W Canal+Sport mecz Chelsea–Manchester City (2:0). Po raz pierwszy Premier League komentował Kazimierz Węgrzyn*. I nie zawiódł. Zasadnie wytykał piłkarzom, że byli pasywni, nie zaskakiwali odbieraniem piłki na połowie przeciwnika, skąpili podań szarżującym „na obieg” obrońcom, wreszcie gry nie rozciągali., czyli za mało grali bokami. A jak się nie gra bokami, to „bokami robi” cała gra ofensywna – co skutkuje (brzmi prawie jak erotyk!) brakiem nie tylko bramek, ale nawet sytuacji do zdobycia goli dogodnych. Reasumując: okazało się, że czołowe drużyny angielskiej Premier League popełniają podobne błędy, co kopacze polskiej Ekstraklasy SA. Zauważyć to już w debiucie – przenikliwe. Gwoli rzetelności trzeba dodać, że – z relacji to wynikało – jeden element obie ligi jednak różni. Otóż Pan Kazimierz orędownik wszelakiego rozpychania, potrącenia, przesuwania, przetykania, przepychania – tylko raz albo dwa zdenerwował się, że tamtejsi gracze nie dość energicznie przepychali – u krajowych przepchnięcia felerne zauważa jednak znacznie częściej. Może u nas któryś klub zatrudni jakiegoś psychologa-hydraulika?
W relacji komentator zauważył jeszcze, że Brazylijczyk Ramirez (Chelsea) chociaż skrzydłowym nie jest, to na prawym skrzydle radzi sobie dobrze. Tyle tylko, że on nie gra na skrzydle. On porusza się po prawej stronie środkowej formacji. Stanowi ją – złożony z poruszających się blisko siebie, trzech albo czterech piłkarzy – blok, który przesuwa się po płycie boiska w zależności od potrzeb. Ramirez kontroluje strefę od prawej linii bocznej do mniej więcej środka boiska. To jego zadanie w owym bloku; po przeciwnej stronie czyni to Malouda. Trener Ancelotii ostatniego typowego skrzydłowego (Joe Cole) sprzedał do Liverpoolu, a akcje wzdłuż linii bocznej powierza bocznym obrońcom. Taki jego system grania. No, ale tego Kazimierz Węgrzyn nie mógł jeszcze dostrzec – przecież w roli komentatora Premier League dopiero debiutował. Ale – jak to mówią – pierwsze knoty za płoty!
* W żartobliwym życiorysie sportowym Kazimierza Węgrzyna (kilka wpisów temu) pominąłem jeden istotny element. Jako obrońca strzelał on sporo bramek. (361 meczy w ekstraklasie i 35 goli). A ile strzelili jego koledzy, których nie dopilnował przeciwnik, bo pod swoją bramką nad panem Kazimierzem szczególną kuratelę roztaczać musiał? Tego nie dowiemy się nigdy. Zaniechałem, pominąłem, więc naprawiam.
Szacuneczek, kanonierze!
Yayeczka czepliwe
Hiszpania to piękny kraj a jego pogańskie obyczaje są urody wprost przecudnej. Na przykład corrida. Urzekający, krwisto barwny spektakl, w którym człowiek objawia swe bohaterskie męstwo stając do nierównej walki z ogromnym bykiem. I choć śmiałków jest kilku wydaje się, że nie mają szans. Jednak zgodnie współpracując, z uporczywą konsekwencję, dzięki swej inteligencji i sprytowi, kropla po kropli upuszczają bestii krwi, a gdy osłabiona upadnie najważniejszy z nich – matador – wieńczy dzieło, przeszywając zwierzę finezyjnym pchnięciem szpady. Więc jednak go zamordował – zauważy ktoś. Milcz prostaku! – powiedzmy za poetą. Użył sztyletu, by skrócić mu męki – działał litościwie, humanitarnie. Potem aplauz wiwatującej widowni – tłumy wielbią bohaterskich czempionów. Wielki triumf homo sapiens!
W meczu La Liga (Valencia–Sewilla 0:1) komentatorzy (Jacek Laskowski i Leszek Orłowski) opowiedzieli o innej pogańskiej fieście hiszpańskiej proweniencji. Chodzi o Święto Ognia – karnawał celebrowany w Walencji od XVI w. Z papieru, kartonu, sznurków, klejów, wosku, kordonku, wstążek, listew, uszczelek, pewnie także plastiku i innych tworzyw – krótko mówiąc z makulatury i każdego innego dostępnego szmelcu i kompostu, konstruowane są kukły znanych ludzi, polityków, aktorów, telewizyjnych „gwiazd” – słowem celebrytów rozmaitych. Następnie te zamontowane na ulicach stwory i maszkary są przedmiotem podziwu zgromadzonego tam, procesją napędzanego tłumu. W kulminacji następuje gremialne tych paskud spalenie. Po sfajczeniu odbywa się pokaz sztucznych ogni, które euforycznie podziwiał Jacek Laskowski.
Jakże godny to kultywowania obyczaj: spalenie kukły nielubianego polityka – pobudza świadomość i rozwija intelekt, skutecznie łagodzi obyczaje (autentyczny przecież nie ucierpiał!), a w kulminacji smród spalenizny i gigantyczne chmury duszącego, gęstego dymu – to nie tylko ozdrowieńcze zjawisko dla atmosfery i czystości powietrza, lecz także wzbogacenie płuc regeneracyjnym tchnieniem. Trzeba jednak przyznać, że mimo świątecznego nastroju, wielbiciele Świętego Ognia z Canal+Sport jedynego w meczu gola zauważyli. Może dlatego, że telewizja nie potrafi jeszcze przesłać ani dymu ani zapachu spalenizny – warto także zauważyć, że mecz odbył się dzień po uroczystościach.
Jedni byki zabijają, drudzy ich za to wielbią. Inni zachowują się tak, jakby z byka spadli i uszkodzeni pędzą na Święto Ognia, odetchnąć świeżym powietrzem. Kolejni wreszcie podziwiają to oddaleni o tysiące kilometrów.
A może warto zająć się relacją, zamiast podziwiać pogan odpalających race.
A może warto zająć się relacją, zamiast podziwiać pogan odpalających race.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz