niedziela, 30 października 2011

Dyskretny powiew optymizmu

Canal+Sport. Premier League. Chelsea–Arsenal (3:5). Komentowali Andrzej Twarowski i Rafał Nahorny.
Do oglądania meczu przystępowałem, a właściwie przysiadałem, pełen obaw. Jeden wpadnie w histerię już w tunelu skąd wychodzą zawodnicy i tak mu zostanie do ostatniego gwizdka, a drugi znowu poleci balonem ogłupiających wiadomości i statystyk. I tu się mile zaskoczyłem! Otóż A.T. zestawił się tym razem z palnika i przysiadł obok kuchenki i dlatego zasadniczą część relacji prowadził spokojnie, głosu nie nadużywał. – mówił normalnie! I bardzo słusznie. Teraz zacytuję sam siebie – tekst był o Tomaszu Swędrowskim (siatkówka). Twarowski ma rzadką zaletę: doskonałą emisję głosu, z unikalną bo naturalną ekspresją – jej brzmienie w relacjach sportowych bezcenne. I nie musi „podkręcać głośności”, gdyż ta wrodzona, oryginalna jest idealna.
Cała relacja, oczywiście, taka doskonała już nie była. Zbytecznego hałasu np. obaj nie uniknęli – kiedy gracz strzelał w stronę bramki, albo gdy padł gol to, tradycyjnie, jeden wył jak opętany – gol, a drugi zaraz potem 5:3! Ale radziłem sobie w ten sposób, że w tym czasie kasłałem. Trochę to, „dających ryki", zagłuszało. W czasie przerwy jednak weszła do pokoju żona, niosąc buteleczkę Siropus gwajacolosulfonici i dużą łyżkę stołową. Przyjaciel domu, z którym oglądaliśmy mecz, zwrócił się do niej: mogłabyś i dla mnie przynieść drugą łyżkę i podać coś na ząb? A może napijesz się z nami? Szybko sobie rzecz wyjaśniliśmy i pani doktor odniosła lek do apteki w łazience.
Wracam do głównego wątku. Otóż owo „dawanie krzyku” z trudem, bo z trudem, ale jest do zniesienia, jeżeli poza tym będzie w miarę normalnie. A tym razem było. Chodzi mi zwłaszcza o naturalny podział ról: jeden relacjonuje, drugi komentuje! Pisałem o tym i będę jeszcze pisał w miarę potrzeb bo to, moim zdaniem, kanon, który powinien obowiązywać, gdy komentuje dwóch lub dwoje. Proponowałbym jeszcze by A.T. ograniczył nieco „radiowość” przekazu a ciekawostki, „smaczki” i statystyki pozostawił koledze, bo to podstawowe pożywienie tego smakosza –  podjadać mu więc to niegrzeczność. I tak dobrnęliśmy do Rafała Nahornego. Skrzętnie notowałem: podał siedemdziesiąt (70) różnych „ńjusów” z przeszłości. On tak już ma: myśli i mówi do tyłu. Ale, co warte podkreślenia: tych bzdetów w uszy telewidzów R.F. wrzucił tym razem o połowę mniej, niż w nieodległej przeszłości. I już tak to nie raziło. Kontynuacja ograniczeń pożądana.
Reasumując: mecz był wspaniały, zwłaszcza druga połowa. Wygrał zespół, któremu kibicuję, a jego trenera szanuję. Komentatorzy choć nie bezbłędni, to relacji nie zepsuli. Dobre i to.

PS. Wreszcie ktoś zauważył przytomnie, a był to Andrzej Twarowski, że transfer do Arsenalu obrońcy, Niemca Mertesackera to nieporozumienie. Całkowicie się zgadzam.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy