Eurosport. Jednym z kilkorga komentujących wielkoszlemowy, tenisowy Roland Garros jest Sylwester Sikora. Dziwny on jakiś. Amerykańska tenisistka Mattek-Sands od kilku lat znana jest z fantazyjnych ubranek na korcie. Grywała już w piłkarskich getrach, podkolanówkach, męskich koszulkach z postrzępionymi rękawami, przywdziewała długie, wiszące kolczyki a raz nawet zapłaciła karę, bo chciała grać w kowbojskim kapeluszu. Tym razem grała w koszulce z długimi rękawami i miała pod oczami wymalowane jakieś ciemnego koloru aplikacje, takie trochę upiorne oczy-bis. Jednym słowem fantazję kobieta ma. Sikora o tym doskonale wie. Zamiast więc objaśnić telewidzom kontekst pozwalał sobie pod adresem tenisistki na złośliwe śmichy-chichy. Dobrego tonu, czy elegancji w tym niewiele, za to klapki nietolerancji dość widoczne. Warto przy okazji, wytknąć zabawowemu (nomen omen) panu Selwestrowi, że „snucie wspomnień z dawnych lat” w czasie rozgrywanej piłki jest komentatorską przypadłością zgoła sztubacką. Zdarza się to Panu! Tu, akurat, nie trzeba brać przykładu z kolegi po fachu Karola Stopy.
W innym meczu zdecydowanie wyżej notowana Australijka Stosur przegrała z Argentynką Dulko. To była spora niespodzianka. Sikora natychmiast dał temu wyraz – wedle zasady: pokonanego faworyta trzeba jeszcze dobić stosownym komentarzem. Smutną po meczu Stosur podsumował fachową, tenisową oceną: Ma minę jakby napiła się soku z kapusty – rzucił. Nie wiem co pije komentator, ale nie wykluczone, że może to być napój związany z tym warzywem właśnie – wywar ze środkowej części dorodnej główki, np. Sikora słodki bywa natomiast, gdy relacjonuje z Katarzyną Strączy. Gaworzy wtedy we francuskim stylu: a łi, a bą, si kalafą. Pani Kasia też rozkosznie mu wtóruje w konwencji: jeszcze raz, jeszcze raz, ptaszku mój. I tak sobie z dziobków spijają.
Warto dodać, że szczególnym bonusem dla komentatorów tenisa jest fakt, że często pracują we dwójkę, czyli na jednego relacjonującego przypada (w grach singlowych) jeden gracz do oceny. Nawał zajęć, można powiedzieć porażający!
Ależ to jest robota, to komentowanie. Można poflirtować, powyzłośliwiać się, porechotać, pogawędzić, pleść, co ślina na język przyniesie. Kasa się zgadza zawsze, a odpowiedzialności żadnej! Śliczna fucha! Komfort absolutny, no wprost miodzio!
Sadzę jednak, że gdyby Canal+Sport relacjonował tenisa, to niewątpliwie jego dyrektor sportowy Jacek Okieńczyc poszedłby dalej: wprowadziłby np. kolejnego komentatora (tenisowego Szymka*?). A ten, poruszając się na korcie wzdłuż linii bocznej ze słuchawkami i mikrofonem, mógłby wtedy podsłuchiwać z pierwszej ręki, co zawodniczki myślą, kiedy odpoczywają w przerwach między gemami, a także pomagać w sędziowaniu. Może i tego kiedyś doczekamy.
*
Polsat Sport relacjonował dwie imprezy. Mecz finałowy piłkarskiej Ligi Mistrzów Barcelona–Manchester Utd. (komentarz Mateusz Borek i Zbigniew Boniek) oraz dwa mecze Ligi Światowej w siatkówce Polska–USA (Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga). Prowadzący relacje, czyli panowie Mateusz i Tomasz w wysokiej formie, ich koledzy także nie zawiedli. Dlatego oba mecze dostarczyły telewidzom wiele satysfakcji (w siatkówce zwłaszcza trzeci, końcowy set drugiego meczu 37:35! dla Amerykanów).
* Mieczysław Szymkowiak, były piłkarz. w Canal+Sport relacjonuje mecze z płyty boiska, jako trzeci komentator.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz