W Eurosporcie olimpijski drużynowy konkurs skoków. Ponieważ w sobotę (20.II) Małysz skakał po medal, tylko wybraniec losu red. Szaranowicz mógł to relacjonować, zdzierając gardło. Współkomentujący trener Apoloniusz Tajner godny tego nie był: stąd w obejmach z mikrofonem „robil" jedynie za asystenta. Jego komentarzy i fachowych ocen zabrakło. Bardzo głośno zabrakło, zresztą. W poniedziałek (22.II) pan Włodzimierz był zaskakująco powściągliwy. W powtórkach milczał. Mógł więc pan Tajner oceniać i analizować do woli. Z okazji jednak nie skorzystał. Prawie się nie odzywał. Jak chciał jeden, to drugi go nie dopuszczał, a jak go douścił, to tamten się jakby obraził, bo nie chciał.
To są rzeczy dla mnie niepojęte. Proste wydaje się uzgodnienie: ja zapowiadam skoczka, ty w powtórce skok analizujesz: spóźniony, za wczesny, pod jakim kątem wykonany, inne ewentualne błędy, jak w powietrzu, jakie lądowanie, jest nieosiągalne!
Jeden pan jest prezesem związku narciarskiego, a drugi dyrektorem w TVP. Powinni umieć współpracować, uzgadniać, dogadywać się, negocjować z wieloma ludźmi, grupami, zespołami. I, naturalnie, rozwiązując dużo trudniejsze problemy. A tutaj ci dwaj ludzie zupełnie nie potrafią się porozumieć w sprawie elementarnie nieskomplikowanej – więc zamiast mądrze jest niemądrze, zamiast profesji – amatorszczyzna. Pytam dlaczego? Że sprawa jest błaha, trzeba mieć do niej dystans, zgoda. Ale to tym bardziej nie powód, żeby ją rozstrzygać tak głupio.
Przyznam szczerze: jestem za mało rozgarnięty, żeby pojąć takie nonsensy-bezsensy, absurdy, bałwaństwo. Tu jest potrzebna jakaś specjalistyczna wiedza. Niestety – mówiąc językiem polityków: w zakres jej posiadania nie wszedłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz