piątek, 24 sierpnia 2012

Onuce bezsensów

Zapytano żołnierza:
– Co czujesz, jak kamasze zzujesz?
– Ulgę i onuce – szczerze odparł wojak.

Dziś będzie znowu o złych praktykach w relacjach telewizyjnych „na żywo”.  Przypomnę, choć to truizm: komentujący powinien dokonywać selekcji boiskowych zdarzeń: opiniować te które są tego warte – duperelne ignorować. W przeciwnym razie: (1) wartość merytoryczna oraz poziom przekazu dołuje, relacja (2) jest przegadana a te mankamenty przeszkadzają w oglądaniu (3). Niby oczywistości, ale dla wielu „w obejmach” to ziemia nieznana.  Najlepszym przykładem są tu  transmisje z meczów Ekstraklasy SA   w Canal+Sport zwłaszcza. Pisałem już o tym, ale skoro recydywa trwa w najlepsze...
Po co do kalekich zagrań, nieporadnych przerzutów czy podań powodujących dziesiątki strat piłki, ostrzeliwania płotu zamiast bramki,  słowem po co do takich obciachów i tandety dorabiać ideologię, filozofować, snuć uogólnienia itd. Listę takich mądrali otwierają u mnie Rafałowie Wolski i Dębiński – ci z byle g….  potrafią wygenerować bigosik palce lizać!. Wolski przechodzi samego siebie zwłaszcza gdy komentuje ligę hiszpańską.  Uniesienie, wprost ogień w głosie i niezmącone przekonanie, że to oryginalne, mądre i odkrywcze. Jakże się biedak myli, jakże żałośnie brzmi ta jego wydumana retoryka! W ogóle lepiej dla obu, by zajęli się meczem. Kto przy piłce, czy jest rożny, czy od bramki, czyj aut itp. To samo radziłbym Grzegorzowi Milko(ce?), Przemysławowi Rudzkiemu*, Krzysztofowi Marciniakowi, Robertowi Skrzyńskiemu i innym. Naprawdę ograniczcie do minimum różne przesłania od siebie, własne przemyślenia, opinie, oceny –  są one prawie zawsze nieoryginalne, nieciekawe, mało mądre. Nie każdy przecież ma zdolności do trafnych analiz czy podsumowań albo uogólnień. A i materia w intelekt uboga, bo to sport arcyprosty! Nadmierne zagięcie, napinka, nierzadko euforia, granicząca z histerią, rażą wtedy szczególnie! I gadanina rośnie lawinowo.
Na domiar złego obok „głównego” mówcy siedzi zawsze kolega, najczęściej były piłkarz, i on też swoje dodać musi, albo zdublować przedmówcę. Np. – to bardzo częste – piłka jest już na drugiej połowie bojska (tak nazywa zieloną murawę jeden z „byłych”, Jerzy Brzęczek) a „leci” powtórka zdarzenia opisanego już przez poprzednika – dotyczy to nierzadko zagrań, które powinno się raczej miłosiernie przemilczeć, niż je mutować. „Rzucają się w uszy” także ich poważniejsze przywary: fachowości do relacji wnoszą niewiele, mówią natomiast niechlujnie, językiem ułomnym. Wystarczy posłuchać Kazimierza Węgrzyna, który w dorosłym wieku przechodzi szczególną mutację: porzuca ludzką artykulację homo sapiens na rzecz szczekania (homo canis?), przyswoić bełkocik Grzegorza Mielczarskiego, zaobserwować smutną metamorfozę, dziś już „obrosłego w piórka" Tomasza Wieszczyckiego, niegdyś powściągliwego i rozsądnego a teraz gadającego bez opamiętania – by dostrzec jak kumuluje się miernota boiskowa ze sprawozdawczą.
W tym kontekście fakt, że do każdego meczu stacja zatrudnia dwóch komentatorów jest dla mnie jako abonenta absurdalny a znaleźć jakiekolwiek logiczne uzasadnienie takich praktyk – mission impossible. Mecz piłkarski to nie lekkoatletyczna Diamentowa Liga! – singiel wystarczyłby w zupełności. Dodać trzeba, że obaj panowie dość często wdają się w kolesiowskie dialogi, zwracają się bezpośrednio do siebie, kontynuują wątki zaczęte przez kolegę, zadają sobie pytania – o poziomie tej paplaniny szkoda słów! Natomiast porcja niepotrzebnego gadulstwa rośnie. Niewątpliwie ten kto chce w Canal+Sport obejrzeć mecz Ekstraklasy SA musi mieć anielską cierpliwość, graniczącą z masochizmem.
Czy w Canal+Sport** znajdzie się ktoś, kto te felery dostrzeże i zareaguje? Oszczędzając można przecież jednocześnie znacząco poprawić jakość oferty! A przy okazji zdjąć te buciory złych praktyk oraz odwinąć i wyrzucić mało aromatyczne onuce-anomalie. Wtedy, my telewidzowie odczujemy ulgę i ozdrowieńczy przypływ świeżego powietrza.

**aJego niedługo trochę pocytuję!
**aNa stronie Newsweek.pl zdjęcia komentatorów Canal+Sport.  Nie wiedziałem, że tym gronie jest także znakomity aktor. Chodzi o Andrzeja Twarowskiego, który – jak pokazuje jedno ze zdjęć – genialnie wcielił się w Rafała Dębińskiego. Na innej fotce pan Andrzej już w kreacji własnej, choć błędnie podpisanej. Pokazuje tu siebie jako skromnego sympatycznego człowieka. I znów świetnie zagrane! Zupełnie nie przypomina on tego zarozumialca i histeryka w transmisjach z Premier League. Np. Rooneeeeeeeeeeeeey! Serdecznie pozdrawiam. Odpinając pas!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy