma dostatecznie dużo zajęć, więc nie ma powodu absorbować go kłopotami ze zmianą trenera.
Kibicom i sympatykom piłki nożnej życzę, aby w PZPN w 2010 nastała, choćby słotna i chłodna, ale nowa pora roku – Jesień.
Komentatorom życzę, by zawsze pamiętali, że telewidzowie wolą oglądać pasjonujące mecze, niż wysłuchiwać pasjonujących się tymi meczami komentatorów.

Wszystkim czytającym ten blog z okazji Nowego Roku 2010 życzę zdrowia i niezapomnianych, pasjonujących przeżyć w czasie oglądania Mundialu w RPA.
autor

środa, 30 grudnia 2009

Prosto – prościej – prostacko

Anegdotka. Mąż stoi w drzwiach sypialni. Na łóżku siedzi żona i obcy facet. Oboje nadzy. „Tylko rozmawialiśmy” – mówi nerwowo kobieta. „To dlaczego nago?”. „Poruszaliśmy różne tematy”.
Przed miesiącem w Polsat Sport (program Café Futbol) Franciszek Smuda siedział na wygodnym mebelku, był ubrany, mąż-Damokles nad głową mu nie wisiał – a kłamał podobnie, jak ta zaskoczona żona. Stwierdził, że do kadry powoła po 1-nym piłkarzu z każdego z 18 klubów Ekstraklasy. I uzupełni skład zawodnikami z I ligi. A po miesiącu okazało się że zrobił, dodajmy: i dobrze, zupełnie inaczej.
Prezes PZPN – selekcjoner Smuda. Zapowiada się szorstka przyjaźń. Ale jaka ma być, gdy przyjaciele tej klasy? Już słychać tępe zażyłości odgłosy. Pan Franciszek podpisał, obowiązujący do finałów ME 2012, kontrakt z PZPN. Własny. Współpracownicy, których sobie wybrał (Wałdoch i Kazimierski) męczą się z umowami osobno. Bo PZPN i jego mózg Lato – grymaszą. Robili to już wcześniej, ale Smuda nie reagował. A powinien zorientować się, że Związek chce mieć „ucho” w sztabie szkoleniowym. Działa więc obstrukcyjnie by wepchnąć tam swoich. Czy więc Smuda nie podpisał umowy zbyt wcześnie?
Jak prostak współpracuje z prostym człowiekiem, to proste nic nie jest. Wyciekają szczegóły kontraktu. Najpierw dowiedzieliśmy się, że Smuda nie może publicznie utyskiwać na PZPN. Potem, że Związek nie może lżyć pana Franciszka. Jak te Tatarzyny. Skuli się obejmą dwustronną. Ciekawi mnie realizacja tego zapisu. Pomocna może być scenka ze wsi. „Józuś, koniec roku jus, umyj głowe, zanim cie podetne, bo nozycki włosa nie chwycom”.
No, właśnie. Przypominam: nie powołano jeszcze zespołu koordynująco-monitorująco-dopinającego, żeby pilnował zapisu. I na bieżąco zmywał głowę komu trzeba. Tylko czy to pomoże? Czy możemy uniknąć cienkich aluzji, grubymi nićmi szytych? I okraszanych szczerymi, niewymuszonymi uśmiechami a la Bolesław Krzywousty. Czy pseudo-kurtuazyjne bączki puszczane w stronę przeciwnika nie staną się zapaszkiem odczuwanym publicznie. Czas pokaże. A to świntuch i każdego publicznie obnażyć potrafi. Jeszcze się więc napatrzymy i nawąchamy!
Reprezentacja nie ma także dyrektora. Ma nim być Tomasz Smokowski z Canal+ Sport. Ten potwierdził propozycję i powiedział, że myśli. Przestanie, jak obejmie stanowisko. Inaczej w tym towarzystwie funkcjonować się nie da.
.


poniedziałek, 28 grudnia 2009

Przyszedłem! Zdziczałem! Zawyłem!


27.12.2009. Canal+Sport. Liga angielska: Hull City – Manchester Utd (1:3). Komentowali: Piotr Laboga* i Przemysław Rudzki.
Poziom komentarza żaden. 2 × NIC. Jest powiedzenie: Nic dodać, nic ująć. Tych NIC to nie dotyczy. Odjąć cokolwiek od nich nie sposób – nie ma z czego. Dodać coś, choćby najprymitywniejszą niedorzeczność – to owe NIC – niesłużenie nobilitować, a tę niedorzeczność boleśnie skrzywdzić. Bo żadna głupota nie zasługuje na towarzystwo takich NIC! Telewidzowie-abonenci – tym bardziej!

* Panie Laboga! Przekroczył Pan wszelkie granice! Tak wydzierać się w tysiącach cudzych mieszkań to objaw zdziczenia. Tylko dlatego, że np. Andy Dawson (Hull) strzela na bramkę MU Pan musi przeraźliwie wyć. To jakby ohydna, obraźliwa parodia dramatycznego krzyku kogoś dotkniętego autentycznym, niewyobrażalnym cierpieniem. Nikt Panu tego nie powiedział? To ja Panu powiem: idź do lekarza młody człowieku, bo coś Cię „jebło” w mózg i trzyma.

czwartek, 24 grudnia 2009

Śledzika radosnego!

Zdrowych i Spokojnych Świąt
Bożego Narodzenia
życzy autor blogu

środa, 23 grudnia 2009

Po „Okrągłym stole" czas na „Pręgierz" we własnej firmie!

Canal+sport. W poniedziałkowym magazynie Sport+ komentarze i skróty sobotnio-niedzielnych meczów lig europejskich. I o skróty właśnie chodzi.
Widać wychodzące drużyny na boisko. Ukazują się napisy z ich nazwami i pod tym kolorowe ikonki strojów, żeby było wiadomo kto jest kto. Potem słychać tylko odgłosy z trybun (czy autentyczne trudno zgadnąć); gdy padnie bramka, znowu napis: nazwisko strzelca i aktualny wynik. To wszystko. Nikt się do nas nie odezwie. Kto rogrywa akcję i w której minucie – nie wiadomo. A obowiązkiem stacji jest podanie nazwisk, biorących udział w akcji piłkarzy. Powtarzam: wystarczą same nazwiska! Bez żadnych komentarzy „od siebie", bo one najczęściej przeszkadzają! Ale komuś się nie chciało, albo oszczędza. Tak w Canal+Sport wygląda od niedawna większość skrótów. Skąd ta ewentualna oszczędność, nie wiadomo. Trzech komentatorów do jednego meczu – to się stosuje. A zatrudnienie jakiegoś praktykanta, żeby podał parę nazwisk, to za drogo? Gdzie tu jakakolwiek logika? A być może to kara, dla tych telewidzów, co zalegają lub nieregularnie płacą abonament. Ale ja sobie wypraszam, ja nie zalegam, i żądam pełnowartościowego produktu, a nie zwykłego bubla. Pan Prezes Zarządu Le Guern w trosce o polska piłkę zorganizował, z zadęciem, propagadnowy Okrągły stół. Teraz jednak powinien zorganizować u siebie w firmie spotkanie „Pod pręgierzem". I poddać ocenie pracę szefa sportu Jerzego Okieńczyca i jego podopiecznych. Wydaje się bowiem, że znaczący, ożywczy impuls w pracy działu sportowego jest niezbędny. Może np. jakiś wartościowy transfer?

wtorek, 22 grudnia 2009

Mateuszu Borek – do dzieła!

22.XII.2009. Polsat Sport. Café Futbol. Prowadzi Mateusz Borek.
Po obejrzeniu (z odtworzenia) tego programu, który trwał w czasie Zjazdu PZPN, oraz po zapoznaniu się z innymi relacjami prasowo-telewizyjnymi, modyfikuję swoją opinię z poprzedniego wpisu na ten temat. Otóż, wydaje mi się, że tej „rybie" trzeba pilnie wymienić głowę, czyli prezesa Latę. On kompromituje nawet swoich zwolenników. I to jego należałoby usunąć najpierw. Warto do tego wykorzystać grupę oponentów z jej liderem Kazimierzem Greniem, bo jest zaskakująco liczna! Zapraszać ich do telewizyjnego studia, przeprowadzać wywiady prasowe, jednym słowem wywierać naciski medialne, wzmagać presję sportowej opinii publicznej. Może zapewnić członkom obecnego Zarządu i niektórym działaczom, stanowiska po „przewrocie”? Inny prezes (Zbigniew Boniek – np. przejściowo) byłby pierwszym krokiem do przekształcenia PZPN w nową organizację, dostosowaną strukturą do rzeczywistości. Z wyraźnym poszerzeniem uprawnień klubów Ekstraklasy SA i I ligi.
A może spróbowałby skoordynować takie medialne działania Mateusz Borek? Pozakulisowo, przede wszystkim. Bo w Café Futbol robi to od dawna. I chwała mu za to! Na pewno wsparłby go Roman Kołtoń, także stały ekspert programu. Efekty mogą przyjść dość szybko, ponieważ odbywany Zjazd jeszcze trwa. Będzie dokończenie, gdyż z powodu braku quorum, nie zdołano przegłosować wszystkich przedłożonych wniosków, czego wymaga statut.
Warto zaznaczyć jeszcze, że przekształceń struktury PZPN od wewnątrz nie mogłyby zakwestionować władze FIFA! Zatem: Panowie gra warta świeczki!

niedziela, 20 grudnia 2009

Andrzej Twarowski a problem alkoholowy


19.XII.2009. Canal+Sport. Premier League. Fulham–Manchester United (3:0). Komentowali: Andrzej Twarowski i Rafał Nahorny.
Mecz oglądałem od ok. 20 minuty. Dobrze trafiłem, bo wtedy padła 1-sza bramka. Za chwilę usłyszałem: Proszę Cię przycisz, bo jego dzikiego zawodzenia nie cierpię. Żona piłką nożną nie interesuje się w ogóle, ale Andrzeja Twarowskiego identyfikuje bez trudu, za to ma trudności w opanowania się potem. A pan Andrzej w charakterystyczny dla siebie sposób odreagował tylko zmianę wyniku. Nie, żeby był fanem Fulham. On tak ma w ogóle. Zresztą w ciągu całej relacji był na niezłym „koksie”. Poprosiłem żonę, aby nie obrażała człowieka. Patologia to patologia. Należy współczuć, a nie obrażać chorego. I zacząłem szperać w Internecie, aby zidentyfikować dolegliwość .
Najpierw, z ciekawości wpisałem: wyjec. To małpa szerokonosa z Ameryki Południowej. O świcie osobniki te często nawołują się, wydając charakterystyczne odgłosy, które słychać w promieniu 5 kilometrów. U samców kość gnykowa jest silnie skostniała i służy jako pudło rezonansowe (rezonator). Wycie służy do komunikacji wewnątrz grupy, informacji o rewirze i jest demonstracją siły danej grupy. No, nie. Pan Twarowski to człowiek jednak, w dodatku o bardzo przyjemnej aparycji. Werbalny raban, który wywołał, nie był także sygnałem dla grupy. Wrzeszczał raczej indywidualnie, demonstrując bardziej siłę własną niż osobników o pokrewnych mu cechach (np. Piotra Labogi) . Poza tym zupełnie nic mi nie wiadomo o ewentualnym skostnieniu jego kości gnykowej, więc tym bardziej, czy mogłaby mu służyć jako pudło. Natomiast można dodać bez „pudła", że, z wiadomych powodów, rezonuje znacznie dalej niż jego wymienieni wyżej przodkowie.
Eksplorowałem więc dalej. Nadmierna pobudliwość. „Pokazało” mi: ADHD (Attention-Deficit/Hyperacitivity Disorder – zespół nadpobudliwości psycho-ruchowej. Także nadmiar mówienia. Niby się trochę zgadza, ale jednak nie całkiem. Schorzenie bowiem dotyka dzieci w wieku 5–7. Oczywiście, zawsze to może człowiekowi zostać na dłużej, ale bez szczegółowych badań pacjenta trudno tu trafnie prognozować. Dociekałem więc dalej.
Wpisałem w Google: Histeria. Okazało się, że proweniencja wyrazu jest grecka. I, niespodzianka: hysteria to macica. Czyli choroba kobiet, więc trop fałszywy? Niezupełnie. Dzisiejsza medycyna określa to jako nerwicę histeryczną, która może atakować obie płcie. Cytuję: Histeria to cecha osobowości. Bardzo silne wyrażanie egocentryzmu z chęcią skierowania całego zainteresowania otoczenia na siebie, przesada, sztuczność. I dalej: brak poczucia komfortu, kiedy nie jest się w centrum uwagi. Ergo: histeria to egocentryczna koncentracja na sobie. Dodajmy: monumentalny narcyzm. I podsumujmy: muszę wyć, by oznajmić wszystkim, że jestem najważniejszy.
Alkoholik może rozpocząć skuteczne leczenie, gdy uzna się za alkoholika. I odstawi picie na zawsze. Andrzej Twarowski, by się wyleczyć musi przestać komentować mecze „na żywo”. Niech się specjalizuje w magazynach. Dla własnego zdrowia i komfortu telewidzów, miłośników piłki nożnej. I mojej żony także.
PS. Rafał Nahorny, jak zwykle, nie zawiódł, czyli „sypał" informacjami, których inteligentny człowiek nigdy by w tym kontekście nie podał. Ale przynajmniej nie było w tym czasie słychać jego kolegi.

sobota, 19 grudnia 2009

Panie redaktorze Iwańczyk: Panu wolno mniej!


16.12.2009. Polsat Sport. Siatkówka. Liga Mistrzów: VFB Friedrichshafen – Jastrzębski Węgiel (3:1). Komentowali: Przemysław Iwańczyk i Tomasz Wójtowicz.
Z formalnego punktu widzenia:
a. zatrudniono pana jako komentatora a nie kibica;
kibicować więc Pan nie powinien.
poza tym: po co?:
b. telewidzowie nie mają wątpliwości, komu pan kibicuje,
c. polskim drużynom Pana doping nie pomaga, bo go nie słyszą.

Oto dowody na faworyzowanie w relacji Polaków (prawie cytaty):
1. Pogubili się Niemcy na całe szczęście.
2. Szkoda, szkoda – serw Polaków w aut.
3. Więcej błędów popełniają Niemcy i to jest najlepsza wiadomość.
4. Niestety, Hardy (J.W.) dostaje blok pod nogi.
5. Żeby się Groezer (VFB) nie rozhulał!
6. Na całe szczęście w taśmę (przeciwnicy Jastrzębia, naturalnie).
7. Boję się, że to właśnie Polacy wykreowali go na bohatera, i żeby ta rola trwała bardzo krótko (o coraz lepszej grze Groezera).
9. Dwa punkty Niemcy odrobili, oby nie więcej (w tym miejscu T. Wójtowicz: była nadzieja , że zepsują).
10. Na całe szczęście niedokładnie dograł, niestety Groezer jednak skończył.
11. Całe szczęście, że gospodarze podcinają sobie skrzydła.
12. Boję się, że Niemcy wyciągają tego colta.
13. Psują serw na całe szczęście.
Na koniec groteska: przy stanie 23:15 dla Niemców popełnili oni błąd. A Pan (swoje sakramentalne).: na całe szczęście punkt dla Jastrzębia! Rzeczywiście, cudowne zrządzenie losu! Zamiast 24:15 dla VFB zrobiło się 23:16. Końcowy wynik decydującego seta 25:17.
Dodajmy: i, na całe szczęście, bo sprawozdawca nie musiał już bać się niemieckiego colta.
To tylko nieliczne przykłady z jednego seta. Było takich fraz znacznie więcej, przez cztery sety. Gdyby Pan siedział na widowni i tak odczuwał, myślał, komentował z kolegą np.: było by to w miarę normalne. Ale za pośrednictwem mikrofonu mówi Pan do wielu tysięcy ludzi. Czy dostrzega Pan tę różnicę!
Prawie wszyscy chcemy zwycięstw Polaków. Ale przecież istotną częścią sportowej rywalizacji jest także to, co się dzieje na sportowej arenie ZANIM owa rywalizacja zostanie rozstrzygnięta. Bo sport to również widowisko, spektakl (nota bene ostatnio w polskiej siatkówce na bardzo wysokim poziomie). Komentator dowolnie może rozkładać akcenty, różne stosować kryteria. Czy aby na pewno Pana wybory są trafne?
Pana koledzy redakcyjni z Gazety Wyborczej dość zdecydowanie potępiają stadionowych kiboli. Tych, dla których najważniejsze jest by wygrali „nasi”. Czy dla Pana też?
I jeszcze jedno. Sławnych i zasłużonych siatkarzy, z którymi komentuje Pan siatkówkę można zrozumieć; choć usprawiedliwić – już nie! Oni mentalnie są wciąż na parkiecie. Dla nich niepolski przeciwnik, to ktoś kogo trzeba pokonać. I tylko to się liczy. Kto ma im podpowiedzieć, że muszą zmienić tekst, bo w tym przedstawieniu grają po latach inną rolę. Nie beztroskiego amanta już, ale jego statecznego ojca! Powinien im to uzmysłowić jakiś inteligentny dziennikarz. Z Gazety Wyborczej na przykład.
A poza tym: patrz punkty a, b, c. z początku wpisu.

wtorek, 15 grudnia 2009

Polska Zapaść Piłki Nożnej


Odnowicielem Stowarzyszenia postanowił zostać Kazimierz Greń. Przed grudniowym zjazdem próbuje wśród przyszłych delegatów pozyskać większość, która nie udzielając absolutorium zarządowi doprowadziłaby do nowych wyborów. Tylko że Greń lobbował niegdyś za kandydaturą Grzegorza Laty na prezesa Związku. Co się więc stało? Pewnie podział łupów nie zadowolił obu stron. Stąd wolta działacza Grenia. Jego działanie przypominają zabiegi byłego prezesa Listkiewicza. On też przed zjazdem jeździł „w teren i pozyskiwał” (najczęściej w knajpach) stosowną większość, gwarantującą reelekcję. To jest droga donikąd. Bo za chwilę innemu działaczowi nie spodoba się grupa Grenia i on także zacznie przemierzać kraj i knuć…
PZPN jest strukturą z czasów „słusznie minionych”. Ona sama jednak wciąż „niesłusznie trwa”. Jest już tak oczywistym anachronizmem, że bez jej likwidacji „nowe” nie nadejdzie. Dlatego proponuję Reformatorski stół prostokątny. Dłuższe boki boki stołu mogłyby zająć – strona PZPN, a naprzeciw – Ministerstwo Sportu. Przy krótszych podstoliki. Np. po prawej PZPN – szef SportFive Andrzej Placzyński, po przeciwnej media (Canal+, Polsat, TVN), przedstawiciele organizacji kibiców.
Cel: samorozwiązanie PZPN i zawiadomienie Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA), że uczyniono to dobrowolnie dla dobra polskiej piki nożnej. Przy tym Stole należałoby także opracować wstępny projekt zreformowanego PZPN: nowy statut – struktura, wybór władz itd.
Jak skłonić PZPN do takiej deklaracji. Poprzez wywieranie presji (głównie na delegatów i działaczy) z każdej możliwej strony. Argumenty: działanie na szkodę stowarzyszenia (umowy ze SportFive – dość łatwe do udowodnienia), zatajanie przed delegatami innych umów, horrendalne wydatki na administrację, gigantyczna afera korupcyjna, impotencja w sprawach szkolenia dzieci i młodzieży (Jerzy Engel – truteń naczelny) itp. Bardziej kompetentni anomalii znajdą więcej. Należałoby jednym słowem uświadomić ludziom ze struktur PZPN, że stają się sygnatariuszami organizacji działającej na granicy prawa, a osłaniając to gremium działają na szkodę futbolu. Sądzę, że przy wsparciu mediów przede wszystkim, to przedsięwzięcie mogłoby się powieźć.
Natomiast ponowne powoływane kuratora to niechybne narażanie się na restrykcje FIFA (ze względu na jej strach przed precedensem); oprócz awantury na całą sportową Europę, nic to zasadniczo nie zmieni. Trwanie stanu obecnego także. Może więc warto spróbować. Bo inaczej po Grzegorzu Lacie nie przyjdzie piłkarska wiosna tylko Kazimierz Greń.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Tańczący z bilami


W Eurosporcie znów pojawił się snooker. I bardzo dobrze. Relacja z mistrzostw Wielkiej Brytanii (UK Championship). Przy mikrofonach stała para: Rafał Jewtuch i Przemek Kruk. Właściwi ludzie na właściwym miejscu. Część komentatorskiej oazy na, nierzadko, zgrzebnej pustyni słów zbytecznych (jednak, gdzie pustynia ma zgrzebność ustalić nie zdołałem). Przy stołach popisy mistrzów. Fascynujący był zwłaszcza półfinał Ronnie O`Sullivan – John Higgins (8:9). Ale finał wygrał Chińczyk Ding Junhui.
Ale jednak, żeby nie było zbyt słodko, trochę się „czepnę”, na razie tylko profilaktycznie. Obaj relacjonujący bardzo lubią ze sobą „pogadać”, a pan Rafał ma czasem zapędy oratorskie. Póki co, problemu nie ma. Tym bardziej, że inteligentni ci ludzie sami potrafią się korygować. I wiedzą doskonale, że najlepsi są wtedy, gdy na bieżąco analizują sytuację na snookerowym stole.
A, swoją drogą, przydałby się magazyn snookera (edycja polska pod redakcją panów Rafała i Przemka naturalnie). Wtedy obaj komentatorzy nie musieliby „upychać” różnych wiadomości i statystyk w trakcie relacji „na żywo”. Pozdrawiam!

sobota, 12 grudnia 2009

Celebrytana taniec z kopnięciami!


11.12.2009 Polsat. Wieczór Konfrontacji Sztuk Walki (KSW), wersja MMA. Komentują: Andrzej Janisz (Polsat Sport) i Dominik Jurkiewicz (zawodnik MMA).
W programie kilka walk według prostych, rygorystycznych, ale zdrowych zasad: bij z piąchy i popraw kopem gdzie popadnie, czyli właściwie można wszędzie. Najlepiej, naturalnie trafić w przeciwnika. Ale jednak gryźć nie wolno! Usuwanie gałek ocznych także zabronione. Czyli dłubanie w rywalu wykluczone!
Nie dziwi więc, że te drakońskie zasady rywalizacji ściągnęły na zawody co bardziej wrażliwą, towarzyską śmietankę. Nastrój podniosły. Stroje pań i panów odświętne. Podekscytowany, cały w pąsach, niemłody przecież Jerzy Kulej przeżywa euforię. W wywiadzie na żywo zachwyca się organizacją, widownią, gdzie brylują przedstawiciele świata kulturalnego i artystycznego. I rzeczywiście! Mamy interview z wybitną aktorką serialową i tancerką Edytą Herbuś. Na pytanie jak jej kobieca wrażliwość reaguje na te mocne jednak doznania, mówi, że zasłania czasami oczy. Niesłusznie, jest ustalone: oczom nic nie grozi. Wkrótce dojrzeje jako artystka i kobieta i niczego nie będzie zasłaniać.
Komentatorzy Polsatu bezbłędni. Nestor polskiego dziennikarstwa, posiwiały Andrzej Janisz przeżywa drugą młodość. Ale ma dystans do wydarzeń. Krzyczy, co prawda, wydziera się i wrzeszczy, szczuje, ale słusznie (tylko na zagranicznych). Jego partner, czynny zawodnik MMA Dominik Jurkiewicz uzupełnia go idealnie. Gdy Polak walczył z zawodnikiem z USA prawie wył, rekomendując rodakowi: bij go! bij go! kop kolanem! kop kolanem! Piękna patriotyczna postawa. Niech ma za swoje. Bo, dlaczego od tylu lat upierają się przy tych wizach?
Gwóździem programu był pojedynek Marcina El Testosterona Najmana z Mariuszem Terminatorem Pudzianem Pudzianowskim. Przed walką Najman ujawnił, że przez tydzień nie uprawiał seksu, magazynując testosteron. Co z tego, jak w mediach pie….ł od miesiąca!
I może dlatego tamten post nie pomógł, bo wszystko trwało 44 sekundy. W finale Terminator, napędzany jakimś artystycznym natchnieniem, grzmocił pięściami leżącego na łopatkach Najmana i jego okolicę z tak zapalczywą, wysmakowaną ekspresją, że ledwo z życiem uszedł, próbujący interweniować ringowy sędzia. Ale przeżył, i dlatego zdążył wyłączyć Mariusza-młocarnię.
Wtedy piękną, poetycką frazą błysnął Andrzej Janisz, cytuję: Narodziła się nowa gwiazda – oznajmił uroczyście, i dalej: (Pudzian) …kopał mocno, jak koń; cztery kopnięcia na udo i Najman fiknął w niebycie pamięci. Dodajmy: kończąc walkę dłuższym pobytem na zbitym odbycie.
Tak oto gwiazda przeistoczyla się w gwiazdozbiór, bo Mariusz Terminator Pudzianowski to człowiek wielu talentów. Chętnie ogladany przez intelektualne elity. Celebrytan pełną mordą, naszą kochaną!
Niezapomniany wieczór, pełen plastycznych, wysmakowanych akcentów w barwnej, krwistej kolorystyce. Tylko ta późna pora. Impreza kończyła się ok. północy. Następne trzeba zaczynać wczesnym popołudniem. Żeby w nim mogły uczestniczyć rodzice z dziećmi. Na mecz piłkarski przecież nie pójdą! Bo tam kibole, wandale i bandyci na trybunach. A tu pełna kultura!

piątek, 11 grudnia 2009

Nagrodę przyznano!

4.XII.2009. Canal+Sport. Ekstraklasa S.A. KGHM Zagłębie Lubin–Legia Watrszawa (0:0). Rywalizacja panów z obejmą na głowie i mikrofonem przed nosem dała zaś rezultat, odpowiednio: Marcin Rosłoń–Jerzy Brzęczek–Mirosław Szymkowiak (0 : –1 : ½).

Grających komentowało 3 byłych piłkarzy. Marcin Rosłoń – taki jak niegdyś na boisku: chce mądrzej niż potrafi, Jerzy Brzęczek – odwrotnie: na boisku – kreatywny i dobry technicznie, przy mikrofonie – bezmyślny, chaotyczny pędziwiatr.
Choć wszyscy trzej są teraz widzami a nie zawodnikami – boiskowej mentalności nie zmienili. Mecze więc oglądają z poziomu murawy (pan Mirosław, nawet stamtąd relacjonuje) a nie z trybun, jak powinni. Różnica optyki wyraźna. Bo to co na boisku jest np. faulem taktycznym*, to dla widza prostackim trzymaniem za koszulkę, albo ordynarnym kopaniem po kostkach. Gdy w trakcie meczu Piotr Świerczewski dostaje żółtą kartkę (a powinien czerwoną) za uderzenie przeciwnika łokciem w twarz, to jednoznacznie jest to zagranie chamskie. Ale nie dla pana Rosłonia. Stwierdza zabawnie, ze gdy to był cios „tylko” w klatkę piersiową, to sędzia pewnie by nawet nie zareagował. Koledzy, naturalnie, nie protestowali. Załóżmy jednak, że Świerczewski trafił w skroń i potrzebna byłaby np. reanimacja – ciekawe jakby to skomentował rozkoszny szczypiorek całoroczny, pan Marcin?
Ponieważ ta relacja była wyjątkowym bublem, nawet jak na standardy Canal+Sport, została laureatką jesieni i za tandetę kolejki otrzymała nagrodę Yaya ponure wybrakowane. Gratulacje!

* Czasem jest on konieczny – to jasne. Jednak nagminnie w futbolu nadużywanym, bo zbyt się opłaca. A widowisko ewidentnie psuje.

środa, 9 grudnia 2009

Ideał sięgnął „Przeglądu Sportowego”

Na stronie internetowej Przeglądu sportowego tekst Krzysztofa Budki Nieuleczalnie chorzy.
Autor pisze o bezczynności władz piłkarskiej centrali (FIFA) w sprawie korygowania po odtworzeniu na wideo spornych sytuacji, a także powiększenia obsady sędziowskiej o arbitrów za bramkami. I ma rację, zwłaszcza po ostatnim oszustwie Henry`ego w czasie meczu Irlandia – Francja (powtórki telewizyjne nie pozostawiły wątpliwości – po jego zagraniu ręką padła bramka, decydująca o awansie Francji do MŚ). Ale pisząc o władzach FIFA Budka używa takich określeń:
1. trepy z FIFA,
2. filuty,
3. towarzystwo stetryczałych ślepców spod znaku FIFA,
4. banda rozbójników mieniąca się władzą światowej piłki,
5. i choroba, która ich dotknęła jest, niestety, nieuleczalna (w domyśle, wariaci).

Epitetami nie załatwi się jednak żadnej sprawy. A można zadać sobie pytanie: dlaczego potęgi światowej piłki Włoch czy Hiszpanii, tak przecież skrzywdzone na mundialu w Korei, nie protestują? Dlaczego PZPN w tej sprawie milczy? Dlaczego milczą wszystkie związki piłkarskie w całej Europie i świecie? Dlaczego wreszcie ewidentnie skrzywdzona Irlandia nie doczekała się poparcia, gdy proponowała powtórzenie meczu? Problem to więc nie tylko centrali FIFA.
Ubliżać jest najłatwiej. Nie potrzeba do tego kończyć studiów dziennikarskich. Każdy „trep” to potrafi. Zapytać można jakiego czytelnika chce tą publikacja zainteresować redakcja? Czy aby nie kibola, wandala albo stadionowego bandyty. To przecież ich język, język obelgi, wyzwiska, ordynarnego bluzgu.
I jeszcze jedno. Publikując takie teksty (nie po raz pierwszy) gazeta deprecjonuje własny wizerunek, szarga tradycję zasłużonego dla polskiego sportu ogólnopolskiego dziennika.
Gdy przed wielu laty wyrzucono na ulicę fortepian Chopina Norwid napisał frazę „Ideał sięgnął bruku”. Stąd, po modyfikacji, ten tytuł. Może to trochę efekciarskie, ale jednak...

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Stół Okrągły, ale strony dwie!

Okrągły Stół dla polskiej piłki nożnej z roku 2009 odbył się z inicjatywy Francuza, Prezesa Zarządu telewizyjnej stacji Canal+ pana Bertranda Le Guerna. Czy to źle? W żadnym razie. Każdy, kto chce pomóc polskiej piłce zasługuje na szacunek i poparcie. Tyle tylko, że obecny „Stół”, nawiązujący nazwą i symboliką do Polskiego Okrągłego Stołu z 1989 r., w jednym różni się zasadniczo. Wtedy to były rozmowy dwóch stron: rządzących i opozycji. I chodziło o pokojowe przekazanie władzy. A o tym pan Le Guern już wiedzieć nie musiał.
W „Stole piłkarskim” roku 2009 stron nie było. A być powinny! Tą drugą stroną – „rządzącą” –powinien być Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN). To na nim należałoby wymusić oddanie władzy, doprowadzenie do reorganizacji stowarzyszenia, w taki sposób, by władze FIFA nie mogły tego zakwestionować. Bo PZPN to dawna PZPR, to właśnie tamta strona rządowa! Dopóki będzie istniała w takim kształcie i z takimi ludźmi, żadna próba naprawy naszej piłki się nie powiedzie. Dlatego inicjatywa naszego przyjaciela z Francji skazana jest, niestety, raczej na niepowodzenie. Piłkarska Polska czeka na inny „Stół”. Czy nie mógłby go zorganizować nowy minister sportu Adam Giersz? Tylko tym razem już mądrze! Wspólnie z telewizjami Canal+. TVN i Polsat np.
Zasadność takiej inicjatywy dobitnie potwierdził niedzielny program Polsatu Sport Cafe Futbol. Prowadzący Mateusz Borek zaprosił tym razem – z-cę dyr. Polsatu Sport i delegata na Zjazd PZPN jednego z wojewódzkich okręgów. Goście pokazali trochę „kuchni” z działalności Związku. Całkowite przekazanie marketingu jednej firmie (SportFive), podpisywanie z nią umów na 10 lat! (normą są takie kontrakty najwyżej na 4 lata), przeznaczanie ok. 30% budżetu na działalność administracyjną (norma 2–5%), zaniechanie przetargów, lub choćby zapytań ofertowych, nieinformowanie delegatów na Zjazd o potajemnie zawieranych umowach i kontraktach, kuriozalna uchwała zarządu eliminująca konieczność uzyskania absolutorium przez członków zarządu, zmiana głosowań z tajnego na jawne (czyli próba wymuszania przez zastraszanie) to tylko niektóre „uchybienia”. Znamiona „działalności na szkodę stowarzyszenia” obecnych władz z Grzegorzem Latą na czele wydają się ewidentne. CBA podobnymi patologiami się podobno nie zajmuje. A kto mógłby?

Tomasz Jaroński – Rach! Ciach! Ciach!

W Eurosporcie relacje z biathlonu to domena Tomasza Jarońskiego. O strzelających narciarzach wie wszystko. Z nimi biega, z nimi strzela. Wykazuje przy tym doskonałą orientację i przytomność umysłu bo, choć dzieje się wiele, z wydarzeniami jest zawsze „na bieżąco". Dzięki niemu oglądający jest informmowany szybko i kompetetntnie.
Wspólnie z Krzysztofem Wyrzykowskim wymyślili tytułowe hasełko-zawołanie. Gdy polski zawodnik lub zawodniczka zalicza bezbłędne strzelanie (5 na 5), wtedy słyszymy radosne: Rach! Ciach! Ciach!
Obaj panowie relacjonują wspólnie także kolarstwo. A łatwe to nie jest. Peleton kilkudziesięciu zawodników snuje się po ekranie długimi minutami. Nuda? Niezupełnie. Interesujące i dowcipne komentarze-rozmówki sprawozdawców skutecznie jej zapobiegają.
Jeszcze o narciarstwie alpejskim. W polskim Eurosporcie komentuje je szef Witold Domański. Bardzo udanie. Relacjonując fascynujący zjazd np. szusuje po stoku razem z narciarzem i telewidzami z zawrotną prędkością. Trafnie na ogół ocenia wydarzenia, wskazując błędy, chwaląc kunszt. Znalazł właściwy sposób przekazu.
Nie zawsze, jak się okazuje, mikrofon pozbawia ludzi inteligencji i umiaru. Dla wszystkich wymienionych tu Panów gromkie: Rach! Ciach! Ciach!

sobota, 5 grudnia 2009

Czekam panie Prezesie!

4.XII.2009 Canal+Sport. Ekstraklasa: Zagłębie–Legia (0:0)Marcin Rosłoń, Roman Węgrzyn, Maciej Terlecki (trzej byli piłkarze) i Eurosport2, Bundesliga: Byern–Borussia Mgb (1:2) – Tomasz Lach, Maciej Murawski.
Trzech komentatorów (Ekstraklasa) już nie wystarcza. Dlaczego nie ma nikogo za bramkami? Byłoby interesujące usłyszeć jak wyglądają Ptak albo Mucha, widziani z tyłu.
W II połowie Piotr Świerczewski uderzył przeciwnika łokciem w twarz i został ukarany żółtą kartką – a powinien czerwoną, bo to było wyjątkowo chamskie zagranie. Ale dla relacjonujących inne są standardy na boisku, a inne w życiu. Uderzenie nazwali „zasłanianiem się”. Chamstwo usprawiedliwili. No, cóż Piotruś to koleś…, solidarność knajacka zobowiązuje. A młodzi patrzą i się uczą. Dasz w mordę wygrasz, oszczędzisz przeciwnika, jesteś frajer. Tak to kwitnie chamstwo na antenie i włazi Panu na głowę panie Okieńczyc. Obudź się Pan wreszcie!
W meczu Bundesligi biegunki słownej dostał Maciej Murawski. Czyściło go cyklicznie, za to długotrwale. W dodatku mylił czynność oddawania moczu ze strzałem. Oddał „szczał” oznajmiał wielokrotnie. Jakby Maciej Murawski grał tak w piłkę, jak wczoraj komentował, to zatrudniłby go najwyżej Wicher Kobyłka i to tylko po to, by uzupełnić skład.
Dobry komentator to jak dobry sędzia – im mniej go słychać, tym lepszy, tym lepiej widać mecz. Całą piątkę sprawozdawców słychać było bez przerwy. Ewidentnie przeszkadzali oglądać po raz kolejny.

Mnie pozostaje czekać na odpowiedź Prezesa Canal+. List osobiście zaniosłem 23.XI.2009 i złożyłem w recepcji za pokwitowaniem.

piątek, 4 grudnia 2009

To się nie powinno zdarzyć!

Mecz Skry Bełchatów z mistrzem Hiszpanii w siatkarskiej LM obejrzałem z odtworzenia dzień później. Komentowali: Jerzy Mielewski i Ireneusz Mazur.
Gdyby obu panów dotknęła kiedyś impotencja, porównywalna z poziomem komentarza do tego meczu, to ich przyrodzenia nie osiągnęłyby nawet zwisu. Nie jestem mściwy. Tego, mimo wszystko, im nie życzę.

UWAGA: Reklama!

3.XII.2009. Polsat Sport. Siatkówka LM Scavolini Pesaro – MKS Dąbrowa Górnicza (3:0). Komentowali: Witold Wanio i Wojciech Drzyzga.
Jeden z komentatorów, jak zwykle, reklamował się od początku do końca relacji.

Ogłoszenie reklamowe (bezpłatne):
Banał, frazes, analizy-mielizny – hurtem i tanio**!
oferuje Witold Wanio

środa, 2 grudnia 2009

Żarliwość na pół gwizdka to półśrodek!

Polsat Sport, 1.XII.2009. W meczu LM siatkówki kobiet BKS Aluprof Bielsko-Biała – Dynamo Moskwa (2:3), jeden z komentatorów Maciej Jarosz chciał, jak prawdziwy Polak-patriota, by NASZE wygrały. Gdy traciły punkt wołał (wielokrotnie): szkoda! Innym razem zachęcał: teraz musimy! Były też pragnienia-marzenia (przy remisie np.): przydałoby się odskoczyć na 2–3 punkty. Postulował, by serwisem Polki jeszcze dalej odrzucały rywalki od siatki. Obcym oponentkom życzył (i słusznie) źle. Gdy wróciła do gry, zmieniona po I secie słabo rozgrywająca Parkhomienko, powiedział, że się cieszy, bo ona może NAM pomóc.
Ale nie pomogła, podobnie jak najszczersze pragnienia pana Macieja. Polki jednak przegrały. I, niestety, pan Jarosz nie był tu bez winy. Dlaczego tylko – szkoda, a nie – bardzo szkoda, dramatycznie szkoda,, niesłychanie szkoda. A skąd to skromne musimy? Trzeba było raczej: za wszelką cenę musimy, musimy – teraz albo nigdy, musimy dać z siebie wszystko. Budzi też wątpliwości prośba o 2–3 pkt, czy nie lepiej było zażądać (tak!) 5 albo 7 pkt (by zdobyć te upragnione 2). Albo, Pan wybaczy, śmieszny postulat, żeby dalej odrzucać serwisem. Co to znaczy eufemistyczne dalej. Odrzucić serwisem poza halę! Czemu nie. Wtedy wystarczyłby flot sposobem dolnym. Wrócić by nie zdążyły. Na koniec zaledwie radość z gry Parkhomienki. Tu wręcz narzucało się zasugerowanie drobnej chociaż kontuzji (naciągnięcie, skręcenie, uraz mięśnia). Zagapił się Pan, niestety.
Tak to jest. Los czy Stwórca, do których się zwracamy, chce by dać im szansę! Wysłuchają ludzi zdeterminowanych, ideowych, żarliwie zaangażowanych. Tego panu Jaroszowi zabrakło. I to byl jego niechlubny „wkład” w tę porażkę.

Drugi komentator Tomasz Swędrowski trzymał klasę. Był w 95% komentatorem i tylko w 5% kibicem.

Yaya radosne
W dodatku do GW Sport.pl z 30.XI2009 reportaż Rafała Steca Dzieci Barcelony. Opowieść o szkółce piłkarskiej tego klubu. To zupełnie inny świat! Choć dyscyplina sportu ta sama.
Tekst: majstersztyk. Talent pana Rafała błysnął w pełnej krasie. Ale także podręcznikowy przykład realizowania misji dziennikarskiej.
Tylko, gdy porównamy… pojawia się, zwyczajnie, smutek.

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy