wtorek, 23 marca 2010

Kiedy patent, panie Marcinie?


21.03.2010. W Canal+ Sport mecz Premier League: Manchester Utd.–Liverpool (2:1). Komentowali Marcin Rosłoń i Rafał Nahorny.
Marcin Rosłoń staje się z wolna gwiazdą Canal+Sport. Właśnie wzbogacił swoje rzemiosło telewizyjne anonsem o brzmieniu niezwykłym: jest to ryczący zaśpiew przerażający, pełen grozy i histerii.
Takiej wokalnej obróbce podlega samogłoska (najczęściej pierwsza) nazwiska każdego piłkarza w momencie, gdy ten strzela na bramkę. Otóż pan Marcin wydobywa z siebie wówczas przepastne, basowe, od pępka holowane i dłuższą chwilę z dna gardła ciągnione – zawycie. Niezwykłe wrażenia wywiera zwłaszcza, pełen dramatycznej głębi, rezonans kończący ową sekwencję. Roboczo nazwałem je: marcinowe zawycie jaskiniowe*.
Nieważne czy strzał był celny czy niecelny, padł gol czy było pudło. Ważne, aby to dobitnie zaakcentować, przyciągnąć do telewizora nieobecnych, obudzić drzemiących, przestraszyć tchórzliwych. Sprytna autoreklama. Teraz wielu telewidzów na długo zapamięta nazwisko Rosłoń. Będzie przytaczać je w różnych kontekstach, wśród wielu innych wyrazów, określeń a zapewne i zdań złożonych z wielu, nierzadko, członów.
Wydaje się, że mamy wreszcie w Polsce anonsera na miarę Michaela Buffera; i to do potęgi „entej”! Amerykanin jak wiadomo zapowiada bokserską walkę i ogłasza jej rezultat, więc nie dość że słyszymy go tylko dwa razy, to jeszcze w porównaniu z „naszym” Rosłoniem jest mdły wyciszony i rozlazły jak keczap (określenie Andrzeja Kostyry, komentatora boksu, m.in. w Polsat Sport). Natomiast vocal pana Marcina zadźwięczy znacznie częściej i ze znacznie wydatniejszą ekspresją.
Pora na (improwizowany, ale w klimacie oryginału) przykład z ostatniego meczu. Rafał Nahorny snuje jeden ze swych 100 monologów-wątków (tyle może upchnąć w czasie jednego meczu!): Jeżeli MU wygra ten mecz sytuacja „The Reds" będzie nie do pozazdroszczenia. Podopieczni Rafy Beniteza Dżeeeeeeeeeeerrard (przeciągłe „e” to właśnie ten przepastny, podjajeczny ryk-nowalijka Rosłonia – reakcja na strzał Anglika). Pan Rafał: Kończę wątek. Podopieczni Rafy Beniteza walczą bowiem już tylko o 4-te miejsce premiowane startem w przyszłej edycji LM. Jeżeli się im… Tooooooooores (już wiadomo kto to – tym razem strzelał niecelnie Hiszpan). Red. Nahorny konsekwentnie prądkuje wątkiem: Dokończę. Jeżeli się im to nie uda to prawdopodobnie Benitez pożegna się z posadą. Kto będzie jego… Tooooooooores. Tym razem Torres zdobył bramkę (0:1), więc pan Rafał (wyjątkowo) wątku już nie dokończy. To jedyna słabość jego warsztatu. Teraz przez kilka minut „leci” za to życiorys i wszelkie możliwe dane statystyczne i osiągnięcia strzelca. Obaj ożywieni, podekscytowani, przekrzykują się, gardłują jak nakręceni. Aż tu nagle znowu panamarcinowe: Roooooooney (w pełni zasadne, jest już 1:1). Teraz przez kilka minut „leci” życiorys… itd.
Ale w 60 min gola (na 2:1) dla MU strzelił… no właśnie: Koreańczyk Park Ji-Sung. Czy pan Marcin się zagapił, czy zbił z pantałyku, nie wiem. Dość, że tym razem anons nie wypalił. Panie Marcinie śmiało: Paaaaaaark-Dżiiiiiiiiiiiiiiii-Suuuuuuuuuung. Skowycz Pan trzyczłonowo, będzie ok.!
Marzy mi się relacja pana Rosłonia z meczu ligi koreańskiej. Spotkania z dużą ilością strzałów, zwłaszcza!

* Przypuszczam że podobnymi wrzaskami nawoływali się kiedyś nasi dawni i bardzo dawni przodkowie, np. pitekantropus – istota podobna do człowieka, znana z wykopalisk; homo erectus; pitekantrop (źródło: Wikipedia).

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy