piątek, 22 października 2010

Jeździec Mateusz w liczbie bardzo mnogiej

Polsat Futbol. Euroliga. Manchester City–Lech Poznań (3:1). Komentowali: Mateusz Borek i Roman Kołtoń.

Pisałem już, że Mateusz Borek jest samowystarczalny. Sam relacjonuje, komentuje, sztorcuje i poucza zawodników, podpowiada im właściwe zagrania, precyzuje ich kontuzje (medyczna wręcz znajomość urazów – zwłaszcza mięśni wielogłowych niczym smoków), sypie charakterystykami graczy (architekt, pivot, ale też gdzieś potrafiący strzelić zza pola karnego) i statystykami, dotyczącymi liczby rozegranych meczów, strzelonych goli, pogania trenerów do zmian (regularnie ok. 60 min – tym razem trenera Zielińskiego popędzał już przed przerwą!), interpretuje ich miny i zachowania, cytuje ich opinie przedmeczowe i antycypuje pomeczowe, przytacza prasę, omawia transfery niezrealizowane i zamierzone, zwykle trafnie diagnozuje spalone (nie ma spalonego – jednak jest spalony!) itd. itp. Jednym słowem medialny kombajn, co to zerżnie, zmieli a zmielone wydali gejzerem słów wartkich i obfitych. Przy takiej maszynerii jego partner to (pozostając przy porównaniach rolniczych) trywialne „ustrojstwo" złożone z sierpa i prymitywnej młockarni.
W takiej roli skromnego żeńca wystąpił tego wieczora red. Kołtoń. Próbował znaleźć dla siebie jakieś poletko do obrobienia, ale udawało mu się średnio. Kombajn pracował pełną parą – komin dymił mu bez przerwy. Okadzony pan Roman popiskiwał tylko od czasu do czasu, gdy agregat główny dostawał lekkiej vzadyszki. Używając innej metafory – był jak ubożuchny kaczeniec do obszernego kożucha.
Nie dziwiło zatem, że do podsumowania pierwszej połowy też, oczywiście, najpierw wyrwał się red. Borek. Od mniej więcej 43 min usłyszeliśmy przeszło minutowy komentarz pełen wyświechtanych frazesów i banałów. A obok siedział partner, który w trakcie spotkania mniej mówił, a więcej obserwował, czyli miał szansę ocenić mądrzej, a przynajmniej oryginalniej. Dlatego, powtarzam, red. Borkowi nikt do towarzystwa przy mikrofonie potrzebny nie jest.
Dodać warto, że w studio siedziało jeszcze czterech fachowców – pardon: trzech i prowadzący (często na manowce) Bożydar Iwanow. Tym bardziej wskazana była powściągliwość relacjonujących „na żywo”.
Reasumując: w tej relacji Mateusz Borek przypominał piłkarza slabego technicznie, chaotycznego, rozkojarzonego, popełniającego wiele juniorskich błędów. W środowisku piłkarskim ma on swoją nazwę: „jeździec bez głowy”.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy