środa, 16 lutego 2011

Café Misja

PolsatSport. Café Futbol. program Mateusza Borka.
Tym razem gościem był Maciej Murawski. Niegdyś piłkarz a od niedawna trener piłkarzy Zawiszy Bydgoszcz (v-ce lidera II ligi). Pan Maciej stwierdził na wstępie, że jednemu łatwiej być dobrym piłkarzem a drugiemu dobrym trenerem. Ujawnił również, że zawód piłkarza od zawodu trenera się różni. Np. jako piłkarz na trening sobie tylko przychodził, a teraz jako trener musi także być do zajęć przygotowany i mieć ich plan. Klarowny wywód. Sądząc z rozmaitych wypowiedzi byłych piłkarzy, kolegów Murawskiego, kiedyś zawodnicy ostro imprezowali, nie to co teraz. Dlatego na co dzień ich jedynym problemem było w miarę szybko wytrzeźwieć na poranny trening. I to było wtedy zapewne jedyne zmartwienie pana Macieja jako zawodnika. Natomiast teraz zauważył, że trener musi być przytomny na dzień albo i dwa przed zajęciami. Do obowiązków jego należy przecież  przygotowanie planu pracy, rozrysowanie schematów akcji ofensywnych i defensywnych, zaplanowanie indywidualnych zajęć, rozpracowywanie i przygotowanie taktyki pod najbliższego przeciwnika, itd. Dlatego adaptacja byłych kopaczy do „trzeźwej” trenerskiej egzystencji jest taka trudna i z tego też powodu nową drogę zawodową Macieja Murawskiego śledzić będziemy z życzliwą uwagą. Już zresztą można zauważyć znaczny progres. M.M. zapytany w programie o niedawne przejście  Bartosza Ślusarskiego do Lecha Poznań (z Cracovii) ocenił transfer bardzo pozytywnie. W uzasadnieniu porównał tego piłkarza do niejakiego Ariena Robbena (Bayern Monachium i reprezentacja Holandii), którego obiecujący Maciej zobaczył w akcji, komentując mecz Bundesligi w Eurosporcie 2. Zaimponowało mu ciekawe rozwiązanie taktyczne trenera Bayernu Luisa van Gaala. Otóż lewonożnego rodaka podstępnie ustawił on na prawej stronie (skrzydle), ten zaś – realizując perfidny zamysł Luisa vana – z piłką u nogi zbiegał po przekątnej w lewo i strzelał na bramkę (zdobył w tym meczu 2 gole) albo wypracowywał kolegom dogodne sytuacje. Te taktyczne knowania, komentujący mecz popularny niegdyś Muraś od razu jednak wychwycił! Co prawda piłkarz Robben tak samo zaskakująco gra od mniej więcej 5-ciu lat, ale dotychczas bystry Maciej oglądał go tylko jako czynny lub były zawodnik, więc jak miał to zauważyć. Wystarczyło jednak, że zmienił optykę i proszę jaki rezultat. Jeżeli więc, zdaniem Murawskiego, tak samo będzie grał polski nożny mańkut Ślusarski, Lech zrobił dobry zakup a Cracovia głupią sprzedaż. Czy porównywanie obu tych piłkarzy nie jest zbyt śmiałe? – powściągliwie zapytał prowadzący Mateusz, życzliwie się uśmiechając, by nie pogarszać stanu zdrowia Macieja. Nie – usłyszał rozstrzygającą odpowiedź   bo z Bartoszem grałem. Borek inteligentnie tematu nie drążył –pozwolił tym samym pytanemu wrócić do równowagi.
*
Pierwszy mecz w fazie pucharowej Ligi Europejskiej Lech gra na miejskim stadionie w Poznaniu, wybudowanym ze środków publicznych m.in. na Euro 2012. I ma kłopot. UEFA uznała bowiem, że obiekt nie jest w pełni bezpieczny dla organizowania masowych imprez (m.in. zakwestionowano drożność dróg ewakuacyjnych). Dlatego zezwoliła sprzedać bilety jedynie na 20 tys. miejsc (z możliwych 40 tys.). Lech się odwołał. Mateusz Borek zadzwonił więc do mecenasa pana Jacka Masioty, przedstawiciela  prawnego Lecha Poznań, by zasięgnąć informacji o losach tego odwołania. Tak przynajmniej telewidzom i mecenasowi się wydawało. Ale Borek niczym Zagłoba – okazał się mistrzem fortelu. Chodziło mu bowiem o zwabienie mecenasa do udziału w programie! Więc gdy tylko Jacek Masiota próbował odpowiedzieć: że czeka na uzasadnienie restrykcji UEFA, że ma ona nadejść w poniedziałek… itd. – Mateusz Borek już go miał! Zapytał znienacka, czy Lech zwróci się do władz Poznania o wyrównanie strat, bo z powodu wadliwie wybudowanego stadionu klub może sprzedać 20 tys. biletów mniej*. Zaskoczony mecenas odpowiedział, że stadion jest własnością Miasta Poznania a Lech go jedynie użytkuje, więc to niemożliwe! Ta wymijająca i pokrętna fraza na szczęście nie zbiła z tropu M.B. Natychmiast ostro ripostował, ale… w pół słowa przerwał mu obecny w studio ekspert od każdego i publicysta na każdy temat Roman Kołtoń. W dłuższym wykładzie wytknął mecenasowi, że stadion miał kosztować 500  mln zł, a kosztował ponad 700! A teraz trzeba jeszcze wydać 30 albo i 60  mln by naprawić usterki. To są nasze, publiczne pieniądze, to skandal grzmiał aż do przegrzania zaperzony, czupurny w żarliwym odporze towarzysz** Romek. Przygaszony mecenas coś tam jeszcze podukał i wyraźnie przybity z ulgą przyjął końcowe dziękuję. Tak to Borek i Kołtoń prawniczych ignorantów zdemaskowali. Nie ulega bowiem wątpliwości: kancelaria Masioty dopuściła się rażących zaniedbań. Lech powinien zostać przez nich ostrzeżony, że zamierzając użytkować konstrukcyjny chłam, pakuje się w szemrane transakcje z władzami Miasta Poznania. Fakt, że Masiota i jego  kumple to prawnicy, a nie inżynierowie nadzoru budowlanego, niczego nie zmienia. Nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności, o czym prawnicy powinni wiedzieć najlepiej. Prawa budowlanego także, panowie mecenasi!  
To był piękny przykład zaangażowanego, wręcz misyjnego telewizyjnego dziennikarstwa. Tak trzymać Panowie!

  * Odwołanie Lecha częściowo uwzględniono – ostatecznie na stadionie będzie nieco ponad 29 tys. widzów.
** Naturalnie towarzysz Mateusza Borka w wielu telewizyjnych relacjach.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy