piątek, 14 stycznia 2011

Naprawiajmy to, na co mamy wpływ

Jednym z trzech współautorów książki Ostatni lot (polecam!) jest płk. Robert Latkowski, w latach 1986-1999 dowódca 36. Specpułku. Woził m.in. naszego Papieża, trzech prezydentów, premierów itd. Obowiązywała wtedy zasada, że z VIP-ami lata dowódca albo jego zastępca. Latkowski uważał bowiem, że nie podwładny a jego dowódca właśnie jest lepszym partnerem dla podróżującego VIP-a.
Wspomina dzień, w którym rano zawiózł prezydenta Kwaśniewskiego do Sofii, a po południu poleciał do Moskwy, gdzie czekał prof. Geremek – śpieszył się do Warszawy. Dolatując do Moskwy usłyszał od kontrolera z wieży lotniska, że nie ma tam warunków do lądowania. Zapytał, czy nie można lądować gdzieś w okolicy Moskwy. Usłyszał, że nie. Wtedy zawrócił i… poleciał do Warszawy*. Po Bronisława Geremka wystartował nazajutrz.
Z wieżą kontrolną się nie dyskutuje. Po co miałem lecieć do Moskwy – pyta Robert Latkowski. – Czy po to, by zobaczyć, że nie mogę wylądować. To bez sensu. I takich zachowań uczył przyszłych pilotów tego pułku – bo był także instruktorem.
Dowództwo 36. Specpułku musi znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego kpt. Protasiuk, po usłyszeniu pierwszej (z trzech) informacji z wieży kontrolnej, że nie ma warunków do lądowania, z tego lądowania w Smoleńsku natychmiast nie zrezygnował? Pytanie jest proste, odpowiedź znacznie bardziej skomplikowana. Ale konieczna, by smoleńska tragedia była trwałą i skuteczną nauczką na przyszłość.

* Wieczorem tego dnia do Roberta Latkowskiego zadzwonił jego szef – Dowódca Sił Powietrznych Kraju. Powiedział, że interweniował u niego prof. Geremek, który był zdenerwowany i zbulwersowany. Zrobił  awanturę. Pytał dlaczego pilot, który był już nad Moskwą nie doleciał do celu?
Wyjaśnienia pułkownika Latkowskiego jego szefa nie przekonały. Ale rano zadzwonił on ponownie i powiedział: miałeś rację, dobrze zrobiłeś!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy