wtorek, 20 lipca 2010

Mały człowiek na wysokim stanowisku

W GW. Sport.pl (19.07.2010) cotygodniowy felieton dyr. sportu w Polsacie Mariana Kmity na temat siatkówki. Tytuł Towarzysze broni po polsku.
Łukasz Żygadło, rozgrywający reprezentacji Polski, kilkanaście dni temu w Studio Polsat Sport przed meczem Ligi Mistrzów Polska–Niemcy oznajmił, że nosi się z zamiarem rezygnacji z gry w kadrze. Powody? Żalił się, że trener w czasie zajęć bojkotuje go, marginalizuje, każe ćwiczyć zbicia a on powinien przecież doskonalić wystawianie piłki aby zgrać się z kolegami atakującymi, nie daje grać w meczach – jednym słowem niby powołał, ale demonstracyjnie go sekuje, stąd decyzja gracza o rezygnacji. Mówił też coś o niejasnych kryteriach, jakimi kieruje się trener, itd. Na pytanie czy rozmawiał o tym z Danielem Castellanim odpowiadał mętnie, kluczył, z czego wynikało że takiej próby nie podjął. Konsekwencje tej medialnej „spowiedzi” były łatwe do przewidzenia. Najpierw szkoleniowiec oświadczył, że jak Żygadło będzie chciał odejść, to jego decyzja zostanie uszanowana, a potem pozostali kadrowicze napisali list, w którym solidaryzowali się ze stanowiskiem trenera. W końcu Łukasz Żygadło z kadry się wycofał.
Jak to wygląda w ocenie Mariana Kmity. Pisze on na wstępie: Sprawa Łukasza Żygadły znalazła kuriozalny epilog w zabawnym oświadczeniu zawodników kadry. Zabawnym dla wszystkich, ale nie dla Żygadły, którego koledzy z drużyny zwyczajnie zdradzili. W imię jakich wartości, trudno dociec. Czy na zlecenie trenera, który rozpuścił swoich pupili do granic i oczekiwał w kłopotliwej sytuacji ich pomocy
Kmicie wyraźnie pomyliły się pory roku: panie dyrektorze obornik rozrzuca się wiosną! Oskarżać kilkunastu reprezentantów kraju, wielu o światowej renomie, o zdradę kolegi, który zresztą sam się wykluczył, to zwykła podłość. Twierdzenie zaś, że trener najpierw utracił kontrolę nad grupą (bo cóż innego znaczy rozpuścił swoich pupili do granic) a potem im coś zlecił – wskazuje na kłopoty w logicznym myśleniu. Tak to bywa jak się w upał nawozi!
Dalej autor snuje rozważania o sportach drużynowych. Taki zespół powinna cechować solidarność, całkowita lojalność (jeden za wszystkich… itd.). Wewnątrz grupy dyr. Polsatu dopuszcza co prawda nawet mordobicie – cytat: (można się) …pobić na pięści, ale żadnego z członków drużyny koledzy nie wystawiają na widok publiczny w konopnym worku i nie przywiązują do medialnego pręgierza.
Ta poetycka fraza pisana była zapewne już chłodnym wieczorem, ale wskazuje wyraźnie, że Kmita nie zregenerował jeszcze zasobów intelektualnych po wyczerpujących zmaganiach fizycznych w polu.
Bo przecież to Łukasz Żygadło we wspomnianym wywiadzie jako pierwszy był autorem przecieku z kadry, łamiąc gloryfikowaną przez Kmitę lojalność grupową. A do medialnego pręgierza przyszpilił się sam (nikt mu do Studia iść nie nakazał) i odziany był w elegancką koszulę, a nie konopny worek. Jeśli o konopiach mowa: przysłowiowy Filip ujawnił wreszcie swoje nazwisko!
W zakończeniu Marian Kmita uznaje casus Żygadły za niebezpieczny precedens. Dla samych zawodników, bo jeśli dziś Żygadło, to dlaczego jutro nie ktoś inny z drużyny. Dla trenera, bo ma w zespole pluton egzekucyjny, który sam osądza, wydaje wyrok i strzela.
Składu plutonu egzekucyjnego autor nie podaje – ale zostawmy eufemizmy: to muszą być podstawowi zawodnicy zespołu, czyli Zagumny, Wlazły, Kurek, Winiarski, Gacek, Pliński, Możdżonek. To oni rozpuszczeni przez trenera przejęli rządy w kadrze, utrącają kolegów mogących zagrozić ich pozycji, rozwalają polską reprezentację od wewnątrz – reasumując: są zdrajcami, prowadzą krecią robotę, dopuszczając się dywersji i sabotażu. Dziwne, że w tej sytuacji Marian Kmita nie domaga nasłania na wywrotowców Brygady Antyterrorystycznej. Ale, poczekajmy – za tydzień znowu Gazeta Wyborcza zamieści felieton Mariana Kmity.
Daniel Castellani, wbrew zapowiedziom, awansu siatkarzy do finału Ligi Mistrzów za priorytet nie uznał lub też ze względów losowych (kontuzje, przemęczenie, sprawy osobiste graczy, itp.) uznać nie mógł. Najważniejszą imprezą roku stały się więc dla niego zbliżające się Mistrzostwa Świata. Gdyby Polsat Sport przeprowadził z Castellanim wywiad być może na ten temat wiadomo byłoby więcej. Ale rozmowy nie było.
Epilog. Co o tym sądzić może czytelnik i telewidz? Stacja będzie relacjonować z Argentyny finałowy turnieju Ligi Światowej, reprezentacji Polski tam nie będzie, oglądalność imprezy w kraju drastycznie więc spadnie, reklamodawcy zażądają renegocjacji warunków umowy, mogą powstać straty finansowe. Ktoś musi za to ponieść konsekwencje. Padło na reprezentację Polski w siatkówce i jej trenera Argentyńczyka Daniela Castellaniego.
Winnych wskazał Marian Kmita..
A że zastosował podłe chwyty... No cóż, taki jest.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy