sobota, 3 kwietnia 2010

Latający cyrk komentatorów

31.03.2010. na mecz Arsenal–Barcelona. Z Mateuszem Borkiem, komentatorem Polsat Sport leci do Londynu jego kolega Roman Kołtoń. Po meczu pan Roman wraca do Warszawy. W tym samym czasie leci z Warszawy do Walencji Andrzej Strejlau, a z Londynu do Hiszpanii Mateusz Borek. Już wyjaśniam. 1.04.2010 (dzień później) odbył się mecz Ligi Europejskiej Valencia–Atletico Madrid, który pokazywała stacja TV4 (rodzona siostra Polsatu). Z Mateuszem Borkiem komentował tym razem Andrzej Strejlau. Czyli właściciel Polsatu Zygmunt Solorz zapłacił za następujących 5 rejsów:
1. Warszawa–Londyn (2 osoby – Borek i Kołtoń), 2. Londyn–Warszawa (1 osoba – Kołtoń), 3. Londyn–Walencja (1 osoba – Borek), 4. Warszawa–Walencja (1 osoba – Strejlau) i 5. Walencja–Warszawa (2 osoby – Borek, Strejlau).
A powinien zapłacić tylko za 3:
1. Warszawa–Londyn (1 osoba – Borek), 2. Londyn–Walencja (1 osoba – Borek) i 3. Walencja–Warszawa (1 osoba – Borek).
Ergo: Solorz został „wydojony” na dwa rejsy i kilka osób. Naturalnie obecność Strejlaua i Kołtonia nie miała żadnych względów merytorycznych. Nie wnieśli oni prawie nic do relacji. Roman Kołtoń przez pół meczu dziwił się dlaczego najlepsza na świecie Barcelona zdominowała okaleczony kontuzjami najlepszych piłkarzy Arsenal, Andrzej Strejlau zaś poza banałami i pustosłowiem zademonstrował jedynie wdzięczność (o tym w zakończeniu).

Że to mnie nie powinno obchodzić, bo stacja jest komercyjna i może robić, co chce? Nie bardzo, gdyż ja i wielu innych płacimy abonament i nie życzymy sobie by te wpłaty były marnotrawione na wycieczki skumplowanych kolesiów. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę z tych praktyk właściciel Polsatu. To co prawda człowiek majętny, jednak w roli dojnej krowy nikt nie powinien czuć się komfortowo. Rodzi się także pytanie: dlatego na takie spektakularne wyrzucanie pięniędzy w błoto godzi się dyrektor sportu w Polsacie Marian Kmita?
Teraz o wdzięczności Andrzeja Strejlaua. Fundatorowi swojej wycieczki do słonecznej HiszpaniiMateuszowi Borkowi – czapkował przez 90 min + doliczony czas gry. Całkowicie podzielam Twój pogląd Mateuszu, nie wiem czy się zgodzisz ze mną Mateuszu, jak słusznie podkreśliłeś Mateuszu itd. I itp. Już widzę tę minę tak dowartościowanego pana Mateusza. Tak mi mów, tego mi trzeba!

Niedobrze się robiło od tego ostentacyjnego, publicznego włazidupstwa. Panowie, odrobinę przyzwoitości, to telewizja, ludzie Was widzą i słyszą, i nie są durniami! Nie oni!

A panu Andrzejowi Strejlau dedykuję wierszyk znakomitego poety-satyryka, nieżyjącego już Mariana Załuckiego (z tomu Kpiny i kpinki, Wydawnictwo Literackie, 1985).


Portret lizusa
Choć ma dla innych wzrok żandarma –
Dla szefa uśmiech, wdzięk i czar ma,
Układność gestów, galanterię
I uniżonych ruchów serię:
Przymilność, podskok, pokłon, ukłon –
Wprost by w posadzkę czołem tłukł on!
Z szacunkiem zgina giętki tułów –
Tak, byś szacunek z dala czuł ów!
Wzrokiem wprost liże, tuli, pieści,
A w każdym geście cześć się mieści
I obietnica słodkiej treści,
Że dla zwierzchników i ich ciał
Być ukojeniem on sam by chciał!
Plastrem, pigułką reformacką
Lub… czopkiem z mydła! Aby chwacko –
Gdy w oczach szefa ból wyczyta –
Mógł (jako czopek) wejść w jelita –
Wskoczyć! Samemu, osobiście!
Ukoić, ulżyć. I przeczyścić!
I mając swój na względzie los tam –
Wprowadzić szefa – ach! – w błogostan!

Potem z uśmiechem oraz z szansą
Jakiejś nagrody czy awansu –
Wyskoczyć lekko, stanąć przed nim,
I stylem prostym, bezpośrednim,
Skromniutko, kornie, bez retuszu*

Rzec mu: – To JA, MÓJ Mateuszu!

* Dwa ostatnie wersy zmieniłem. W oryginale jest:
Skromniutko, kornie i bez krzyku,
Rzec mu: – To JA, ob. Naczelniku!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy