wtorek, 4 października 2011

Jak się Laskowski ze starą prawdą zmagał

Canal+Sport. Premier League Bolton–Chelsea (1:5). Komentowali: Jacek Laskowski i Rafał Ulatowski (trener „na bezrobociu”, dorabia więc „komentatorką”).
Cytat z Laskowskiego: Ta akcja potwierdziła starą piłkarską prawdę: odbierzesz piłkę 60 metrów od bramki to masz do tej bramki 60 metrów, odbierzesz 40 metrów to masz 40, a jak odbierzesz 20 to już masz bardzo blisko. Szkoda, że pan Jacek nie sprecyzował jak daleko od bramki znajdzie się zawodnik, który odbierze piłkę w odległości 10 metrów od tej bramki.
Natomiast atrybuty piłkarskiego obrońcy wyłuszczył jasno trener Rafał. Powiedział mianowicie, że obok licznych umiejętności musi on także umieć trzymać przeciwnika za koszulkę zgodnie z przepisami. Na takim mniej więcej poziomie stała cała relacja obu panów. Panie Ulatowski prezesi polskich klubów oglądają ligę angielską, więc słyszą co pan mówi. Obawiam się, że kontynuując pracę z mikrofonem może pan bezrobotnym trenerem pozostać na dłużej. A może warto?
*
W tejże stacji mecz Ekstraklasy SA Korona–Górnik (2:0) komentowali Rafał Dębiński, Mirosław Szymkowiak i Krzysztof Przytuła.
Kiedy Szymkowiak debiutował był stonowany i rzeczowy. Obecnie to prawdziwy rutyniarz. Mówi dużo więcej i częściej. Czyli, jak zazwyczaj w takich przypadkach, więcej niż potrzeba i rzadziej sensownie. Nieco inaczej dołuje Przytuła. Poprzednio pracował on jako siedzący w studio, w tym zaś meczu „robił” na piechotę z płyty boiska. Skąd ten regres, nie wiadomo. Jeśli chciano mu coś dać do zrozumienia, to aluzji nie odczytał. Następny test z trybun? Oby.
Dębiński koordynował całość, zatem – koncepcji zero, wszechobecny chaos, prostackie gadulstwo. Reasumując: koncert trzech zupełnie niezgranych tenorów, z których każdy głównie fałszował.
Raz jednak dał głos także czwarty, raczej dyszkant, którego nazwiska nie pamiętam. Otóż on ujawnił, że w przerwie meczu poszedł pod drzwi szatni Górnika, żeby podsłuchać, jak trener Nawałka opier…. swoich piłkarzy – a powinien, bo przegrywali już 0:2 i mocne słowo należało się, jak najbardziej! Przystawił ucho do drzwi… i nic nie usłyszał. Zapytał więc ochroniarza, czy szatnie nie są przypadkiem pomieszczeniami dźwiękoszczelnymi. Okazało się, że nie. Doszedł więc do wniosku, że trener nawet jeśli sztorcował, to po cichu. Dowiedzieć się co trener mówił w szatni to dla komentatorów odwieczne marzenie, pragnienie, odczuwany bezustannie popęd, wciąż niespełnione pożądanie. I to chyba tkwi w ich naturze. Jest takie francuskie powiedzenie: chassez le naturel, il revient au galop*. No właśnie, może te niemądre słowotoki, które słyszymy w czasie każdego prawie meczu to próba swoistej samoobrony, przed powracającą cwałem, bo ciągle niezaspokojoną garderobianą ciekawością?
Wróćmy na zakończenie do starej prawdy Laskowskiego by ją nieco zmodyfikować. Otóż zaczyna się eksponować i formułować nieco młodsza, ale już całkiem dorosła prawda: kto straci zdrowy rozsądek komentując piłkarskie wydarzenia, ten nie odzyska go ani za 10, ani za 20, ani za 40, ani – tym bardziej – za 60 lat.

PS.: Pana Laskowskiego już raz oduczyłem nieznośnej maniery przeciągania samogłosek (zwłaszcza przy nazwiskach, np.: Lampaaaaart, Drogbaaaaa itp.). Słyszę, że powoli narasta recydywa. Jak się okazuje niektórzy bez kontroli wnet rączo kłusują na manowce. Sygnalizuję więc problem. I znowu  wyręczyłem dyrektora Okieńczyca, korygując jego podwladnego. Ciekawe czy doczekam się kiedyś podziękowania innego, niż tradycyjne już wiązanki?

* Odpędzajcie popęd wrodzony, a wróci cwałem.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy