poniedziałek, 21 lutego 2011

Nie poganiajcie ich!

W finale tzw. Łelsz Ołpen Higgins wygrał z Maguirem 9:6. Komentowali bez zarzutu Przemek Kruk i Rafał Jewtuch.
Porywający był zwłaszcza ostatni frejm. Przegrywający Maguire próbował zyskiwać punkty, stawiając przeciwnikowi snookery. Udawało mu się to ze zmiennym skutkiem, bo Higgins zaciekle się bronił. I choć bardzo długa, to jednak ta końcowa  rozgrywka była fascynująca.
W czasie jednego z wcześniejszych półfinałów komentatorzy rozmawiali o zapowiadanej zmianie przepisów tej dyscypliny. Stacjom telewizyjnym trudno jest wcisnąć w ramówkę snookerowe imprezy bo ich trwanie jest mało przewidywalne. Planuje się więc m.in. ograniczenie czasu na zagranie – bodaj pan Przemek stwierdził, że 30 sekund to byłoby optimum. Pozwolę sobie na polemikę.
Dam przykład, lekko szokujący – przyznaję – ale czasem taki najlepiej oddaje punkt widzenia. Część ludzi, zaspokajając naturalne potrzeby, preferuje odwiedzanie w tym celu agencji towarzyskich. Inni wolą jednak związki niekoniecznie na zawsze, ale jednak nieco dłuższe, uważając, że osoba którą się zna, ceni i choć trochę, zwłaszcza z wzajemnością, lubi – to gwarancja przeżyć nieporównywalnie pełniejszych.
Wracam do tematu. Jeżeli zawodnikom grającym na najwyższym poziomie zabierzemy czas, to snooker stanie się inną dyscypliną. Byle szybko, bez dłuższego namysłu, byle jak, byle zdążyć. Pojawi się zwykłe partactwo, będą mnożyć się banalne błędy. Presja biegnących sekund, wymuszająca pośpiech to zabójstwo dla finezji, kunsztu, precyzji. A bez tych elementów gra przy zielonym stole stanie się momentami potyczką trywialną, prostacką. Maestrię zastąpi masturbacja. Będzie jak w agencji.
Dlatego uważam, że są inne sposoby „czasowego ucywilizowania” snookera.  
Np. ilość rozgrywanych frejmów. W ostatnim turnieju w Walii dla wyłonienia zwycięzcy wystarczyło w finale wygrać 9 partii. I tę ilość uważam za optymalną!  A w Mistrzostwach Świata? To jest horror! W 1/32 – awans daje dopiero 10  wygranych (przy 10:9 trzeba więc grać 19 partii), w 1/16 i 1/8 – odpowiednio 13 (czyli możliwych jest 25), w 1/217 (33), w finale  18 (35!). Półfinał, czy finał może przegrać ten, kto pierwszy uśnie! W innych imprezach takich tasiemców co prawda nie ma, ale i tak są one stanowczo za długie. Po co? Tutaj widzę bardzo duże możliwości oszczędzania czasu.
Inna propozycja. Zawodnik przy stole osiąga zwycięski wynik i gra dalej, bo chce wbić prestiżowe 100 pkt. Dla satysfakcji, dla miłośników statystyk? To szczytne cele, ale czas biegnie. A wystarczy przecież upoważnić sędziego by ten – po uzyskaniu informacji od przegranego że do stołu już nie podejdzie –  natychmiast frejma zakończył. Z jednym wyjątkiem – gdy jest szansa na maksymalne 147 pkt.
Można także dyscyplinować zawodników, zbytnio celebrujących niektóre wbicia. Czy to w formie rozmowy przed imprezą, czy też przez zwrócenie uwagi przez arbitra w czasie trwania frejma; z ewentualną groźbą jego przegrania. Tutaj sędziowie są wobec niektórych zawodników zbytnio tolerancyjni.
Być może fachowcy podsuną jeszcze inne pomysły. Ale powtarzam: nie poganiajcie grających, zostawcie snookerowym geniuszom czas, bo zniszczycie piękno tej gry! A tak postępują tylko barbarzyńcy.
Naturalnie nie mam zamiaru postulować zamykania towarzyskich agencji. Nie mam także wątpliwości, że będą się odbywały zawody snookerowe według innych, uproszczonych reguł. Ale najważniejsze imprezy powinny być rozgrywane według dotychczasowych zasad – jedynie z mniejszą ilością frejmów, naturalnie. Które zawody konkretnie? Niech zdecydują znawcy przedmiotu.
Nie ruszajmy tych mądrych przepisów, bo takie perełki jak ostatnia rozgrywka meczu Higgins–Maguire i wiele innych pozostaną tylko smutnym wspomnieniem.

Yayeczka purée
W celu skrócenia czasu trwania frejmów wymyślono odmianę snookera z połową bil czerwonych. Tzn. niezupełnie z połową, bo tych jest jak wiadomo 15. Więc w nowej wersji bil jest zdaje się 7. Ale dlaczego nie 7,5? Po pierwsze byłaby uczciwa połowa, a po drugie jakie emocje przy wbijaniu tej połówki. Zawodnicy i sędzia musieliby chyba nałożyć przyłbice, bo cholera wie, gdzie takie g…. mogłoby polecieć! Widzowie w pierwszych rzędach w maskach. Jednym słowem dramaturgia i ubaw po pachy! Pomysł do wykorzystania gratis!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy