Półfinał piłkarskiej Ligi Europejskiej Atletico–Liverpool komentowali Mateusz Borek i Andrzej Strejlau.
Na początku dowiedzieliśmy się, że piłkarze z Anglii podróżowali do Hiszpanii dobę, różnymi środkami lokomocji. Latać nie mogli bo się niebo zapyliło. Potem nastąpiło 25 minut bredzenia pana Mateusza. Bez sensu, ładu, składu. Zastanawiałem czym on się na ten mecz przemieszczał, że tak mu rozum wywiało. Ale potem było już normalnie. Jak przystało na taki talent! Potraktujmy więc ten krótki incydent jako wypadek przy pracy. Już o nim zapomniałem!
Od Andrzej Strejlau usłyszeliśmy znowu jego ulubioną frazę „My trenerzy”; tym razem zabrzmiała w kontekście Rafaela Beniteza, trenera Liverpoolu. Trzeba mieć sporo arogancji i bezczelności, żeby tak się porównywać. A dowód? Choćby z tego meczu. Andrzej Strejlau przez 90 minut dziwił się, że Wyspiarze grali ospale, bez koniecznej agresji. Nie wiedział dlaczego. A przecież kolega powiedział mu to na początku. „Anglicy” 24 godziny jechali na mecz i na boisku byli „śnięci”. Kilka parominutowych zrywów sytuacji zasadniczo nie zmieniało. Proste i jasne. Ale to wymagało myślenia „na żywo”. Nieosiągalne dla polskiego Beniteza. On – poza trywialne banały już „nabytej” pseudofachowości – wznieść się nie zdoła (ale fraza; „My blogerzy” to potrafimy!). I na zakończenie wątku: jeżeli sprawozdawca zamiast klarować, naświetlać czy wyjaśniać umie się tylko dziwić, to powinien znaleźć sobie inne zajęcie.
Od Andrzej Strejlau usłyszeliśmy znowu jego ulubioną frazę „My trenerzy”; tym razem zabrzmiała w kontekście Rafaela Beniteza, trenera Liverpoolu. Trzeba mieć sporo arogancji i bezczelności, żeby tak się porównywać. A dowód? Choćby z tego meczu. Andrzej Strejlau przez 90 minut dziwił się, że Wyspiarze grali ospale, bez koniecznej agresji. Nie wiedział dlaczego. A przecież kolega powiedział mu to na początku. „Anglicy” 24 godziny jechali na mecz i na boisku byli „śnięci”. Kilka parominutowych zrywów sytuacji zasadniczo nie zmieniało. Proste i jasne. Ale to wymagało myślenia „na żywo”. Nieosiągalne dla polskiego Beniteza. On – poza trywialne banały już „nabytej” pseudofachowości – wznieść się nie zdoła (ale fraza; „My blogerzy” to potrafimy!). I na zakończenie wątku: jeżeli sprawozdawca zamiast klarować, naświetlać czy wyjaśniać umie się tylko dziwić, to powinien znaleźć sobie inne zajęcie.
*
Że tylko narzekam i się czepiam? Nie zgadzam się! Najpierw sam Przemek Kruk (Eurosport, snooker MŚ. Higgins–Davis) a potem w parze z Rafałem Jewtuchem (Robertsson–Gould) dali koncert. Więc można. Tylko trzeba mieć klasę! Oni ją mają. Tak trzymać Panowie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz