poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kawiarniane fetorki

Premier League: Chelsea–Reading 4:2 (1:2). Komentowali: Marcin Rosłoń i Przemysław Rudzki. Obiecałem pocytować pana Przemysława więc to robię. Przytoczone fragmenty pochodzą z pierwszych kilkunastu minut 2. połowy meczu (po pierwszej Reading prowadził 2:1).
P.R.aTrudno powiedzieć, co działo się w szatni The Blues, ale myślę, że dużo większy spokój panował w tej, w której zasiedli piłkarze The Royals, trenera McDermotta. Myślę także, że Roberto Di Mateo nie jest szkoleniowcem, który stosuje metodę „na huki”, bo wie, że w ten sposób nie dotrze do doświadczonych piłkarzy. Oni wiedzą, że nawalili i co mają grać w drugiej połowie.
Trener wie, co wiedzą zawodnicy, a Rudzki wie, że oni o tym wiedzą. Klasyczny bełkot rodem z brukowca (nomen omen zresztą – to fakt!).
Ale po co w ogóle te głupie domysły, co odzieje się w szatni i o czym tam trener mówił. I po co delikwent porusza temat, skoro nic o nim nie wie i nie będzie wiedział?
P.R.aPiłkarze The Blues nie przegrali w 33 ostatnich meczach z beniaminkami. W 2001 roku przegrali 0:1 z Charlton. To jest ostatnia porażka z zespołem, który świeżo awansował do Premier League.
Hienka wywęszyła gdzieś medialną 11-letnią padlinkę i podrzuciła nam do posmakowania. Panie Rudzki takimi świeżutkimi, aromatycznymi „smaczkami-ńjusami” proszę się delektować prywatnie, we własnym zakresie, albo z kolegą!
P.R.aRamirez, dobre dośrodkowanie.
Okazuje się to całkowitym kłamstwem, bo zagranie trafiło wprost na głowę przeciwnika, a kolegów Ramireza w pobliżu nie było! Piłka jeszcze leciała, a Rudzki już przesądził o jakości zagrania. Cytuję to dlatego, że u prawie wszystkich komentatorów, nagminnie słyszy się takie przedwczesne oceny. Pytam: dlaczego człowieku komentujesz fakty nim się zakończą, w czasie ich trwania? Po jaką cholerę klektasz dziobem i w dodatku często łżesz, jak najęty. Podobnie jest z innym zagraniem. Akcja jeszcze trwa, piłka w powietrzu a narwaniec już się wydziera: nie ma spalonego! By za chwilę dodać: a jednak podniesiona chorągiewka sędziego. Pytam ponownie: po co, po co wyskakujesz z tymi prognozami! Poczekaj, to kwestia ułamka sekundy i będziesz wiedział – na pewno! A jeżeli już palniesz głupotę to chociaż powiedz potem przepraszam. Cywilizowani ludzie używają czasem tego terminu.
Pisałem już, że jeden komentator w zupełności wystarczy. Choćby po to, by telewidzom oszczędzono takich np. rozmówek:
P.R.aTo co się może najbardziej podobać w grze Reading to jest zero kompleksów. Właściwie bardzo odważnie wyszli na to spotkanie z Chelsea. Podobnie zresztą jak z Wolverhampton. West Ham także wygrał swoje pierwsze spotkanie. No więc zespoły beniaminków pokazują, że nie chcą być tylko tłem dla całej stawki Premier League. Przypomnijmy tylko, że w czasie swojej ostatniej przygody z angielską elitą Królewscy zanotowali 13 porażek, no i to też przyczyniło się do tego, że pożegnali się z Premier League. Teraz chcą zacząć z wysokiego C.
M.R.aNo i pierwszy sezon był bardzo dobry po awansie, 8 miejsce w tabeli. Ale już następny nie. To właśnie potwierdza tę teorię, że czasami życie drugoroczniaka jest znacznie bardziej wymagające od tego entuzjazmu beniaminka, kiedy, kiedy jednak niesiony falą entuzjazmu utrzymuje się na najwyższym poziomie rozgrywek.
P.R.aZresztą potwierdzanie to jeden z trudniejszych elementów w sporcie. To samo tyczy się mistrza, mistrzów Anglii. W tym sezonie też będzie miał na pewno dużo trudniej. Wszyscy grają w myśl zasady „bij mistrza” i nikt już nie potraktuje Manchesteru City niepoważnie, jako takiego tworu zbudowanego tylko i wyłącznie z pieniędzy, ale jako poważny zespół i kandydata numer jeden do mistrzostwa. Tak to trzeba określić.
Czy kiedyś jakiś beniaminek chciał być tylko tłem? Po co ten wyświechtany frazes. I, oczywiście sęp medialny znów poczuł znajomy odorek. Pomińmy już milczeniem owe bufoniaste przygody z angielską elitą. Natomiast, co kogo obchodzi, ile razy 4 lata temu Reading wygrał, czy ile razy przegrał, albo zremisował!
W tym momencie wtrąca się kolega, który – nie wiadomo czym niesiony – popisuje się pasjonującym i niezwykle zgrabnym stylistycznie wywodem o drugoroczniakach. Dialog kontynuuje Rudzki, który objawia, że Manchesteru City dopiero w tym sezonie nikt nie będzie lekceważył jako tworu zbudowanego tylko i wyłącznie z pieniędzy. Po takim dictum polemika jest zbędna – jak z każdą głupotą. Tak to trzeba określić a nazwisko Przemysław Rudzki skreślić z listy ludzi rozsądnych, jeśli ktokolwiek je tam w ogóle wpisał.
Dodać trzeba, że cytowane teksty to kropla w morzu bezustannej paplaniny i kalekich rozmówek obojga komentatorów. To tylko fragmenty z ok. 10-ciu minut meczu. W pozostałych 80. jest podobnie: telewidz najczęściej jedno widzi, drugie słyszy. Jak to przeszkadza oglądać, jak paskudzi każdą relację, jak denerwuje i rozdrażnia – rozsądni ludzie wiedzą. Komentatorzy na ogół nie. Wniosek prosty – potwierdzanie zbyteczne.
Na zakończenie przytoczę ponownie, lekko kontrowersyjną ale tu pasującą jak ulał, dykteryjkę aktora Krzysztofa Kowalewskiego.
Facet wchodzi do kawiarni. Jest prawie pusta, za to smród gorszy, niż przy pełnej frekwencji. W końcu lokalu, pod ścianą, siedzi przy stoliku jedyny na sali gość. Obok jego krzesła leży świeża kupa. Wchodzący podchodzi i pyta:
– To Pan się tu zesrał?
– Tak, a o co chodzi?

Nie zdziwiłbym się specjalnie, gdyby okazało się, że ten jedyny gość kawiarni miał na głowie słuchawki z mikrofonem.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy