W PolsatSportExtra 11.XI.2009 relacja z tenisa. W Paryżu (Hala Bercy) pożegnalny mecz Safina (Rosja) z del Potro (Argentyna) – w setach 1:2. Relacjonuje Tomasz Lorek. Cytaty przytoczone chronologicznie.
I set. W przerwie między gemami słyszymy szczypta przerwy dla Państwa. To dopiero wstęp. Za chwilę będziemy się szczypać bez przerwy.
Po powrocie do Moskwy (w 2002 r.) z turnieju w Melbourne: nie wzruszył się (Safin) skierowanym ku jego oczodołom fotofleszom. Oczodołami trudno coś dostrzec! Po zagraniu (przez Marata) crossa: to był błysk Boga. O, nie! To był błysk Lorka, którego Bóg mógł tylko podziwiać.
Po wygranym II serwisie słyszymy, że del Potro delikatnie nasączył go kickiem. Kto nasącza kicki ten ma wyniki!
Po którymś przegranym punkcie, Safin machnął z niechęcią rakietą. Red. Lorek diagnozuje, agresywny, krwisty dyskurs Maratowi by się przydał. Niestety. Endriu, specjalisty od takich barwnych rozmówek, w pobliżu nie było. Ale po chwili Marat znów był na swej ulubionej, energetycznej fali. Chyba się jednak przegrzał, bo del Potro tak machnął rakietą, że odegnał złe duchy i kolekcjonuje pierwszą partię (6:4).
II set. Po wygranym woleju Safina: jakby rzeźbił fragmenty moskiewskiego metra – powściągliwie zauważa red. Tomasz. Ale zaraz potem niebiosa odmówiły mu błysku. Tylko na chwilę. Naszyjnik siostry Dinary, (który) spoczywa na szyi Safina zadziałał niczym amulet, bo Marat wyciągnął się jak legumina na patelni i wygrał punkt. Safin – wyciągnięta legumina, kort – patelnia, Lorek – z patelnią na ustach. Pikantna potrawa tu się pichci!
Dalej słyszymy: emocjonalnie jest ten mecz wysokogórską wspinaczką. Szczególnie dla geniusza-Safina, będącego niewiarygodnie wrażliwym człowiekiem, który z trudem broni się przed złem tego świata. I dalej: w przerwie hala Bercy żyje urokliwymi przyśpiewkami „Marat, Marat”, intonowanymi z najwyższych rejestrów hali. Lecz, gdy odejdzie Safin, Halę Bercy można będzie pokryć popiołem i wtedy będzie wyglądać jak średniowieczny kurhan – przytacza red. Lorek sentencję Connorsa.
Znowu wspomnienia: w 2007 roku po meczu z należną sobie czcią przytulił nieznaną sobie babcię i podarował jej ręcznik. Może zmęczony – niedowidział? Potem refleksja red. Tomasza: Rodzice chcą, gdy mamy 13–15 lat, żeby nie wychodzić z domu wieczorem, a jak mamy 30 lat mama woła: Marat, Marat, przynieś mi sterty brudnej bielizny. Bieliznę syn przyniósł i wrócił na kort. Lecz zepsuł zagranie i stuknął się w czoło. Red. Lorek na posterunku: szto ty dziełajesz – zapytał swojego wnętrza, aby się oczyścić z toksyn. Wnętrze milczało. Za moment zepsuł sączek-del Potro: mógłby teraz oczyścić nos z materiału – poleciał cytat z Sienkiewicza. Tyle tu toksycznego materiału, że ktoś powinien wziąć na przeczyszczenie wnętrza.
Wreszcie delikatnie zatarła się różnica 8 lat jaka dzieliła Safina od del Potro i Rosjanin wygrał II-go seta 7:5.
III set. Notujemy o Safinie: kiedy jest rozgrzany jak wulkan – nieosiągalny, a wtedy ślinianki z luzu przeskakują na 3 bieg (to znowu Connors). Dalej już red. Lorek: znów wznosi się na szczyt Aconcagua. Jednak gdy ze szczytu opadał, na korcie nadepnął butem owada, któremu, jak sam stwierdził, ulżył, bo ten owad żyje tylko 1 dzień. I słusznie, niech się tak długo nie męczy! Z upływem III seta w Safinie dojrzewa potrzeba dialogu z własną duszą, bo del Potro, ten piec martenowski, korzystając z podmuchu dopingu, zaczerpnął z niewiarygodnej studni piękna i osiągnął przewagę. Czy Safin przyda jeszcze jeden niebanalny błysk? Nie przydał, choć przydałby mu się. Czy niebo nad Paryżem zapłacze? – pyta Tomasz natchniony. Zapłakało. 7:5 dla del Potro. Na Halę Bercy zaczęły opadać popioły smutku i nostalgii, usypując kurhan, w którym spocznie wielki tenis Safina. Misterium, celebrowane przez kaznodzieję Lorka, dokonało się.
Ale my nie powinniśmy żałować Marata, skoro mamy Tomasza, tę niewiarygodną studnię piękna, nasączoną kickiem rozciągniętej leguminy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz