Polsat. Siatkówka – Liga światowa. Komentarz: Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga.
To dobrze, że są tacy sprawozdawcy. Ma się gwarancję, że nie zepsują widowiska, nie przegadają i nie przegapią rozgrywanych akcji, a znakomita znajomość dyscypliny pozwala im fachowo skomentować bieżące wydarzenia i wyjaśnić telewidzom wszelkie kontrowersje, a także rozszyfrować powody decyzji sędziów, czy regulaminowe niuanse.
A teraz zdumienie. Jak to się dzieje, że w tej samej stacji (Polsat) dwójka innych komentatorów siatkówki – Witold Wanio i Damian Dacewicz – relacje knoci dokumentnie. Szanuję pana dyr. Kmitę – choćby za inteligentne uwagi o siatkówce pisane dla GW – ale dlaczego dopuszcza on do takiej fuszerki na własnym profesjonalnym podwórku. Sprawozdawcy Witold i Damian z meczu „na żywo” czynią magazyn albo telewizyjne studio. Mamuci narcyz i zarozumiałość Wani zaś powoduje dodatkowo, że każdy program z jego udziałem, to są wariacje na temat własny. Panie dyr. Kmita proszę użyć kompetencji, bo tandeta pleni się na Pana poletku!
To dobrze, że są tacy sprawozdawcy. Ma się gwarancję, że nie zepsują widowiska, nie przegadają i nie przegapią rozgrywanych akcji, a znakomita znajomość dyscypliny pozwala im fachowo skomentować bieżące wydarzenia i wyjaśnić telewidzom wszelkie kontrowersje, a także rozszyfrować powody decyzji sędziów, czy regulaminowe niuanse.
A teraz zdumienie. Jak to się dzieje, że w tej samej stacji (Polsat) dwójka innych komentatorów siatkówki – Witold Wanio i Damian Dacewicz – relacje knoci dokumentnie. Szanuję pana dyr. Kmitę – choćby za inteligentne uwagi o siatkówce pisane dla GW – ale dlaczego dopuszcza on do takiej fuszerki na własnym profesjonalnym podwórku. Sprawozdawcy Witold i Damian z meczu „na żywo” czynią magazyn albo telewizyjne studio. Mamuci narcyz i zarozumiałość Wani zaś powoduje dodatkowo, że każdy program z jego udziałem, to są wariacje na temat własny. Panie dyr. Kmita proszę użyć kompetencji, bo tandeta pleni się na Pana poletku!
*
Eurosport. Kolarstwo – relacje z Tour de France. Komentarz: Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski.
Ruszył sławny Tour. Mamy więc znów przyjemność obcowania z dwójką inteligentnych ludzi, którzy z dystansem i dyskretnym humorem snują rozważania o kolarstwie, zawodnikach, przytaczają anegdotki i ciekawostki, a telewidzowie mogą jednocześnie oglądać niepowtarzalną Francję z jej urzekającymi pejzażami, zamkami, malowniczymi miastami i miasteczkami. Laurka wręczona, więc ad rem.
W trzecim etapie organizatorzy wprowadzili kilka odcinków z nawierzchnią brukową. Dlaczego? Żeby urozmaicić nudę płaskich etapów. Rzeczywiście nudno nie było. Mnie cierpła skóra gdy widziałem jak niektórzy zawodnicy, chcąc uniknąć bruku, mknęli z szybkością 50 km/godz. wąziutkimi, kilkunastocentymetrowymi ścieżynkami oddzielającymi owe „kocie łby” od pobocza. Najmniejszy błąd mógł skończyć się tragiczną wywrotką. To igranie z życiem zawodników. I nie ma w tym przesady, bo odcinki „brukowe” przysporzyły wielu kolarzom dramatycznych kłopotów. Uczestniczyli w kraksach, łapali defekty, kontuzje, ponosili straty czasowe (Armstrong) a jeden z faworytów – Luksemburczyk Frank Schleck – przewrócił się na nierównej nawierzchni i złamał w 3-ch miejscach obojczyk, który mu złożono za pomocą 8 śrub. Zwolennikiem brukowego „urozmaicenia” był najwyraźniej Krzysztof Wyrzykowski. Czy ciągle Pan jest? Że wypadek zawsze może się zdarzyć? Oczywiście. Ale organizatorzy sportowej rywalizacji nie mogą takich zdarzeń aranżować a dziennikarze sportowi tego abrobować!
Ruszył sławny Tour. Mamy więc znów przyjemność obcowania z dwójką inteligentnych ludzi, którzy z dystansem i dyskretnym humorem snują rozważania o kolarstwie, zawodnikach, przytaczają anegdotki i ciekawostki, a telewidzowie mogą jednocześnie oglądać niepowtarzalną Francję z jej urzekającymi pejzażami, zamkami, malowniczymi miastami i miasteczkami. Laurka wręczona, więc ad rem.
W trzecim etapie organizatorzy wprowadzili kilka odcinków z nawierzchnią brukową. Dlaczego? Żeby urozmaicić nudę płaskich etapów. Rzeczywiście nudno nie było. Mnie cierpła skóra gdy widziałem jak niektórzy zawodnicy, chcąc uniknąć bruku, mknęli z szybkością 50 km/godz. wąziutkimi, kilkunastocentymetrowymi ścieżynkami oddzielającymi owe „kocie łby” od pobocza. Najmniejszy błąd mógł skończyć się tragiczną wywrotką. To igranie z życiem zawodników. I nie ma w tym przesady, bo odcinki „brukowe” przysporzyły wielu kolarzom dramatycznych kłopotów. Uczestniczyli w kraksach, łapali defekty, kontuzje, ponosili straty czasowe (Armstrong) a jeden z faworytów – Luksemburczyk Frank Schleck – przewrócił się na nierównej nawierzchni i złamał w 3-ch miejscach obojczyk, który mu złożono za pomocą 8 śrub. Zwolennikiem brukowego „urozmaicenia” był najwyraźniej Krzysztof Wyrzykowski. Czy ciągle Pan jest? Że wypadek zawsze może się zdarzyć? Oczywiście. Ale organizatorzy sportowej rywalizacji nie mogą takich zdarzeń aranżować a dziennikarze sportowi tego abrobować!
Panie Krzysztofie, to tylko mały kamyczek do Pana ogródka – żaden, broń Boże, brukowiec!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz