25.XI.2009 r. Polsat Sport Extra i Polsat. Liga Mistrzów: Milan–Olympique Marsylia (1:1). W studio: prowadzący: Mateusz Borek i trzej byli piłkarze, reprezentanci Polski: Piotr Świerczewski, Piotr Czachowski i Wojciech Kowalczyk. Komentowali mecz: Bożydar Iwanow* i Roman Kołtoń.
Gdy pan Mateusz jest w formie to fachowość, polot, inteligencja – zapewnione. W środę w formie był. Jego goście też. Poprawnym językiem, ze znajomością rzeczy, czasem dowcipnie opowiadali o przeszłości, ale przede wszystkim oceniali spotkania Ligi Mistrzów. Profesjonalnie.
Popisali się również komentatorzy. Pan Bożydar jako relacjonujący, pan Roman jako komentujący. Ten dość wyraźnie zarysowany podział ról sprawił, że prawie żadna akcja nie umknęła ich uwadze. I było wiadomo, którzy piłkarze brali udział w tych akcjach. W czasie przerw w grze Roman Kołtoń oceniał, informował, wyjaśniał. Krótko! Gdy grę wznawiano natychmiast oddawał głos koledze. Ten, choć czasem podnosił głos, to nie histerycznie i tylko na chwilę (to uwaga do Andrzeja Twarowskiego z Canal+Sport). Obaj unikali także „dialogowania", słusznie oceniając, że nie są w pubie (to uwaga do Grzegorza Milki i Tomasza Lipińskiego – Canal+ Sport). Jednym słowem obaj pomagali oglądać, a nie przeszkadzali.
Pozwolę sobie na osobistą refleksję. W domu gościmy zwykle tych, których lubimy. Z okazji relacji sportowych nie zawsze tak bywa – wtedy na niektórych jesteśmy skazani. W środę byłem skazany pozytywnie. Sprawozdawcy uszanowali mnie i doskonałych zawodników. W towarzystwie ludzi, którzy jak ja (a niech będzie z patosem!) kochają futbol, spędziłem przyjemny, fajny wieczór. Prawie komfort dla telewidza! Całej wymienionej tu szóstce Panów serdecznie za to dziękuję.
Bożydar Iwanow i Roman Kołtoń pokazali na czym, mniej więcej, polega zawód piłkarskiego sprawozdawcy telewizyjnego. To dobra wiadomość dla pracowników Canal+, zwłaszcza: Rafała Nahornego, Grzegorza Milki, Tomasza Lipińskiego, Leszka Orłowskiego, Wojciecha Michałowicza**. Macie panowie od kogo się uczyć. Odtwarzajcie sobie mecz Milan–Olympique i… naśladujcie! Bo jak dotąd pracowicie tworzycie nową, stację: Canal Minus Sport.
Popisali się również komentatorzy. Pan Bożydar jako relacjonujący, pan Roman jako komentujący. Ten dość wyraźnie zarysowany podział ról sprawił, że prawie żadna akcja nie umknęła ich uwadze. I było wiadomo, którzy piłkarze brali udział w tych akcjach. W czasie przerw w grze Roman Kołtoń oceniał, informował, wyjaśniał. Krótko! Gdy grę wznawiano natychmiast oddawał głos koledze. Ten, choć czasem podnosił głos, to nie histerycznie i tylko na chwilę (to uwaga do Andrzeja Twarowskiego z Canal+Sport). Obaj unikali także „dialogowania", słusznie oceniając, że nie są w pubie (to uwaga do Grzegorza Milki i Tomasza Lipińskiego – Canal+ Sport). Jednym słowem obaj pomagali oglądać, a nie przeszkadzali.
Pozwolę sobie na osobistą refleksję. W domu gościmy zwykle tych, których lubimy. Z okazji relacji sportowych nie zawsze tak bywa – wtedy na niektórych jesteśmy skazani. W środę byłem skazany pozytywnie. Sprawozdawcy uszanowali mnie i doskonałych zawodników. W towarzystwie ludzi, którzy jak ja (a niech będzie z patosem!) kochają futbol, spędziłem przyjemny, fajny wieczór. Prawie komfort dla telewidza! Całej wymienionej tu szóstce Panów serdecznie za to dziękuję.
Bożydar Iwanow i Roman Kołtoń pokazali na czym, mniej więcej, polega zawód piłkarskiego sprawozdawcy telewizyjnego. To dobra wiadomość dla pracowników Canal+, zwłaszcza: Rafała Nahornego, Grzegorza Milki, Tomasza Lipińskiego, Leszka Orłowskiego, Wojciecha Michałowicza**. Macie panowie od kogo się uczyć. Odtwarzajcie sobie mecz Milan–Olympique i… naśladujcie! Bo jak dotąd pracowicie tworzycie nową, stację: Canal Minus Sport.
* Może trochę rzadziej powinien Pan komentować sam, a ustąpić koledze. On mniej mówił, więc uważniej obserwował. Poza tym, też fachowiec.
** Przez bezmyślne, tasiemcowe słowotoki tego oszołoma przy mikrofonie przestałem oglądać NBA. Nigdy Panu tego nie zapomnę, panie Michałowicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz