niedziela, 18 grudnia 2011

Wstyd!

Muszę o tym napisać, bo szlag mnie trafia za każdym razem, kiedy na to patrzę. Chodzi o towarzyskie, ale oficjalne, międzypaństwowe mecze reprezentacji Polski w piłce nożnej, rozgrywane na neutralnym terenie. Kolejny taki odbył się w tureckiej Antalyi  – graliśmy z  Bośnią i Hercegowiną. Naturalnie z obligatoryjną relacją w TVP i obowiązkowym odegraniem hymnów państwowych. Z różnych względów, ale przede wszystkim formalnych, w meczu tym nie mogło wystąpić ok. 20, w większości najlepszych, polskich zawodników. Telewizyjny obraz pokazał zaś, że 3/4 trybun świeciło kompletną pustką – nie widać tam było ani jednej osoby! Jest parę aspektów tego skandalicznego procederu.
 (1)aKupczenie reprezentacją. Mecz musi mieć rangę oficjalnego. A dlaczego musi mieć taki status?  Bo tylko wtedy firma Sportfive na nim zarabia! Naturalnie TVP też jakieś ochłapy za reklamy zgarnie. I tak się właśnie kupczy drużyną narodową.  Nie chcę tu uderzać w patriotyczne surmy, ale każdy kraj powinien o swoje symbole i atrybuty państwowości dbać, aby nie wystawiać się na międzynarodowe pośmiewisko. A tak się niestety dzieje w tym wypadku.
 (2)aHańbienie hymnu. Jeśli jest on grany w takich okolicznościach, gdzieś na sportowym pustkowiu, bo przy pustych trybunach, gdy brak najniższych choćby ragą oficjeli albo byłych zawodników czy trenerów, śladowym zainteresowaniu mediów i z okazji imprezy kompletnie sportowo bezwartościowej, to fakt ten deprecjonuje poważny narodowy symbol.
 (3)aWierutne łgarstwo. Nie tylko w zespole polskim grały głębokie rezerwy, bo także nasi przeciwnicy wysłali drużynę złożoną z zawodników do lat 23. Dlatego trener ich  kadry odmówił prowadzenia drużyny i na mecz w ogóle nie pojechał! Jak mogą takie zespoły grać pod szyldem reprezentacji? W przestrzeni publicznej mamy cynicznego kłamstwa pod dostatkiem, bo polityka jest jednym z jej atrybutów. Po co więc mnożyć nowe w sporcie, angażując w to jeszcze publiczną telewizję.
(4)aKto winien? Przede wszystkim prezes PZPN Grzegorz Lato, który sprzedał (i to na 10 lat*) m.in. prawa telewizyjne oraz organizację zgrupowań i meczów towarzyskich drużyny narodowej firmie Sportfive. Temu że jej prezes Andrzej Płaczyński chce zarabiać uwłaczając symbolom swego kraju dziwić się nie należy, ale wspomnieć o tym warto. Sprawy jednak by nie było gdyby odrobinę przyzwoitości mieli włodarze publicznej telewizji. Jednak po obecnym Włodzimierzu Szaranowiczu trudno się tego spodziewać. On przez całe swoje zawodową karierę ostentacyjnie zamiata wyłącznie pod siebie. Także i z tego przekrętu musi więc jakieś profity mieć**.
Przed meczem obecni w studio Dariusz Szpakowski, Jerzy Engel i Radosław Majdan przekonywujący rżnęli głąbów i tematu o którym tu piszę nie tknęli. Wdali się natomiast w jałowe rozważania czy taki mecz jest w ogóle potrzebny. O tym jakie mecze są potrzebne decyduje selekcjoner. Naturalnie pogadać sobie zawsze można, tylko po co? W tym wypadku po to by ominąć problem zasadniczy.
A czy nie dałoby się wprowadzić zasady, że jeżeli trener reprezentacji ze względów formalnych nie może powołać najlepszych zawodników, nie wolno takich zawodów rozgrywać pod szyldem oficjalnego spotkania międzypaństwowego?

**aZwykle takie umowy zawiera się na ok. 3–4 lata, ze względu na zmienność  koniunktury, cen, trendów itd.
**aJeśli umowę podpisano przed objęciem stanowiska mógł ewentualną swoją dezaprobatę publicznie okazać.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy