Z okazji I.O. TVP sprawiła sobie monumentalne studio. Ciekawe ile ono kosztowało? To pytanie nie jest przejawem demagogii, zważywszy, że minister kultury wspomógł niedawno telewizję kilkoma milionami złotych, bo zabrakło jej na bieżącą działalność. Wygląda na to, że dużą część tego wsparcia poszło na ten olimpijski wystrój.
Gospodarzami studio zawiadują 3 pary, na trzy zmiany – na każdej szychcie osiada jedna para – kabotyńskie uśmiechy obowiązkowe! Trawestując znane porzekadło można powiedzieć, że nieszczęścia siedzą parami! Obok tkwią zaproszeni goście, którzy są odpytywani na różne tematy. Bywa wesoło. Np. siatkarzowi Pawłowi Papke jedna z Pań (nazwisko litościwie przemilczę) zadała takie pytanko, cytuję: Jak spędzacie kilkanaście godzin przed takim dużym wydarzeniem? Normalnie, absolutnie staracie się nie myśleć? Zamykasz oczy i bez problemu wstajesz rano wypoczęty. Normalny człowiek takiego obciążenia by nie zniósł dzień przed. Pozostaje odpowiedzieć pytaniem: jak wobec milionowej widowni rozumny (jak sądzę) człowiek nie wstydzi się zadawać takich idiotycznych pytań? Swoją drogą, nie wiem jak zachowuje się owa Pani pod wstaniu z łóżka, ale raczej niech stara się myśleć i dla własnego bezpieczeństwa oczy mieć jednak otwarte. Chociaż delikatny kontakt uroczej główki z jakimś meblem mógłby, per saldo, okazać się dla niej terapeutyczny.
*
Igrzyska to prawie całodzienna dawka telewizyjnych transmisji. Oglądamy wciąż zmieniającą się wizję, dziesiątki, setki obrazów, ujęć, planów ogólnych i konterfektów. Towarzyszy im, naturalnie, ogrom wrażeń, emocji, huśtawki nastrojów, jednym słowem przeżyć co nie miara. Bywa to niekiedy dość wyczerpujące., ale to nasz wybór – w końcu Olimpiada ma swoje prawa.
Ale jakim prawem bezustannie towarzyszyć nam muszą namolne i hałaśliwe słowotoki komentatorów: wydzierają się, ryczą, wyją, skowyczą. Całkowity brak opanowania – emocji nie kontrolują zupełnie. Byle więcej, byle głośniej. Nie dziwi więc, że sens i logika wypowiadanych ocen i opinii bywa bardzo często żenująca. Kilka przykładów.
Gdy Tomasz Majewski zdobywał złoty medal dyr.Włodzimierz Szaranowicz i Marek Jóźwik uradowali się tak przeraźliwie, że podobnego skowytu w cywilizowanym świecie chyba nikt dotąd nie słyszał. Nie wykluczone, że ostatnio tak radował się praczłowiek, wprowadząjąc się do 1-szej wydrążonej przez siebie jaskini. Jak widać dyr. z podwładnym, na krótką chwilkę, cofnęli ewolucję o setki tysięcy lat.
Dyr. Włodzimierz popisywał się także błyskotliwą retoryką. Wytknął błąd przegranemu sprinterowi Powellowi: przecież gdyby puścił w rytmie ruch.1 Niestety, puszczał ruch nierytmicznie i zwycięstwo szlag trafił. Innemu zawodnikowi wytknął infekowanie otoczenia: swym talentem zaraził innych. Jak można pozyskać talent przez zarażenie tego już nie ujawnił. Po biegu na 100 m zeskanował także Amerykanina Tysona Gaya. Fachowo stwierdził; widać(!), że jest przygotowany do biegania do 80 m i chociaż: Gay rytmowo biega znakomicie to przegrał, bo był odchylony do tyłu. Ktoś mógłby spytać czy dyr. Szaranowicz wie co mówi? Oczywiście, że nie wie! Gdyby wiedział co mówi ze wstydu zostałby niemową!
Jego telewizyjny towarzysz od czasów bodaj Gierka, czyli Dariusz Szpakowski (witam serdecznie!), udzielił nam natomiast lekcji wiosłowania. Podziwiając jednego z zawodników mówił, cytuję: A tutaj spokój i kontrolowanie. Proszę popatrzeć na tę technikę. Najpierw wiosło trzeba włożyć do wody. W odpowiednim momencie przeciągnąć. Praca całego ciała od stóp poprzez nogi, wypchnięcie i pociągnięcie, mięśnie grzbietowe pracujące mocno. Wiosłowanie to jednak banalna czynność: przeciągnąć, wypchnąć, pociągnąć, grzbietem popracować i się płynie! Trzeba jednak pamiętać, żeby umieścić w wodzie wiosło i sprawdzić czy stopy znajdują się blisko nóg.
Kiedy rywalizują rodacy, o czym już pisałem, to komentarz jest najczęściej szowinizmem w stanie czystym. Sebastian Szczęsny (podnoszenie ciężarów), Bartosz Heller – siatkówka plażowa, Piotr Dębowski i Mariusz Szyszko – siatkówka), Dariusz Szpakowski – wioślarstwo, czy relacjonujący zmagania w niszowych raczej w Polsce dyscyplinach – badminton, zapasy, strzelectwo, żeglarstwo – widzą i dopingują jedynie swoich. Przykłady?
Bartosz Heller np. tak intensywnie i gorliwie wspierał naszych siatkarzy plażowych grających o półfinał z Brazylią, że obawiałem się skandalu. Na szczęście na piasek nie wbiegł i rękoczynem „wrogów” nie potraktował. Ale los okazał się mściwy. Tak skamlesz za „swoimi”? No, to przegrają! – rzekło fatum i dało wygraną rywalom. Jest i druga możliwość: relacjonujący ten mecz Brazylijczyk okazał się skuteczniejszy – w intencji swoich skowyczał bardziej poddańczo, uniżenie i żarliwie. A takich opatrzności uwielbia szczególnie i łaską obdarza przede wszystkim!
*
Kończyłem właśnie ten wpis, gdy Zofia Klepacka (żeglarstwo –windsurfing) walczyła o brązowy medal. Komentował głęboko wierzący Waldemar Heflich. Cytuję fragmenty tej Zdrowaśki do Zośki i nie tylko:
Gdzieś jesteś Zosiu?
Jeszcze nie ma Zosi na dolnym znaku.
Jeszcze musiała zrobić rufę.
Finka wyprzedziła Zosię.
Zosiu, ach gdybyś uciekła Fince.
Jak my tej Zosi życzymy zwycięstwa.
Boże, Zosiu odrób tę stratę.
Zosiu błagam, to jest Twój wyścig życia.
Dziewczyno biegnij po tej wodzie, a nie możesz tego medalu stracić.
Gdzie jesteś Zosiu?
Szczęśliwie Zosia odnalazła się na trzecim miejscu – z brązowym medalem. Po wyścigu Heflich konkludował:
Zosia to rycerz, który walczy do końca!
Boże, to był wielki dzień polskiego żeglarstwa!
Amen.
Waldemar Heflich pokazał jak można skutecznie odmawiać pacierze. Niech uczą się Heller, Dębowski, Szczęsny i inni. Ubożuchny wasz profesjonalny warsztat. Pracujcie nad sobą!
1aTo drugi w rankingu debilizmów XXI w. I to tego samego Autora. Serdeczne gratulacje. (O pierwszym można przeczytać w tekście z dnia 1.08).