niedziela, 2 stycznia 2011

Jaka to odległość: 120 prawie dwa metry?

Eurosport. Turniej Czterech Skoczni. Konkurs w Garmisch-Partenkirchen. Komentował Bogdan Chruścicki.
W skokach narciarskich dzieje się źle. Zacznijmy od sposobu rozgrywania Turnieju 4 Skoczni. Tzw. system ko, to jedna z największych sportowych anomalii. Chodzi o pierwszą fazę zawodów. Wyłoniona w wyniku kwalifikacji 50-tka  skacze parami 25 z 26,  24 z 27 itd., aż do 2 z 49 i 1 z 50. Następnie 25-ciu zwycięzców i 5 najlepszych spośród przegranych tworzą 30, która rozgrywa serię finałową. Naturalnie, wygrani przechodzą do fazy finałowej bez względu na uzyskany wynik. To powoduje, że odpadają lepsi, a awansują gorsi! Do finałowej serii w drugim konkursie 4 Skoczni w Garmisch-Partenkirchen zakwalifikowało się 4 czterech zwycięzców rywalizacji parami (miejsca 22–25), którzy mieli gorsze wyniki, niż zawodnicy z miejsc 31-34.
Naturalnie w wielu dyscyplinach sportowych nie zawsze można rozegrać zawody tak, by do finału awansował lepszy. Ale akurat w skokach jest to możliwe. Dlaczego więc wciąż egzystuje tu sposób, który jest rażąco niesportowy? Trzeba by o to zapytać dyrektora Pucharu Świata w skokach narciarskich pana Waltera Hoffera. Niedawno słyszałem, jak zachwalał ten debilny system. Ludziom się podoba – stwierdził. Nie wiem z kim on rozmawiał na ten temat, ale z pewnością z nikim rozsądnym. Bo średnio mądry nie będzie chwalił sposobu eliminacji, który awansuje sportowca gorszego. Nie pierwszy to facet ze świecznika, co plecie androny. Tylko, że tu akurat rzeczywistość tę bzdurę po raz kolejny szybko wywlekła na światło dzienne.
Argumentowano również, że system parami zaostrzy rywalizację. Tere fere kuku! Gdy na końcu I serii 2-gi walczy z 49 a 1-szy z 50, różnice bywają często 20-metrowe! Emocji i napięcia zero. Kolejny argument przeciwko.
Ale w tym wadliwym systemie, obowiązującym w konkursach 4 skoczni, tkwi jeszcze jedna aberracja. Jak wiadomo pierwsza 10-tka Pucharu Świata do poszczególnych konkursów awansuje bez eliminacji, zatem brać w nich udziału nie musi. Tyle tylko, że zawodnik opuszczający eliminację przesuwany jest w czasie finałowej I serii na ostatniej miejsce, czyli 50. I, w nagrodę, skacze na końcu. W dodatku z najlepszym! Czyli, że ma dodatkowy bonus. A powinien być przesunięty na 25 miejsce, bo tylu przecież jest zwycięzców, a nie 50-ciu! Dodałbym tutaj, że jeśli kwalifikację opuści 2 zawodników to oni powinni mieć numery 25 i 26 i tworzyć pierwszą parę rozpoczynającą konkurs. Byłoby to sprawiedliwsze, więc bardziej w  sportowym duchu.
Walter Hoffer i jego koledzy mają też inne grzeszki na sumieniu. Często nie potrafią np. podjąć decyzji o odwołaniu zawodów – nawet wtedy, gdy na skoczni panują ekstremalnie złe warunki atmosferyczne – chodzi głównie o zbyt silny wiatr. Konkurs w Ga-Pa potwierdził to dobitnie. Austriak Andreas Kofler, którym taki właśnie zmienny, porywisty wiatr miotał w locie niemiłosiernie, po upiornie wyglądającym skoku wylądował szczęśliwie tylko dzięki swojej niezwykłej sportowej klasie. Wielu z nas ma także w pamięci młodego Czecha, którego skok na Wielkiej Krokwi zakończył się tragicznym upadkiem. Z trudem uratowano mu życie. Nie wiem czy jest w pełni zdrowy, ale sportową karierę musiał zakończyć.
Poważne zastrzeżenia wzbudza także dodawanie i odejmowanie punktów za wiatr i długość najazdu. Premia przyznawana za podmuchy w plecy skoczka jest zdecydowanie za mała! Ten przelicznik wymaga pilnej korekty! Wyjątkiem natomiast powinno być przesuwanie belki startowej. Ponieważ wtedy, po pierwsze, skok jest oceniany po uwzględnieniu aż dwóch przeliczników – zatem skala błędu z tego wynikająca znacznie wzrasta, a, po drugie, jest dla oglądających w dużym stopniu niezrozumiała.
Sądzę zatem, że punktowa korekta za zmienną siłę wiatru jest zasadna i po dopracowaniu powinna być stosowana, natomiast reguła jednakowej długości rozbiegu powinna być przestrzegana prawie zawsze!
Reasumując: przewietrzenie dyrekcji FIS-u odpowiedzialnej za Puchar Świata wydaje się pilną koniecznością. Tylko kto ich ruszy?
Komentator na zwykłym poziomie. Pierwszy pomiar skoku to zwykle jego przepowiednia-zgadywanka. 128, może 130 metrów. Za chwilę się wyświetla wynik: a jednak 127,5. Mylił się nagminnie – nie przeprosił ani razu!  I rozdawał ponadpunkty! Bo jak inaczej rozumieć (cytuję): wyprzedza go o 20 ponadpunktów. Ile wynosi taki super bonus Chruściki nie wyjaśnił. Ale mamy jeszcze dwie kwalifikacje i dwa konkursy. Może nam zdradzi tę tajemnicę.
Naturalnie niesportowego sposobu rozgrywania Turniejów 4 Skoczni pana Bogdan nie krytykuje.  Nie ma na to czasu – musi mierzyć skoki i przyznawać ponadpunkty.
 

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy