czwartek, 10 marca 2011

Barcelona. I tylko ona!

Komentujący w Polsacie piłkę nożną Wojciech Kowalczyk jest fanem Barcelony. Dobrze, że to ujawnił, czy źle? Uważam za właściwsze, gdy sympatie oceniającego są anonimowe. Eksperta bowiem cechować powinien obiektywizm bez podejrzeń o kibicowskie naleciałości. Ale, powiedzmy, rzecz do dyskusji.
Zdecydowanie natomiast nie podoba mi się jak Wojciech Kowalczyk kibicuje swoim pupilom. Opiszę to na przykładzie ostatniego meczu LM Barcelona–Arsenal (3:1 i awans Hiszpanów do ćwierćfinału). W.K. ocenił grę Arsenalu w tym meczu jako beznadziejną (może użył innego słowa, ale o podobnym znaczeniu). Jako uzasadnienie podał indolencję strzałową – ani jednego (nawet niecelnego) strzału na bramkę przeciwnika. I to jest prawda. Ale to bardzo powierzchowna ocena. Ocena Kowalczyka – prostego kibica, nie zaś ocena – Kowalczyka – fachowca. Profesjonalnej jego opinii niestety zabrakło. A przecież:
Arsenal mógł wyeliminować Barcelonę tylko wtedy, gdyby grał w pełnym składzie i z zawodnikami będącymi w pełni formy!
Tymczasem:
§ kluczowi gracze – Fabregas („mózg” zespołu) i van Persie (najlepszy strzelec) – grali po dłuższym leczeniu urazów, więc słabo;
§ Arsène Wenger nie miał takze do dyspozycji reprezentanta Anglii Theo Walcotta (dlatego kontrataki Arsenalu pozbawione były należytej dynamiki i szybkości;
§ w 18 min kontuzji doznał bramkarz (Szczęsny) – łagodnie mówiąc samopoczucia zespołu to nie poprawiło, a pole manewru trenera – w kontekście zmian – znacznie ograniczyło;
§ w 56 min (przy stanie 1:1 – premiującym awansem Arsenal) po czerwonej kartce goście musieli grać w osłabieniu (i dopiero w 12 min potem padła decydująca bramka).
W takich okolicznościach Arsenal miał niewielkie szansę z Barceloną. Szkoda, że Wojciech Kowalczyk o tych faktach nawet się nie zająknął!
Nie pierwszy już raz przeciwnik jego ulubieńców traktowany jest lekceważąco, czy nawet pogardliwie. I takie kibicowanie właśnie zdecydowanie mi się nie podoba.
*
Mateusz Borek, który powinien prowadzić studio a prowadzi raczej permanentną autopromocję, także nie próbował zaaranżować analizy gry Arsenalu. W kontekście np. kierowania drużyną przez Wengera. A może warto było, bo uważam je za nienajlepsze:
§ rekonwalescentów (Fabregas i van Persie) wstawił on do składu od początku meczu – być może powinien wprowadzić ich dopiero po przerwie;
§ Wenger nie dość, że pozostawił w rezerwie szybkiego Arszawina, to w dodatku delegował go do gry chyba zbyt późno (mimo to w końcówce Rosjanin zdążył wyprowadzić Bendtnera na pozycję „sam na sam” i gdyby Duńczyk źle nie przyjął piłki mogło byc 3:2 – wtedy awans Arsenalu.
§ być może wreszcie zmęczonego van Persie powinien zastąpić raczej Chamakh, gracz bardziej żwawszy i sprawniejszy, niż nieco „krowiasty” Bendtner.
Bardzo byłbym ciekaw opinii ekspertów w tych np. sprawach. Nie doczekałem się ich.
Zamiast merytorycznej oceny natomiast Roman Kołtoń wystąpił w roli psychoanalityka stwierdzając, że Wenger nie ma charakteru. Dlaczego? – bo powinien „grać swoje” a przyjął taktykę Mourinho. Czyli defensywną*. Jednym słowem tchórz!
Wenger od 1996 roku prowadzi klub ekstraklasy angielskiej Arsenal Londyn. Jest najbardziej utytułowanym, a także najdłużej pracującym menadżerem w historii klubu i jedynym niebrytyjskim menadżerem, któremu udało się skompletować dublet (w 1998 i 2002 roku). Jemu także jako jedynemu szkoleniowcowi w historii angielskiej ekstraklasy udało się przejść cały sezon bez porażki (2003/2004). Dzięki sukcesom jakie osiągnął z Arsenalem, a wcześniej z AS Monaco, Wenger uważany jest za jednego z najlepszych menadżerów na świecie. Francuz posiada tytuł elektrotechnika oraz magistra ekonomii, które zdobył na Uniwersytecie w Strasburgu. Biegle posługuje się językami francuskim, niemieckim, hiszpańskim i angielskim, a oprócz tego w mniejszym stopniu włoskim i japońskim (tyle Wikipedia).
To teraz nie dziwi, że Francuz nad charakterem popracować nie miał czasu. Arsène Wenger (rocznik 1949) już niestety jest zbyt wiekowy, żeby wytropioną przez Kołtonia skazę ze swej osobowości wyrugować. Ale dla pana Romana przyszłość rysuje się o wiele pomyślniej. Jako człowiek znacznie młodszy ma jeszcze wiele czasu, by dojrzeć mentalnie. Łatwiej mu będzie wtedy uniknąć publicznego gadania głupstw.
Barcelona powszechnie uważana jest za najlepszą drużynę świata. Takiej kibicować może, pardon,  każdy głupi. Dorosły człowiek zatem chełpić się z tego powodu nie powinien. Zwłaszcza ekspert. 

* A czy Roman Kołtoń zna drużynę, która w międzynarodowych rozgrywkach przyjęła z Barceloną taktykę ofensywną, grała swoje i nie przegrała?

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy