Finał MŚ w snookera wygrał jednak John Higgins. Ale smutny nie jestem, bo wygrał lepszy. Szkot znalazł jednak taktykę na Anglika Judda – zagrał, jak mówią piłkarze, „z kontry”. Podpuszczał młodziana na wbicia, po czym spokojnie czekał na błąd rywala. Ten prędzej czy później pudłował, wówczas porozrzucane już wtedy bile Szkot powtarzalnie – i tym razem już regularnie – w kieszeni sytuował. Dodajmy: prowadząc bilę białą z maestrią niezwykłą – w tym elemencie jego dominacja była spektakularna. Judd Trump, który przed finałową sesją kipiał do publiczności luzackim smajlingiem playboya, a któremu wystawiłem w poprzednim wpisie z lekka idealizującą go laurkę, okazał się jednak młodzieńcem dość lekkomyślnym, a parę jego decyzji przy stole określę łagodnie jako taktycznie skrajnie niedojrzałe. Na tym poprzestanę, bo to jednak wicemistrz świata i, powtórzę, talent niezwykły.
Powtórzę też, że komentatorzy Rafał Jewtuch i Przemek Kruk w ciągu całego finału werbalnych fauli się nie dopuszczali, piórkowania aaaaa,, eeee, mmmm unikali, wbić-statystyk naszym uszom oszczędzali, odstawnych (do czatu) nie nadużywali. Jednym słowem byli w porzo, za co szacun im i pozdro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz