Polsat Sport. Siatkówka mężczyzn. PlusLiga. Skra Bełchatów–Zaksa Kędzierzyn Koźle (komentarz Przemysław Iwańczyk i Wojciech Drzyzga) i Jastrzębski Węgiel–Aseseco Resovia Rzeszów (Tomasz Swędrowski i Damian Dacewicz).
W 4 secie meczu w Jastrzębiu, przy stanie 5:10 zagrywkę miała Zaksa. W tym momencie Damianowi Dacewiczowi zebrało się na refleksję. Opiszę zdarzenie (w tle – na czerwono – stenogram tekstu D.D.)
Gracz Zaksy przygotowuje się do zagrywki, Jeżeli teraz po zmianach (początek zagrywki) uda im się przejść do przodu (przyjęcie Ruska z Jastrzębia) no to wszystko wyjdzie na plus (wystawia Baranowicz) Jastrzębianom i (następuje zbicie i obrona Zaksy) oczywiście (wystawa oburącz) trenerowi Prilożnemu. (atak gracza Zaksy) Jeżeli nie (obrona Jastrzębia) to będą szukali szans dopiero (piłka bez ataku przelatuje na stronę Zaksy) w taj breku (przyjęcie Zaksy) na wygranie tego całego (wystawa) pojedynku. (zbicie i punkt dla Zaksy). W tym momencie nie wytrzymał partner Dacewicza i przytomnie poinformował: jeszcze jedna szansa Resovii wykorzystana teraz przez Aleha Achrema.
Coś takiego to istna męka dla oglądającego – człowieka może autentycznie szlag trafić! Jak może inteligentnemu człowiekowi w ogóle przyjść do głowy taki tekst w takiej chwili?! Czy sprawozdawca nie zdaje sobie sprawy, że takie uwagi są całkowicie nieadekwatne do kontekstu i nawet gdyby były najbardziej rozumne i trafne, to ogłaszane tu i teraz stają się podobne do upierdliwie brzęczących insektów, że są całkowicie nieprzyswajalne dla odbiorcy, że jednocześnie odsłaniają czarno na białym brak pomysłu na relację, serwując amatorszczyznę zamiast profesji. I jeszcze jedno – sprawozdawca telewizyjny jest zatrudniony po to, by wspomóc telewidza fachową oceną relacjonowanych wydarzeń – takimi uwagami zaś przeszkadza mu w oglądaniu i przeżywaniu sportowego wydarzenia, kalecząc przy tym dotkliwie jego dramaturgię.
Skoro się z kimś często obcuje (choćby medialnie) to zawsze lepiej, jeśli da się on lubić. Przecież ma to samo hobby, też pasjonuje się piłką nożną, siatkówką, tenisem, narciarstwem itd. Oglądanie, przeżywanie więc wspólnych pasji i zainteresowań daje telewidzowi nieporównywalnie większą satysfakcję, niż uczucie dyskomfortu wskutek odrealnionego, bujającego w obłokach, zakochanego we własnej retoryce komentatora. Dlatego przebywając z Wami, Panowie – odczuwamy zdecydowanie częściej uciążliwość niż luksus, czy bodaj zwykłe zadowolenie.
W 4 secie meczu w Jastrzębiu, przy stanie 5:10 zagrywkę miała Zaksa. W tym momencie Damianowi Dacewiczowi zebrało się na refleksję. Opiszę zdarzenie (w tle – na czerwono – stenogram tekstu D.D.)
Gracz Zaksy przygotowuje się do zagrywki, Jeżeli teraz po zmianach (początek zagrywki) uda im się przejść do przodu (przyjęcie Ruska z Jastrzębia) no to wszystko wyjdzie na plus (wystawia Baranowicz) Jastrzębianom i (następuje zbicie i obrona Zaksy) oczywiście (wystawa oburącz) trenerowi Prilożnemu. (atak gracza Zaksy) Jeżeli nie (obrona Jastrzębia) to będą szukali szans dopiero (piłka bez ataku przelatuje na stronę Zaksy) w taj breku (przyjęcie Zaksy) na wygranie tego całego (wystawa) pojedynku. (zbicie i punkt dla Zaksy). W tym momencie nie wytrzymał partner Dacewicza i przytomnie poinformował: jeszcze jedna szansa Resovii wykorzystana teraz przez Aleha Achrema.
Coś takiego to istna męka dla oglądającego – człowieka może autentycznie szlag trafić! Jak może inteligentnemu człowiekowi w ogóle przyjść do głowy taki tekst w takiej chwili?! Czy sprawozdawca nie zdaje sobie sprawy, że takie uwagi są całkowicie nieadekwatne do kontekstu i nawet gdyby były najbardziej rozumne i trafne, to ogłaszane tu i teraz stają się podobne do upierdliwie brzęczących insektów, że są całkowicie nieprzyswajalne dla odbiorcy, że jednocześnie odsłaniają czarno na białym brak pomysłu na relację, serwując amatorszczyznę zamiast profesji. I jeszcze jedno – sprawozdawca telewizyjny jest zatrudniony po to, by wspomóc telewidza fachową oceną relacjonowanych wydarzeń – takimi uwagami zaś przeszkadza mu w oglądaniu i przeżywaniu sportowego wydarzenia, kalecząc przy tym dotkliwie jego dramaturgię.
Skoro się z kimś często obcuje (choćby medialnie) to zawsze lepiej, jeśli da się on lubić. Przecież ma to samo hobby, też pasjonuje się piłką nożną, siatkówką, tenisem, narciarstwem itd. Oglądanie, przeżywanie więc wspólnych pasji i zainteresowań daje telewidzowi nieporównywalnie większą satysfakcję, niż uczucie dyskomfortu wskutek odrealnionego, bujającego w obłokach, zakochanego we własnej retoryce komentatora. Dlatego przebywając z Wami, Panowie – odczuwamy zdecydowanie częściej uciążliwość niż luksus, czy bodaj zwykłe zadowolenie.
Kto przeczytał powyższe i pomyślał, że przesadzam, żem nawiedzony, że wyciągnąłem jeden incydent i uogólniam – służę statystyką.
W meczu Skra–Resovia podobnych zdarzeń (piłka w górze a komentatorzy o d… Maryni) zanotowałem:
I set (26:24) – 24.
II set (17:25) – 21.
III set (25:20) – 27.
IV set (do przerwy technicznej) –17.
Razem: 89. A doliczając do tego końcówkę seta IV i tie break wyjdzie ponad 100!
W meczu Skra–Resovia podobnych zdarzeń (piłka w górze a komentatorzy o d… Maryni) zanotowałem:
I set (26:24) – 24.
II set (17:25) – 21.
III set (25:20) – 27.
IV set (do przerwy technicznej) –17.
Razem: 89. A doliczając do tego końcówkę seta IV i tie break wyjdzie ponad 100!
Tyle razy serce, istotę, sedno siatkówki okaleczono bliźniaczo podobnie, jak w opisanym wyżej „wybryku" Dacewicza! Złożyło się na to pustosłowie (zwłaszcza Przemysława Iwańczyka) i przydługie wywody Wojciecha Drzyzgi, grzeszącego coraz bardziej nieznośnym powtarzaniem w „jednym wejściu” tych samych ocen tylko innymi słowami – czyli mnożeniem zbędnych synonimów. Chociaż przyznać trzeba, że są to najczęściej uwagi dość trafne. Jednak powinny się one kończyć, z zasady, przed kolejną zagrywką.
Z relacji Tomasza Swędrowskiego (i jego kolegi) statystyki nie prowadziłem. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że widowisko, które oni relacjonowali, było zdecydowanie mniej poranione. T.S. czuwał! Wypada skierować apel do Przemysława Iwańczyka: niech pan nie wdaje się w rozmówki z partnerem, aby zawsze zdążyć podać nazwisko zagrywającego. A koledze, jak się rozgada, przerywać. Wtedy ma Pan szanse zbliżyć się do poziomu Tomasza Swędrowskiego, czego Panu i wszystkim telewidzom szczerze życzę!
Z relacji Tomasza Swędrowskiego (i jego kolegi) statystyki nie prowadziłem. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że widowisko, które oni relacjonowali, było zdecydowanie mniej poranione. T.S. czuwał! Wypada skierować apel do Przemysława Iwańczyka: niech pan nie wdaje się w rozmówki z partnerem, aby zawsze zdążyć podać nazwisko zagrywającego. A koledze, jak się rozgada, przerywać. Wtedy ma Pan szanse zbliżyć się do poziomu Tomasza Swędrowskiego, czego Panu i wszystkim telewidzom szczerze życzę!
Zjawisko, które tu opisałem nie jest odosobnione. Schorzenie to dotyczy 80–90% sportowych relacji telewizyjnych, niestety! Przygnębienie potęguje fakt, że ratunku znikąd. Wynaturzenie a la Dacewicz trwa sobie zatem w najlepsze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz