Tym razem o relacjach z siatkówki w Polsat Sport. Chodzi o mecze międzypaństwowe i międzynarodowe.
Właściwie wszystkie relacje są prowadzone „pod naszych”. Swoją drogą często ci „nasi” to Białorusini, Hiszpanie, Brazylijczycy, Czesi, Francuzi, Astralijczycy itd., natomiast zawodnicy z tych krajów, grający u przeciwnika, to już obcy. Np. gdy Skra Bełchatów (w składzie Hiszpan Falasca) grała z drużyną hiszpańską, to jeden Hiszpan był nasz – polski, kilku innych po drugiej stronie siatki – to już Hiszpanie obcy! Czysta groteska.
Wracajmy do tematu. Czy któryś sprawozdawca, kibicujący „swoim”, zastanowił się dlaczego tak czyni, po prostu: po co? Sądzę, że u żadnego taka refleksja się nie pojawiła, a gdyby nawet – miałby kłopot, by rozsądnie odpowiedzieć. Zwłaszcza że – co najważniejsze – w zwycięstwie pomóc nie jest przecież w stanie! Argument, że chce pokazać komu kibicuje jest niepoważny, bo to wszyscy doskonale wiedzą (pisałem już o tym).
Tendencyjna relacja tymczasem to przekaz nierzetelny, nieuczciwy – zatem nieprofesjonalny.
„Widzenie” tylko jednej strony ma także inny mankament. Panowie komentatorzy! Ignorując przeciwnika, nie podkreślając jego klasy, nie zauważając zagrań wspaniałych, przemilczając trafne decyzje taktyczne „ich” trenera – deprecjonujecie, obniżacie wartość ewentualnego sukcesu „swoich”. A, przeciwnie, relacjonując rzetelnie, dostrzegając walory oponenta – osiągnięte zwycięstwo znacząco dowartościowujecie! Tamci byli znakomici, ale zostali pokonani! Czy taki triumf nie smakuje lepiej, nie jest pełniejszy, piękniejszy?
A porażka? Czyż nie jest bardziej zrozumiała, więc mniej dotkliwa, łatwiejsza do przyjęcia dla oglądających, gdy mają świadomość z kim ich drużyna przegrała?
Wreszcie, korzyść niebagatelna, przypomnienie, że piłka jest okrągła, a zespoły są dwa. Czyli, że to jednak sport!
Ale znalazłem, być może, powód zasadności relacji „pod naszych”. Nie wykluczone, że większość telewizyjnej „publiki” chce kibicować i przeżywać mecz wspólnie z komentatorem. Wespół w zespół! By doznania były głębsze, pełniejsze. To możliwe.
Wracajmy do tematu. Czy któryś sprawozdawca, kibicujący „swoim”, zastanowił się dlaczego tak czyni, po prostu: po co? Sądzę, że u żadnego taka refleksja się nie pojawiła, a gdyby nawet – miałby kłopot, by rozsądnie odpowiedzieć. Zwłaszcza że – co najważniejsze – w zwycięstwie pomóc nie jest przecież w stanie! Argument, że chce pokazać komu kibicuje jest niepoważny, bo to wszyscy doskonale wiedzą (pisałem już o tym).
Tendencyjna relacja tymczasem to przekaz nierzetelny, nieuczciwy – zatem nieprofesjonalny.
„Widzenie” tylko jednej strony ma także inny mankament. Panowie komentatorzy! Ignorując przeciwnika, nie podkreślając jego klasy, nie zauważając zagrań wspaniałych, przemilczając trafne decyzje taktyczne „ich” trenera – deprecjonujecie, obniżacie wartość ewentualnego sukcesu „swoich”. A, przeciwnie, relacjonując rzetelnie, dostrzegając walory oponenta – osiągnięte zwycięstwo znacząco dowartościowujecie! Tamci byli znakomici, ale zostali pokonani! Czy taki triumf nie smakuje lepiej, nie jest pełniejszy, piękniejszy?
A porażka? Czyż nie jest bardziej zrozumiała, więc mniej dotkliwa, łatwiejsza do przyjęcia dla oglądających, gdy mają świadomość z kim ich drużyna przegrała?
Wreszcie, korzyść niebagatelna, przypomnienie, że piłka jest okrągła, a zespoły są dwa. Czyli, że to jednak sport!
Ale znalazłem, być może, powód zasadności relacji „pod naszych”. Nie wykluczone, że większość telewizyjnej „publiki” chce kibicować i przeżywać mecz wspólnie z komentatorem. Wespół w zespół! By doznania były głębsze, pełniejsze. To możliwe.
Ale, po pierwsze, nie wiadomo czy to prawda, bo nikt tego nie badał, a po drugie, jeśli nawet część oglądających tego chce, to spotyka ich srogi zawód. Bo dlaczego relacjonujący, na wzór innych widzów, nie są odziani w „organizacyjne” stroje ukochanej drużyny, w gustowne czapeczki z pomponikiem, i tak przyozdobieni nie są pokazywani w przerwach technicznych, dlaczego na wezwanie halowego zapiewajły Jerzy Mielewski nie klaszcze wszystkimi dłońmi, a Wojciech Drzyzga nie dmucha przeraźliwie w kolorową fujarkę. Nie słychać też, by Witold Wanio intonował zdartym barytonem W stepie szerokim, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz…, przy akompaniamencie Ireneusza Mazura, walącego z rozmachem w miniaturowy bęben. Czyli dlaczego nie wspierają naszych, tak jak większość widzów w hali?! Zaspokajanie gustów większości, do tego mogloby prowadzić.
Gdy Witold Wanio, Jerzy Mielewski, Marek Magiera, Tomasz Włodarczyk, Przemysław Iwańczyk zatrudnieni jako komentatorzy, udaną akcję „swoich" relacjonują okrzykiem: znakomicie, kapitalnie, a podobną akcję przeciwnika ubolewaniem: szkoda, niestety, znowu tracimy punkt, to coś mi to przypomina.
Poruszcie wyobraźnię Panowie. Grupa pseudokibiców idzie na piłkarski mecz. Na szyjach szaliki, na ramionach pelerynki, w dłoniach flagi. Na nich kolorowe napisy z nazwą drużyny: naszej, jedynej, która może wygrać. Ordynarne hasła, obrażające przeciwnika, niecenzuralne przyśpiewki. To kroczy kibolstwo. Wytężcie wzrok, widzicie ich. Ja ich widzę: mają Wasze twarze. Niestety, za często wpisujecie się w ten pejzaż. Warto?
Gdy Witold Wanio, Jerzy Mielewski, Marek Magiera, Tomasz Włodarczyk, Przemysław Iwańczyk zatrudnieni jako komentatorzy, udaną akcję „swoich" relacjonują okrzykiem: znakomicie, kapitalnie, a podobną akcję przeciwnika ubolewaniem: szkoda, niestety, znowu tracimy punkt, to coś mi to przypomina.
Poruszcie wyobraźnię Panowie. Grupa pseudokibiców idzie na piłkarski mecz. Na szyjach szaliki, na ramionach pelerynki, w dłoniach flagi. Na nich kolorowe napisy z nazwą drużyny: naszej, jedynej, która może wygrać. Ordynarne hasła, obrażające przeciwnika, niecenzuralne przyśpiewki. To kroczy kibolstwo. Wytężcie wzrok, widzicie ich. Ja ich widzę: mają Wasze twarze. Niestety, za często wpisujecie się w ten pejzaż. Warto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz