wtorek, 9 marca 2010

Kto tu kopie na wysokości podbrzusza?


7.03.2010. Ekstraklasa piłkarska: Legia Warszawa przegrała z Odrą Opole 0:1.
W Gazecie Wyborczej (9.03.2010) Rafał Stec szybuje tytułem Na wysokości podbrzusza. W tekście zajął się m.in. piłkarzem Legii Maciejem Iwańskim, który: jest… synonimem nieudacznego polskiego kopacza bez ambicji. Powód: po rzutach rożnych tego zawodnika piłka za każdym razem leciała za nisko: na wysokości kolan lub podbrzusza. A po rzutach wolnych poza bramkę. Przypomina: kopnięcie to jest w futbolu czynność elementarna, płacą ci, byś ją ćwiczył codziennie, przed treningiem, na nim i po, ty właściwie w życiu nie masz innych zadań, masz umieć kopnąć… Trzeba przyznać: Rafał Stec tym fragmentem swego tekstu zawstydził zawodnika – kopał go dużo celniej, niż zawodnik piłkę w ostatnim meczu. I to eleganckie przejście „na ty”.
Wróćmy do meritum. Pan Stec napisał sporo prawdy, ale też… udowodnił tezę przeciwną do zamierzonej. Jeżeli ktoś wielokrotnie bardzo podobnie kopie piłkę, tzn…. że umie! Że tak właśnie chciał kopnąć! Iwański jest jednym z lepszych rozgrywających w polskiej ekstraklasie, co udowadniał wielokrotnie. Zamiast więc pisać o jego nieuctwie dziennikarz powinien zastanowić się dlaczego on celowo kopie źle? W każdym razie nie pisać nieprawdy. Ja gracza Legii wcale nie usprawiedliwiam. Więcej, uważam, że prawda jest dla niego dużo gorsza. Spróbuję to wyjaśnić.
Po przyjściu do Legii Piotra Gizy – z rekomendacji Jana Urbana – trener ten pochopnie zmienił pozycję Iwańskiego na boisku, przestawiając go z ofensywnego na defensywnego pomocnika, do czego predyspozycji ten gracz akurat nie ma. No, ale w ten sposób znalazło się miejsce dla wybrańca trenera.
Maciej Iwański w nowej roli czuł się źle. Widać było wyraźnie, że na tej pozycji się męczy, że z tej pozycji nie może kreować gry, kierować zespołem, czego on sam i włodarze Legii oczekiwali, sprowadzając go do klubu, za niemałe nota bene pieniądze. Frustracja zawodnika narastała. Powstał więc konflikt między Urbanem a Iwańskim. Zaostrzający się tym bardziej, im słabiej grał Giza. Zatem owo kalekie kopanie Iwańskiego, o którym pisze Rafał Stec, jest po prostu protestem piłkarza – poza dyskusją niedopuszczalnym zresztą. Oznajmiał: nie chcę grać na pozycji defensywnego pomocnika! Chcę grać tam gdzie będę najbardziej przydatny zespolowi. Nie chcę już tego trenera w Legii! A protest tym bardziej był widoczny, że piłkarz za każdym razem potrafił wysokość buntu stabilnie utrzymać między kolanami a podbrzuszem. Niedouczony kopacz tak protestować by nie potrafił!
Gdzie gra piłkarz decyduje trener. Ale musi mieć na uwadze dobro drużyny, a nie udowadnianie własnej nieomylności! W mojej opinii Jan Urban, nierozumnie forsując protegowanego, kierował się niskimi pobudkami, pokazując że brak mu klasy. Należałoby więc rozważyć czy te ułomności charakteru nie dyskwalifikują go jako trenera Legii.
A co z Maciejem Iwańskim? Powinien w każdej sytuacji grać jak najlepiej potrafi, to bezsporne. Takie ostentacyjne sabotowanie pracy zawsze powinno być naganne. Na ile opisane wyżej okoliczności można uznać za łagodzące, pozostawiam bez odpowiedzi.

Na zakończenie. Marzy mi się sytuacja, kiedy właściciel klubu (np. CupiałWisła lub WalterLegia) wchodzi do szatni i mówi zawodnikom tak: trener cieszy się moim całkowitym zaufaniem. Zwolnię prędzej Was wszystkich niż jego. Panie trenerze, jeśli uzna Pan, że powinni grać juniorzy, proszę tak uczynić. Szantażować się nie pozwolimy. A szantażystów ostrzegam: możecie sporo za to zapłacić. Decyzja należy do was.
I co by się stało? W trwającym sezonie zespół sukcesu by pewnie nie osiągnął. Ale potem właściciel klubu miałby spokój przez lata. Zatrudniani przez niego pracownicy, nie zwalnialiby mu trenerów! I, per saldo, byłoby to znacznie mniej kosztowne – pod każdym względem.
Aktualnie jednak do takiego załatwienia sprawy namawiałbym wyłącznie pana Bogusława Cupiała, pana Mariusza Waltera w żadnym razie!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy