TVP. Mistrzostwa Polski w skokach narciarskich.
W imprezie nie wzięło udziału 8 skoczków z szerokiej krajowej czołówki – wysłano ich na inne, zagraniczne zawody. To dobrze – tak prezes PZN Apoloniusz Tajner pochwali tę decyzję. Własną zapewne, albo taką na którą przyzwolił. Otóż, moim zdaniem, to bardzo źle, panie prezesie. Strzela Pan sobie w stopę i, co gorsza, lekkomyślnie deprecjonuje najważniejsze krajowe zawody skoczków. Mało to wychowawcze dla samych zawodników i policzek dla środowiska trenerów i działaczy narciarskich. Obniżanie sportowej rangi takiej imprezy to również paskudzenie wizerunku całego polskiego narciarstwa i to przy otwartej kurtynie, bo na oczach sportowej opinii publicznej.
Pan prezes zaliczył skok w kiepskim stylu, bo myśl tej decyzji osiągnęła zbyt niską parabolę lotu.
*
Eurosport. Zjazd mężczyzn. Komentował : Marcin Szafrański.
Gdyby uczestnicy tego zjazdu byli tak skoncentrowani jak komentator, to żaden nie ukończyłby konkurencji. Niechybnie lądowaliby na okalających trasę ochronnych parkanach-siatkach. Ludzie mkną ponad 120 km/godz. a pan Marcin snuje opowieści dziwnej treści: o wynikach w poprzednich startach, o pogodzie, o tym że rozmawiał kiedyś z właśnie jadącym, że 60 osób pracuje nad tym, żeby jeden zjechał, że przed startem zjazdowiec się dziwił przedłużeniem trasy przez co musi jechać 12 sekund dłużej, o dozwolonej grubości wiązań (jeden miał kiedyś o 1 mm za wysokie, to go zdyskwalifikowali), że ochroniarze na nartach pilnują trasy, by nikt na nią nie wyskoczył itp., itd..
Marcin Szafrański to były narciarz w konkurencjach alpejskich, olimpijczyk – zatem fachowiec. Zamiast więc opowiadać duperele zdecydowanie mądrzej i merytoryczniej byłoby zająć się oceną jakości przejazdu będącego aktualnie na trasie, czyli mówić o źle lub poprawnie mijanych bramkach, czy skok był optymalny, jakie błędy zauważył w kolejnym skręcie – jednym słowem „zjeżdżać" w relacji razem z zawodnikiem i telewidzem. Bo oglądający widzi tylko tego mknącego po stoku i od eksperta oczekuje aktualnej, rzeczowej, tu i teraz relacji, a nie paplaniny o szczegółach wdzięków Maryni.
Jak dotąd pan Marcin w swoich relacjach zbyt często wypada z trasy, lądując na siatkach bezmyślności. Idzie Nowy Rok. Dobra pora na refleksję. Czas dojrzeć, panie Szafrański.
Gdyby uczestnicy tego zjazdu byli tak skoncentrowani jak komentator, to żaden nie ukończyłby konkurencji. Niechybnie lądowaliby na okalających trasę ochronnych parkanach-siatkach. Ludzie mkną ponad 120 km/godz. a pan Marcin snuje opowieści dziwnej treści: o wynikach w poprzednich startach, o pogodzie, o tym że rozmawiał kiedyś z właśnie jadącym, że 60 osób pracuje nad tym, żeby jeden zjechał, że przed startem zjazdowiec się dziwił przedłużeniem trasy przez co musi jechać 12 sekund dłużej, o dozwolonej grubości wiązań (jeden miał kiedyś o 1 mm za wysokie, to go zdyskwalifikowali), że ochroniarze na nartach pilnują trasy, by nikt na nią nie wyskoczył itp., itd..
Marcin Szafrański to były narciarz w konkurencjach alpejskich, olimpijczyk – zatem fachowiec. Zamiast więc opowiadać duperele zdecydowanie mądrzej i merytoryczniej byłoby zająć się oceną jakości przejazdu będącego aktualnie na trasie, czyli mówić o źle lub poprawnie mijanych bramkach, czy skok był optymalny, jakie błędy zauważył w kolejnym skręcie – jednym słowem „zjeżdżać" w relacji razem z zawodnikiem i telewidzem. Bo oglądający widzi tylko tego mknącego po stoku i od eksperta oczekuje aktualnej, rzeczowej, tu i teraz relacji, a nie paplaniny o szczegółach wdzięków Maryni.
Jak dotąd pan Marcin w swoich relacjach zbyt często wypada z trasy, lądując na siatkach bezmyślności. Idzie Nowy Rok. Dobra pora na refleksję. Czas dojrzeć, panie Szafrański.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz