czwartek, 7 stycznia 2010

Zemsta na Franciszku Smudzie. Akt I.

Były trener drużyny EkstraklasyZagłębia Lubin, a obecny selekcjoner reprezentacji Franciszek Smuda powiedział kiedyś, że pomoce naukowe, notesy, laptopy itp. są mu zbędne, bo ma nos. Inny myśli, czyta, „samouczy się", dokształca na kursach nawet, wystukuje coś na klawiaturce, potem porównuje zapiski, w ekran się wpatruje, „główkuje i kombinuje”, słowem: męczy biedak mózg okrutnie – a pan Franciszek powącha, poniucha, nosem pociągnie… i już wie! Uważał, jednym słowem, że myślenie nosem wystarcza. Do bycia klubowym trenerem piłki nożnej, być może. Ale u selekcjonera reprezentacji powinny poprawnie funkcjonować także wyżej położone regiony głowy. Boleśnie się o tym przekonał.
Od kilkunastu dni negocjowano obsadę sztabu szkoleniowego kadry. Jako asystentów chciał mieć pan Smuda Tomasza Wałdocha i Piotra Wojtalę – nie ma żadnego z nich – przydzielono mu Jacka Zielińskiego. Jako dyrektora reprezentacji namaścił Marka Koźmińskiego – nic z tego – wciśnięto mu Jana Furtoka. Dlaczego tak się stało?
Pan Franciszek rzeczywistości nie rozeznał. Instynkt go zawiódł; nie podpowiedział mu, że ma do czynienia z ludźmi podstępnymi i mściwymi. Nie doradził, żeby się zabezpieczyć – np. wymuszając na PZPN jednoczesne podpisanie umowy własnej i umów wybranych przez siebie współpracowników. W konsekwencji ośmieszono go i upokorzono w oczach opinii publicznej, podważono jego autorytet, odarto go z podstawowej, przynależnej mu kompetencji – doboru najbliższych współpracowników, pokazano mu, kto tu naprawdę rządzi. Niestety, nos pana Franciszka niczego się nie dowąchał, a uśpione płaty nie ostrzegły. Postawiony zaś pod ścianą, nie zaprotestował, ugiął się, przegrał.
Grupa Laty i podległych mu żołnierzy zemścić się musiała. Za to, że na nich tę nominację wymuszono. Stało się to, co prawda, pod naciskiem opinii publicznej (kibice, media, sponsorzy), ale to nie przydupas prezesa i jego kolesiów został selekcjonerem, tylko Smuda – więc winien! I to mógł być rewanżu akt pierwszy. Stawiam tezę, że nie ostatni.
Ciekawe, jakie kruczki, jakie podstępy i zasadzki kryje umowa, którą Smuda podpisał? Czy po roku np., po dokonaniu wstępnej selekcji zawodników do kadry, pod zaaranżowanym pretekstem lub w wyniku prowokacji, nie zostanie on zwolniony z jego własnej winy? Zaprzeczyć trudno. Jeżeli prezes Lato i jego ferajna tak rażąco dyskredytują selekcjonera już na początku jego pracy, to poczucie odpowiedzialności za narodową reprezentację, nie mówiąc o elementarnej przyzwoitości są im zupełnie obce. Czując się dotknięci do żywego, bo publicznie, podrażnieni w chorej ambicji i podpuszczani przez cwanych doradców, potrafią być podli i bezwzględni. Usuwając Smudę, pokazaliby opinii publicznej „gest Kozakiewicza”. I to byłby drugi i ostatni akt ich vendetty.
Ewentualnej pomocy – znikąd. Chwiejny i „bez jaj” Jacek Zieliński i mało rozgarnięty prowincjusz Jan Furtok, wdzięczni w dodatku za niezłą „kasę”, wobec mocodawców pozostaną lojalni.
Franciszek Smuda nie zorientował się, w co wdepnął. Przykre, ale dokonał także zawyżonej samooceny. Klasą i osobowością do funkcji bowiem nie dorósł. Sam nos i intuicja to za mało.
Pozytywów dopatrzyć się tu niesposób. W dodatku Zagłębia Lubin straciło charyzmatycznego trenera.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy