środa, 22 grudnia 2010

Katarzyna Skowrońska i polskie piekiełko

Motto
Seriale telewizyjne powinni oglądać wyłącznie filozofowie – oni mają z czego głupieć

Na zakończonych właśnie Klubowych MŚ w siatkówce (relacje w Polsat Sport) Polka Katarzyna Skowrońska – oprócz zdobycia tytułu mistrzyni świata z macierzystym, tureckim Fenerbahçe – została także uhonorowana dwiema nagrodami indywidualnymi: dla najlepiej punktującej (suma udanych ataków, bloków i zagrywek) i najbardziej wartościowej zawodniczki imprezy, tzw. MVP (ang. Most Valuable Player). Sukces ogromny, serdeczne gratulacje.
Okazjonalnemu kibicowi dyscypliny wydawałoby się, że to bardzo dobra wiadomość dla reprezentacji Polski. Spotka go rozczarowanie. Kilkadziesiąt dni wcześniej bowiem pani Katarzyna publicznie oświadczyła, że w kadrze prowadzonej przez trenera Jerzego Matlaka grać nie będzie – nie chcę obniżać swojego sportowego poziomu – tak to mniej więcej uzasadniła. Tym samym uznała, że nie jest na tyle doskonałą siatkarką, by ryzykować obniżenie profesjonalnego poziomu – a pracując z Matlakiem na to mogła się narazić!
Obecnie jednak pojawiła się odrobina nadziei, ponieważ kontekst uległ znacznej modyfikacji. Tak spektakularne potwierdzenie sportowej klasy Katarzyny Skowrońskiej może prowadzić do wniosku, że nawet siermiężny warsztat szkoleniowy trenera Matlaka siatkarce zaszkodzić nie jest w stanie. A nawet przeciwnie: to nie Skowrońską zubożyć może Matlak, ale Matlaka ubogacić może Skowrońska! Tylko proszę ostatniej frazie nie nadawać interpretacji rozszerzającej.
W nowej sytuacji o spór Matlak–Skowrońska, wiceprezesa PZPS Artura Popkę zagadnął prowadzący studio Jerzy Mielewski (panowie są na ty). Jeszcze nim Jurek skończył pytanie, już Artur dawał odpór – niema jego twarz artykułowała wyraźnie: Kochany Jureczku, pocałuj się w d… z tym tematem – po cholerę, palancie, teraz to wywlekasz?! Następnie vice-Artur dał głos, wylewając się strumieniem komunałów i ogólników. Jak zwykle zresztą. Jednak panu Popko nie ma co się dziwić, a raczej mu współczuć. Nad sobą ma Prezesa – bezpośrednio – a na zapleczu „bóżę muzguf”, czyli 23 osobowy Zarząd. Skąd więc ma wiedzieć, jaką jego wypowiedź wymieniona „czapa” uzna za właściwą? Szefa jeszcze jakoś może wyczuć, ale czego oczekiwałby tamten kolektyw – odgadnąć nie sposób. Zwłaszcza, jak to kolektyw – najczęściej sam nie wie, o co mu chodzi.
Dlatego, panie Jerzy Mielewski, prezesa Artura do swych programów lepiej nie fatygować. Bo merytorycznie niewiele on wnosi, a klepiąc oczywistości szarogęsi się na poletku, które Pan sam, z widomymi sukcesami nawozi i kultywuje. Po co więc Panu wspólnik?
Wróćmy do Katarzyny Skowrońskiej. Czy zmieni zdanie czy nie – ucierpi na tym przede wszystkim reprezentacja. Bo trudno uwierzyć – po tym co zostało przez obie strony powiedziane – zarówno w bezkonfliktową, ewentualną współpracę zawodniczki z trenerem, jak uznać za normalną sytucję, w której jedna z najlepszych na świecie atakujących nie gra w kadrze, argumentując odmowę niekompetencją selekcjonera. Stąd ten mało oryginalny tytuł.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy