wtorek, 11 września 2012

Ludzie i komentatorzy

W nawiązaniu do tekściku poprzedniego. Prognoza z nocy nie okazała się trafna, ale intencję jej zamieszczenia wyjaśnię dalej. Komentowali: Michał Lewandowski i Karol Stopa.

Gdy rozpoczął się finał USiOpen grę utrudniał bardzo silnie wiejący wiatr. Piłki latały i odbijały się nieprzewidywalne. Zawodnicy grali więc ostrożnie, bezpiecznie, przez środek kortu, można rzec bojaźliwie – byle tylko nie popełnić błędu. W tych ekstremalnych warunkach zdecydowanie lepiej radził sobie Murray. Jego uderzenia są mniej obszerne, zamachy krótsze, potrzebuje mniej czasu na wyprowadzenie uderzenia, gra bardziej defensywnie – stąd do wspomnianej anomalii zaadaptował się łatwiej. Natomiast kombinacyjny, agresywny i bardziej ofensywny, pełen wielu finezyjnych, kątowych zagrań tenis Djocoviča może być skuteczny tylko wtedy, gdy lot piłki jest przewidywalny. Takich warunków w ciągu dwóch pierwszych setów nie było. I dlatego musiał on grać „nie swój tenis”, stękał i jęczał jak nigdy, odbijał piłki w przedziwnych pozycjach, by nie zgubić timingu grał dużo więcej uderzeń defensywnych (tzw. slajsów) słowem: męczył się potwornie. Można się tylko domyślać w jakim był stresie i jak heroicznie zmagał się z samym sobą – co zresztą wyczerpuje także fizycznie.
O silnym wietrze komentatorzy naturalnie mówili. Dlatego emocjonalna ich krytyka, walenie w Serba jak w bęben – ociężały, gra mało płynnie, spóźnia się z odbiciem, gra nierówno itp. itd. – raziła fałszem. Na pytanie dlaczego tak się dzieje odpowiedzi udzielić nawet nie próbowali. Stopa ubolewał, że przygotowywał się do relacji, czytał wywiady i opinie, wertował gazety i internety a mimo to nie ma zielonego pojęcia co się dzieje z Serbem. Jak się okazuje samo „nafaszerowanie” się wiadomościami to zdecydowanie za mało – potrzebna jest jeszcze inteligencja. Ona bowiem umożliwia wyselekcjonować te elementy wiedzy, które są przydatne dla trafnej oceny oglądanego kontekstu. Tej „bystrości” obu zabrakło.
A wystarczyło przypomnieć sobie poprzedni, półfinałowy mecz Djocoviča z Ferrero. Też na początku mocno wiało i… Hiszpan w I. secie prowadził już 5:2. Spotkanie przerwano z powodu nadciągającego tornado. Dokończono następnego dnia. Ferrero co prawda w tym secie jeszcze zwyciężył, ale następne trzy, bez większych kłopotów, wygrał Serb. Tyle tylko, że nie wiało! Podobnie, gdy w drugim secie finału przy stanie 4:0 wiatr ustał (praktycznie już do końca meczu), Djocovič straty odrobił i przegrał dopiero w tie-breaku. Dwa następne sety już zdecydowanie wygrał. W piątym przy 0:3 zdobył jeszcze dwa gemy – i padł! Skurcze nie pozwoliły mu już na normalną grę. Interweniował nawet  fizjoterapeuta, ale wiele nie pomógł. Warto dodać, że Djocovič miał przed finałem 1 dzień przerwy, a Murray dwa. Te uwarunkowania, jak sądzę, sprawiły, że moja prognoza okazała się chybiona.
Liczne złośliwości i przytyki pod adresem obu graczy zarówno w trakcie meczu jak i w jego podsumowaniu, a także wielce krytyczna ocena gry zawodników i poziomu zawodów bez uwzględnienia powyższych okoliczności są bałamutne. Fałszują bowiem rzeczywistą klasę obu zawodników, którzy i w tych warunkach raz jeszcze ją potwierdzili.
Taka jest interpretacja tego meczu opisana przez amatora, telewizyjnego „eksperta” tenisa. Czy właściwa nie wiem, ale jakaś jest! Z mojego punktu widzenia nawet logiczna! I przynajmniej można z nią ewentualnie podyskutować – trzeba mieć tylko choćby „zielone pojęcie”.
Z formalnego punktu widzenia relacja Lewandowskiego i Stopy była też paskudztwem totalnym. Przede wszystkim niczym niepohamowane gadulstwo – piep…li non stop (zwłaszcza Stopa) jak potłuczeni, bez ładu, składu, sensu. Analizowali miny i gesty narzeczonych, rodziców i „kołczów”. Gdy obecny na trybunach trener MU się poruszył, to Stopa stwierdził, że Ferguson się kręci (dzięki, bo myślałem, że kuca!). Aha – Murray miał się ożenić a Djocovič być świadkiem, ale dziadek zachorował, i narzeczona wciąż panną. Dziadek Serba zaś grał w piłkę i chciał, żeby wnuk też, ale córka dziadka się nie zgodziła i Andy został tenisistą. Kiedy Murray wycierał sobie dłonią wargi Stopa doszedł do wniosku, że ma on pewnie jakieś dolegliwości gastryczne. Tu pouczył kolegę Michała: a co znaczą problemy gastryczne – każdy lekarz ci powie. Kumpel zobaczył w tym dowcip i chichrał wesolutko. Bym zapomniał… znowu Stopa. To on najpierw zauważył u Murraya niedojrzałość, potem doszedł do wniosku, że jest jeszcze gorzej, bo zdiagnozował, że występuje: kompletna bezmyślność gracza*, ale pocieszył wszystkich Anglików wiadomością, że Andy usłyszał głos z nieba: Andrzejku, grasz do kitu, ale dziś wygrasz!

Pamiętam dawny, znakomity film włoski Ludzie i kaprale. To opowieść o facecie, który od dzieciństwa do późnego wieku – jako dziecko, uczeń, poborowy, pracownik – wciąż nękany był przez złośliwego nauczyciela, przełożonego w wojsku, szefa w pracy, sąsiada. Takiego już miał pecha, że zawsze pojawiali się w jego życiu, w różnych wcieleniach ale podobnie upierdliwi kaprale, którzy traumatycznie żywot mu zatruwali.
My telewizyjni kibice też, niestety zbyt często, spotykamy telewizyjnych kaprali: niebyt bystrych, źle wychowanych i aroganckich. O jednym z nich był ten tekst.

* Chodziło o to, że Murray poprosił o elektroniczne sprawdzenie, czy piłka na pewno wylądowała poza linią. Ponieważ aut był skrajnie widoczny, od Stopy poleciał pod adresem zawodnika chamski kopniak-epitet. Czasem tenisiści proszą o sprawdzenie, żeby trochę dłużej odpocząć. Poradziłbym to także Karolowi Stopie. Kapralu: Baczność, spocznij, do domu marsz!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy