środa, 9 listopada 2011

Ignorant też fachowiec – i na odwrót!

Trzej koledzy (w tym dwaj byli ligowi piłkarze) umówili się na drinka i pogawędkę o piłce nożnej. Jako miejsce zbiórki wybrali barek w pobliżu stadionu Jagiellonii w Białymstoku. Tam spotkali znajomego, pracownika firmy LIVE PARK Sp. z o.o., produkującej telewizyjny sygnał z rozgrywek Ekstraklasy – przyjechał tu do pracy, bo miejscowi grali akurat tego dnia z Legią Warszawa. Był wyraźnie zdenerwowany. Powiedział im, że za godzinę zawody a nie ma komentatorów, bo z powodu awarii samochodu, utknęła w drodze jadąca na ten mecz ekipa Canal+Sport. I niespodziewanie kolega z LIVE poprosił wspomnianą trójkę o zastępstwo. Tym jednak warga wyraźnie zwisała i niecierpliwie czekali już na realizację zamówionego antidotum, więc początkowo odmówili. Ale zaczęli mięknąć, gdy usłyszeli jakie cyfry wymieniał za tę przysługę. W końcu się zgodzili. Co prawda wydłużyli przez to coraz dokuczliwszy, bo przedłużający się stan katzo-trzeźwości, ale za to poświęcenie będą przecież godziwie wynagrodzeni!
Naturalnie, z braku czasu, nie mogli opracować jakiejś sensownej koncepcji na relację. Dlatego zdecydowali się na opcję najprostszą z możliwych: porozmawiamy sobie swobodnie tak, jak się umawialiśmy. I trzeba przyznać, że ci zupełnie przypadkowi ludzie, którzy przecież nie mogli mieć zielonego pojęcia o tej robocie, spisali się całkiem nieźle. Role podzielili tak: Krzysztof Marciniak i Piotr Dziewicki ulokowali się w meczowym boksie ze słuchawkami na głowie, a Maciej Murawski człapał z mikrofonem na – nomen omen – murawie. M.M. robił więc za tzw. „pluskwę”* – i co tam wytropił to wrzucał na antenę. Dwóm pozostałym grający zawodnicy wyraźnie przeszkadzali w rozmowie, dekoncentrowali ich. Stąd wiele potknięć językowych, szwankowała składnia, często w retoryce trudno było dosłuchać się jakiegoś sensu. Nie zawsze też słyszeli, o czym tamten z dworu ględzi. Np. w 58 min. Pluskiew raportuje, że w Legii szykuje się zmiana: wejdzie Rafał Wolski a zejdzie Janusz Gol. Zaraz potem Marciniak pyta siedzącego obok Dziewickiego: jak myślisz, kto wejdzie za Gola? Myślę, że Wolski, odparł kolega. Zgadł! Tak więc po telewidzach i ci dwaj z obejmami też wreszcie coś zauważyli.
Tego że relacja była formą swobodnej rozmowy na tematy różne najlepiej dowodzi taki fragment. Po groźnej sytuacji pod bramką Jagiellonii Dziewicki zwraca się do zakręconego zupełnie Marciniaka: My tu gadu-gadu, a Legia strzeliłaby bramkę! W ogóle Marciniak koncentrację tracił co chwila, myślami krążył więc cały czas poza kontekstem. Ściślej mówiąc to raczej myśli od początku go opuściły i niekontrolowane, snuły się gdzieś samopas. Może w tym barze? Bo dnosiło się wrażenie, że miał „za sucho”, by normalnie funkcjonować. Ale nie bądźmy czepliwi – przecież nie tak miał się dla niego zacząć ten dzień!
Jak już wspomniałem ci trzej ludzie z łapanki, choć widocznie niedysponowani, wypadli przyzwoicie, plamy nie dali. Powiem więcej: relacjonowali tak samo mądrze, jak robią zwykle ci, co nie dojechali!

*aPluskwiak taki w czasie zawodów kręci się w pobliżu środkowej linii boiska, koło ławek rezerwowych graczy, obserwuje czy równo siedzą, nie garbią się, podsłuchuje trenerów. W przerwie zaś łazi po budynku klubowym z mikrofonem, przykłada ucho do drzwi szatni z nadzieją, że któryś szkoleniowiec ostro obsztorcuje zawodników i będzie o czym donieść, albo podtyka nos pod drzwi innych pomieszczeń odwiedzanych wtedy przez zawodników i intensywnie nim pociąga. Słowem: patrzy i  węszy czujnie wokół. Tak zbiera bezcenne nowinki i „smaczki”, którymi na antenie dzieli się z telewidzami. Wypełniania misji dziennikarskiej przykład modelowy!

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy