Prezesem Warty Poznań (I liga) została niedawno Izabela Łukomska-Pyżalska. Choć nie jest to precedens, to jednak panie na tym stanowisku są raczej rzadkością. Ale już ewenementem jest fakt, że pani Prezes była przed laty fotomodelką Playboya, na którego okładkach, skąpo odziana, pokazywała swoją seksowną figurę. Epatowała golizną także w innych tego typu magazynach, np. w CKM. Aktualnie ta 34-letnia pani jest właścicielką, wraz z mężem, firmy developerskiej. Pani I.Ł-k postanowiła ratować zagrożoną spadkiem Wartę, wykładając własne pieniądze na spłatę klubowych długów i finansując bieżącą jej działalność. Obiecała nawet, że w nadchodzącej rundzie rozgrywek bilety na mecze zespołu będą bezpłatne, a na stadionie rozdawane będą – też za darmochę – kiełbaski, a nawet słodycze dla młodocianych kibiców. Tak na marginesie: ciekawe w jakim stanie są nerwy męża Pyżalskiego!
Styczniowa (2011) nominacja wzbudziła naturalnie zainteresowanie mediów. Bo rzeczywiście jak to się stało, że kobiecie zarabiającej głównie nagością, teraz – ciągle odzianej – też się kasa zgadza? Próbowały zgłębić ten fenomen takie tuzy medialne jak Fakt czy Super Ekspres. Wypełniając przykładnie dziennikarskie misje opublikowały więc stosowne artykuły i reportaże, ilustrowane obficie przeszłymi negliżami przyszłej pani Prezes. I choć dociekliwie ją odpytywano, to odpowiedzi i wyjaśnienia pani Ł-P – umieszczane zwykle w gazecie na tle fotki z jej o 10 lat młodszym biustem, albo na jednym z jędrnych (wtedy) pośladków – ze zrozumiałych względów umknęły uwadze czytelników tych gazet. No, ale jak tu skupić się na rozumieniu czytanego tekst, gdy pod spodem jest tyle do oglądania?
Ze sporym opóźnieniem tematem zainteresował się (20.II.) coniedzielny Café Futbol emitowany w Polsat Sport. Uroda, renoma i hojność pani prezes Ł-P sprawiły, że autor wspomnianego programu Mateusz Borek osobiście zechciał się pofatygować do Poznania, by przeprowadzić stosowny wywiad, który stał się potem podstawą wyemitowanego w niedzielę reportażu.
Zaczyna się on niezwykle atrakcyjnie. Początek opiszę z oglądanego odtworzenia. Wciskam play, następnie stop i potem przewijanie do przodu – leniwie snuje się opcja slow motion. Majestatycznie ekran wypełnia głowa pani Izabeli, długie włosy przerzuca wdzięcznie za siebie; teraz zbliżenie na – zanurzone w obfitą aplikację – prawe oko i profil ze zgrabnym noskiem. Następnie pojawia się, usytuowane w podobnym anturażu, oko lewe i takiż profil z przeciwległą częścią organu, co wącha. Wreszcie kadr wieńczący wstępną sekwencję. Przed oczami widzów pojawiają się wydatne usta z krągłymi zacierkami różowych warg – spragnionych, wilgotnych tą wymowną wilgocią, którą wszyscy znamy. Stęsknione długo nie czekają. Ze szparki, którą utworzyły, wypełza zroszony kropelkami śliny kształtny języczek i zaczyna je delikatnie pieścić – jego wierzch muska górną, jego spód gładzi spragnioną dolną. Jestem przekonany, że opisana sekwencja doprowadziła do wielu spontanicznych orgazmów u telewidzów płci obojga!
Po takim relaksującym wstępie zaczyna się wywiad. Najpierw wywiadowca Borek zadał bardzo taktowne pytanie penetrujące. Zapytał, czy trudno się było przestawić pani Ł-P z oglądania seriali na prezesurę. Okazało się, że łatwo, bo rozmówczyni nigdy seriali nie oglądała. Zdumienie, że takie kobiety w ogóle istnieją pan Mateusz zgrabnie zamaskował i odpytywanie kontynuował. Pani Prezes coś tam odpowiadała. Ważniejszy jednak był pojawiający się w międzyczasie drugi plan. Dla urozmaicenia realizator pokazywał bowiem fotki – nazwijmy je – porównujące: na ekranie pojawiała się np. współczesna odziana pupa z przyległościami pani Joanny, stojącej przed widzianymi w tle piłkarzami, a zaraz potem jakaś okładka z jej gołą pupą z przeszłości. Inna konfrontacja: Prezes aktualnie siedząca w ubraniu na kanapce, a za chwilkę retro: jeszcze nie prezes – naga, ujeżdżająca okrakiem chłopa bez slipek itd. Koniec reportażu wieńczyło zbliżenie pięknej Prezes z opcją: szeroki uśmiech.
Zaraz po emisji pan Mateusz ze znaczącym uśmiechem zapytał pana Kołtonia: powiedz Roman, czy te usta mogą kłamać? He, He, he. Obecny w studio trener Czesław Michniewicz też: he, he, he. Zagadnięty pan Romek też chichotał radośnie: no, wiesz he, he, he. To grono subtelnych wesołków jeszcze chwilę równie inteligentnie sobie pożartowało i wśród radosnego chichrania program dobiegł końca.
Dobra telewizyjna robota! Wspaniałe nawiązanie do tradycji, której prekursorem jest – szkoda że dziś marginalizowany – Andrzej Lepper. Jakże pięknie ten jurny samiec rechotał, po własnym dowcipie! Brakuje dziś takich osobowości. Cenne, że lukę tę starało się wypełnić stadko rubasznych samczyków z Café Futbol.
Reasumując: wzorcowy przykład publicystyki nie tylko piłkarskiej, ale sportowej w ogóle.
PS. Na tym tle raziło zachowanie czwartego w studio Wojciecha Kowalczyka. Otóż po reportażu ponurak ten wcale nie chichotał. Lekko się tylko uśmiechając powiedział, że trener Warty stoi obecnie przed trudnym zadaniem: jego podopieczni muszą bowiem teraz grać dobrze i widowiskowo, bo inaczej zamiast ich boiskowych zmagań, kibice oglądać będą obecną na widowni panią Prezes.
Możliwe, że to inteligentny i dowcipny zarazem komentarz, którego mężczyzna nie musi się wstydzić.. Ale co z tego: w tym towarzystwie i w tym momencie zupełnie nie na miejscu. Panie Wojtku: zaczyna Pan coraz bardziej nie pasować do tego grona!