wtorek, 30 listopada 2010

Hiszpański cyrk – polscy klauni

Cd. wczorajszego wpisu. Mecz przypominał jednostronne, cyrkowe popisy (Barcelona). Na arenie królowali artyści-akrobaci, prestigitatorzy genialnie kuglujący kończynami dolnymi (dwóch także górnymi), oklaskiwani przez entuzjastycznie reagującą publiczność. Takie było tło tego widowiska .
W fonii rozpoznawalnej natomiast słychać było dobrze znanych klaunów w żałosnych skeczach i trywialnych szmoncesach. Jeden z nich w dodatku (J.L.) wpadł od początku przedstawienia w histerię nie panując kompletnie nad głosem (momentami jaskiniowym skowytem wył wręcz niemiłosiernie). Dobrze chociaż, że nie było go widać. Zwykle klauni pojawiają się w spektaklu 2–3 razy. Ci zaś cyrkowi kabotyni natrętnym słowolejstwem nie dali od siebie odetchnąć nawet na chwilę. Występując poza areną – artystom nie przeszkadzali, telewidzom przeciwnie – przedstawienie paskudzili niemiłosiernie.
Ich klaun przełożony – Jacek Okieńczyc – jak zwykle nie zareaguje. A czas po temu najwyższy!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Chłam Derbi po polsku!

I znowu, jak co roku, to samo. Mecz Barcelona–Real w Canal+Sport będą komentować Jacek Laskowski i Leszek Orłowski. Znowu eeee, yyyyy obu będzie dominować w przekazie. Przeplatane upiorną manierą Laskowskiego – śpiewaniem samogłosek Meeeesssii, Xaaaaaviiii, eeeee, yyyy, Iniiiiestaaaa, teraaaz naaa praaawą stronę, yyyyy, eeeee, Aaaalveeees itd., itp. A do tego pyszna okrasa: przygłupawy chichot z własnych niby-dowcipów.
Laskowski mówi w sposób skrajnie niechlujny, najgorzej chyba ze wszystkich sprawozdawców. Bez tych obrzydliwych naleciałości, np. przeciągania samogłosek, on nie jest w stanie powiedzieć normalnego zdania. Przecież tego nie można już słuchać! I nikt, nikt mu nie zwróci na to uwagi! Dlaczego stacja pozwala tak paskudzić własny produkt, dlaczego my abonenci musimy wysłuchiwać koszmarnego bredzenia tego faceta.
Specjalność Orłowskiego to podawanie tysiąca duperelnych informacji, wiadomości-śmieci, wręcz badziewia. Ogłupiająca statystyka, cytaty z gazet, wypowiedzi prezesów, zawodników, jak leci, bez żadnego wyboru, ładu, składu zastanowienia czy warto. A że na boisku są Messi, Xavi, Iniesta, Ronaldo. A co go to obchodzi! Te jego kretyńskie ńjusy są ważniejsze!
Czy nie lepiej wysłać na taki mecz jednego, inteligentnego, płynnie mówiącego człowieka z dobrą dykcją, który nie będzie się mądrzył, tylko relacjonował wydarzenia na boisku. Niech się zachwyci razem z telewidzami kunsztem wspaniałych piłkarzy. I nie wtłacza w nasze uszy bezmyślnej, pustej gadaniny.
A przed meczem, w przerwie i po meczu pracuje przecież studio – tam jest miejsce i czas na prognozowanie, komentowanie, ocenianie, objaśniania, materiały archiwalne, powtórki, itd.
Ale będzie, jak co roku: zdumiewający paradoks i rażący dysonans – piłkarscy arcymistrzowie relacjonowani przez parakomentatorów!

czwartek, 25 listopada 2010

Polsat Sport++

Polsat Sport. Siatkówka. Liga Mistrzów. Skra–Trentino (3:0). Komentowali: Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga.
To był piękny mecz – zwłaszcza w wykonaniu Skry. I piękne, wysokie jej zwycięstwo. Ale na bardzo wysokim poziomie stała także relacja telewizyjna.. Para komentatorów nie po raz pierwszy udowodniła, że zaliczyć ją należy do ścisłej czołówki – bez względu na dyscyplinę sportu. Oprócz eksperckiej znajomości siatkówki obaj wykazali się również obiektywizmem. Nie modlili się o każdy punkt dla „swoich", nie cierpieli, gdy Skra traciła punkty po wspaniałych zbiciach Kazijskiego czy Stokra – przeciwnie – potrafili to zauważyć i docenić. Eliminując zaś z relacji szowinizm i dostrzegając – zasadnie – wysoką klasę przeciwnika, tym bardziej wyeksponowali i podnieśli wartość zwycięstwa Skry. Potwierdziła się prosta prawda: komentator nie powinien być kibicem, bo i tak wiadomo za kim jest. Warto by to pamiętali inni relacjonujący siatkówkę w Polsacie, np. Marek Magiera czy Krzysztof Wanio.
I jeszcze jedno. Po pierwszym secie, który zakończył się „w doliczonym czasie punktowym” (31:29) pan Wojciech zauważył u graczy Trentino niepewność i zajawki strachu. Zrazu taka ocena mogła lekko irytować jako przedwczesna, ale okazało się że obserwacja była trafna – potem już Włosi poważniej Skrze nie zagrozili. Żeby cykle analityczne oratora W.D. nie były zbyt rozlegle, czuwał nieoceniony Tomasz Swędrowski. Zatem powtórzmy: piękny mecz i doskonały, wszechstronny komentarz.
*
Polsat. Piłka nożna. L.M. Glasgow Rangers–Manchester United (0:1). Komentował Bożydar Iwanow.
Bez entuzjazmu oczekiwałem tego meczu. Okazało się, że niesłusznie. Szkoci zagrali dobre spotkanie. MU na zwycięstwo musiał więc ciężko pracować. Gra była szybka, zacięta, ze sporą ilością niezłych akcji ofensywnych i kilkunastu emocjonujących sytuacji podbramkowych. Na pozytywny odbiór meczu wpłynął także komentarz B.I. Oglądał uważnie, w ocenach oszczędny, „mądrości od siebie” nie nadużywał, żadnej ważnej akcji nie przegadał. Chociaż niektóre wątki obyczajowe, dotyczące piłkarzy, mógł sobie darować (swoją drogą w telewizji komercyjnej od „dopieszczania kołtuna" powstrzymać się trudno). Ale ogólnie w skali do 5: 4+ (duży plus!).

środa, 24 listopada 2010

Wieści z Chamowa

W Canal+Sport Cezary Olbrycht rozmawia z trenerem Maciejem Bartoszkiem (Zagłębie Lubin, Ekstraklasa SA)). Trener Bartoszek jest łysy.
Gdyby nie okoliczności powiedziałbym, że przybyło panu siwych włosów – zagaja elegancko przyjemniaczek Olbrycht.
Natomiast okoliczności, które zaistniały obecnie, upoważniają mnie do nazwania Pana nieokrzesanym bęcwałem – powinien odpowiedzieć trener Bartoszek.
Nie odpowiedział i bęcwał należnej odprawy nie dostał. A powinien.
*
Franciszek Smuda stwierdził w jednym z ostatnich wywiadów, że musi się starać o obywatelstwo polskie dla (Perquisa (Sochaux) i Arboledy (Lech) bo nie ma skąd brać obrońców. Z kibla ich przecież nie wezmę. Dziennikarz nie zareagował.
A może wreszcie ktoś publicznie przywoła trenera do porządku i uświadomi mu, że powinien liczyć się ze słowami, bo jest trenerem reprezentacji Polski. I nie wolno mu w publicznych wypowiedziach posługiwać się knajpianym bełkotem – jak przy kuflu piwa w towarzystwie prezesa.

sobota, 20 listopada 2010

Medialny wysyp Szpakowskich

Canal+ Sport. Ekstraklasa. Legia–Arka (3:0). Komentowali: Rafał Dębiński i Krzysztof Przytuła.
Komentatorzy specjalnej troski.
Każdy: Rafałek i Krzysio –
wypisz-wymaluj Szpakowski.


czwartek, 18 listopada 2010

Bezbrzeże Zapaści Zawodowej

TVP1. Piłka nożna. Polska–Wybrzeże Kości Słoniowej 3:1. Komentowali: Dariusz Szpakowski i Andrzej Juskowiak.

Tylko z tym Szpakowskim,
tylko z tym Dariuszem
bezsens przybiera postać,
telewidz – cierpi katusze.

wtorek, 16 listopada 2010

Zapowiada się Smudne Lato 2012, niestety

Jeszcze o pijaństwie w kadrze piłkarzy. Tym razem nieco poważniej.
Wyobraźmy sobie, że selekcjoner reprezentacji Rosji oznajmia, że w jego kadrze będą grali tylko abstynenci. Jaki byłby efekt? W drużynie narodowej najstarszy zawodnik liczyłby nie więcej niż 17 lat.
W Polsce aż tak żle raczej nie jest. Ale, niestety, dobrych zawodników mamy znacznie mniej niż sąsiedzi a i tak wielu z nich alkoholu nadużywa i to od dawna. To kwestia kultury ogólnej, obyczajów, moralności, kultywowania złych tradycji (np. pijackie balangi na zgrupowaniach). Taka jest rzeczywistość i Smuda, który w środowisku piłkarskim tkwi od lat kilkudziesięciu, obejmując kadrę dobrze o tym wiedział. Wyeliminowanie tej anomalii uznał więc za priorytet i postanowił usunąć ją jednym cięciem skalpela: zakazem picia „na kadrze” pod rygorem wyrzucenia nieposłusznych z reprezentacji na zawsze. Można tu sentencjonalnie stwierdzić, że „na zawsze” to się tylko umiera. Dlatego nikt rozsądny takim absolutem nie szafuje. I rzeczywiście bumerang wkrótce wrócił – w niedługim czasie na piciu alkoholu przyłapano ok. 12 zawodników. Tylu więc powinno być wyrzuconych. Smuda spanikował i usunął 4, sugerując przy tym, że będą mogli w przyszłości powrócić. Srogi satrapa okazał się zwykłym mięczakiem! Tym samym, niestety, stracił nie tylko wiele ze swego autorytetu, ale także dolegliwy wrzód-problem pozostał.
Żeby było jasne: uważam nadużywanie alkoholu przez profesjonalnych piłkarzy za patologię, świadczącą wymownie o ich głupocie. Ale przecież tak skrajnej bezmyślności nie można wyleczyć jednym zakazem! Niestety Smuda o tym nie pomyślał. Cóż, do funkcji i stanowisk, gdzie trzeba pracować z większą grupą ludzi, wymagane jest przygotowanie nie tylko strickté zawodowe, ale także prezentowanie minimum poziomu ogólnego – w zakresie wiedzy i inteligencji. Tego, niestety, zabrakło. Doradzić i pomóc też nie miał kto, ponieważ sternik piłkarskiej centrali i jego najbliższe otoczenie niedomagają bliźniaczo podobnie jak selekcjoner.
Od czego można było więc zacząć. Skompletować sztab szkoleniowo-medyczny reprezentacji z psychologiem i fizjologiem w składzie. Jednocześnie opracować plan-wzorzec zgrupowań, w którym jedną z ważnych obowiązków tych ludzi byłaby codzienne, bezpośrednie kontakty z kadrowiczami, indywidualne rozmowy, dyskusje a także tematyczne prelekcje zapraszanych specjalistów z zewnątrz. Przez ponad dwa lata na zgrupowaniach kadry z wieloma zawodnikami sztab szkoleniowy przebywałby kilkadziesiąt dni. Ileż wiedzy mogliby w tym czasie przekazać oni młodym ludziom na temat standardów obowiązujących sportowców wyczynowych: właściwego wyżywienia, higienicznego trybu życia, konsekwencji nadużywania alkoholu, sposobu spędzania wolnego czasu (np. nauka języków obcych), porady dotyczące gospodarowania środkami finansowymi, itd. (niepotrzebne skreślić, pożyteczne dopisać). Być może wielu tym młodym ludziom pomogłoby to w skorygowania swojego sportowego i osobistego życia, wyeliminowania z niego narastających zagrożeń, złych nawyków. Niejeden z nich miałby możliwość uzyskania mądrej porady i pomocy w rozwiązaniu problemów osobistych, jednym słowem jak znaczącą pracę wychowawczo-edukacyjną i jak olbrzymią wiedzę ogólną można by im przekazać. I choćby nawet tylko kilku z nich dostrzegło, że po treningu można robić coś innego niż tylko balangować, już by się opłaciło. Tylko czy to mogli zorganizować Lato ze Smudą?
Skończmy z tymi marzeniami. Smuda musi wybierać spośród pijących bo innych, umiejących jako tako grać w piłkę, nie ma. Tak jak nie ma selekcjonera z autorytetem i powszechnym poważaniem, wśród piłkarzy zwłaszcza. Smutne.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Nowator Smuda – kokieteria jako element taktyczny

We Wprost (8–14.XI.2010) publikacja Michała Pola i Dariusza Wołowskiego pod ekscytującym tytułem Piłka pijana.
Cytuję pierwsze zdanie: W polskim futbolu zawsze piło się na potęgę. Pili przedwojenni idole i powojenne gwiazdy. Piły Orły Górskiego i Piechniczka. Jest tylko jedna różnica: kiedyś pili i grali, teraz zostało tylko picie.
Mocne wejście! Właściwie na tym można byłoby zakończyć – przecież już wszystko jest jasne. Ale Autorzy na łatwiznę nie poszli. Choć to zbyteczne postanowili jednak wstępną tezę udowodnić. Przypomniano więc znane już od dawna i całkiem świeże pijackie wyczyny popularnych polskich i zagranicznych piłkarzy, opisano dwie, trzy aferki-imprezki, wypowiedzi m.in. Wojciecha Kowalczyka i Zbigniewa Bońka.

Niepotrzebnie tylko na koniec przytoczono wypowiedź fizjologa, prof. Jana Chmury. Naukowiec ten przynudza, że alkohol futboliście szkodzi. Z tym, że temu z Premier League mniej bo on ma większy potencjał – w jednostkach 100:20 (jak tamten wypije 100 g to mu spadnie do 90 jedn., a naszemu to aż o połowę czyli do 10). Panie profesorze: połowę zgubi jak golnie taki naparstek? Musiała tam być badana jakaś ciapa (patrz niżej). Bardzo to niewiarygodne.

Dalej czytamy, że organizm obcego jest lepszy w maksymalnym poborze tlenu, dlatego np. szybciej on trzeźwieje. Może i tak, z tym, że naszemu nie musi akurat zależeć na czasie. Ale już z tym poborem tlenu to szanowny Profesor zaprzecza sam sobie. Akapit wyżej mówi, że rodzimy zawodnik ma mniejszy potencjał; jeśli tak, to np. w czasie meczu bardziej się on męczy. Czyli częściej i szybciej oddycha – siłą rzeczy musi pobierać zatem więcej tlenu, a nie mniej. Trzeba, panie Janie, uważać co się mówi.
Prof. Jan sugeruje wreszcie, że zamiejscowy, w przeciwieństwie do swojaka, posiada umiejętność picia, bo nie spożywa w przeddzień. To jest nielogiczne – przeciwnie akurat nasz jest tu lepszy – on może nawet w dniu meczu (w artykule są dowody – Pol, Okoński, kadra Polski przed meczem ze Słowacją). Reasumując: przytoczona wypowiedź prof. Jana Chmury razi populistycznym moralizatorstwem, jest pełna sprzeczności i stanowi wyraźny dysonans w stosunku do reszty tekstu.
Za najciekawszy fragment tej publikacji uważam natomiast odkrywczą, na miarę epoki, wypowiedź Wojciecha Kowalczyka. Zacytujmy tę perełkę:
Dobry piłkarz pije. A to dlatego, że się nie boi, że jest pewny siebie, pewny swoich umiejętności. Ci, którzy nie piją – albo mówią, że nie piją – to zazwyczaj zwykłe ciapy, które nic nie potrafią. Im lepszy klub tym piłkarze więcej piją. Kto był najlepszym piłkarzem w historii? Maradona, który pił i ćpał.
W.K.
co tydzień bierze udział w programie Polsat Sport Café Futbol. Tam, poza problemami polskiej piłki, prowadzący Mateusz Borek zachęca do udziału w konkursach, gdzie można wygrać rozmaite piłkarskie gadżety (koszulki, bramkarskie rękawice, szaliki) – atrakcyjne zwłaszcza dla młodych telewidzów. Ci młodzi zapewne nie czytają Wprost i wiekopomne wersy pana Kowalczyka mogą do nich nie dotrzeć. Proponuję więc jeden z następnych programów poświęcić rozwinięciu i pogłębieniu tej przenikliwej konstatacji –W.K. mógłby wystąpić jako prelegent. Przy niedużej, estetycznej tablicy miałby wtedy możliwość nauczyć i pouczyć młodych adeptów futbolu, jak i ile należy pić alkoholu, by nie zostać w przyszłości wystraszoną, lękliwą, niepewną swoich umiejętności piłkarską ciapą. Wykresy, ilości zalecanych porcji w zależności od wieku, wzrostu, ilość promili optymalna dla danego rocznika, zdjęcia wybranych, estetycznych „szkopków” (proponuję te o większej podstawce, aby nie doszło do nieszczęścia – połknięcia naczynia razem z zawartością), spożycie „z gwinta” ilustrowane wizualizacją prelegenta (umiejętność przydatna zwłaszcza przy wlewie dyskrecjonalnym), informację o najzdrowszych dla młodego sportowca dopalaczach, itp. Program zaś zwieńczałoby wypisane na gustownym landszafcie, przesłanie skierowane do futbolowego narybku: Trzeźwy – Maradoną nie zostaniesz!

W publikacji Wprost wspomniano również o kłopotach trenera reprezentacji piłkarskiej Franciszka Smudy. Wyjdźmy tu poza artykuł. Selekcjoner zapowiedział, że picie alkoholu w czasie zgrupowań jego kadry, będzie karane usunięciem spożywającego. Oj, lekkomyślna to była obietnica.

Najpierw upiło się 10-ciu. Trener chciał sprawę zatuszować, więc tylko zawiadomił o incydencie trenerów klubowych piłkarzy. Ale się wydało. Więc pan Franciszek uruchomił karomierz – ale wyrzucił tylko Pieszkę i Iwańskiego. A co z tymi ośmioma pytał wczoraj przytomnie (bo w studio Café Futbol) wspomniany tu już Wojciech Kowalczyk? Potem znowu kłopot – zapili kapitan i renomowany bramkarz (Żewłakow i Boruc*). Już ich w kadrze nie ma. Przy okazji incydentu Smuda ujawnił mediom, że nie został zrobiony miękkim ch…. Ważne przypomnienie, choć nikt nigdy nie kwestionował jakości potencji szanownego Rodzica. Niewykluczone natomiast, że Tatuś krzątał się krótko i w pośpiechu, bo góry wyraźnie nie dopracował.
Tak czy inaczej bilans p. Smudy nie jest wesoły. Najpierw kapowanie winowajców (u znanego abstynenta, śmiertelnego wroga piwa zwłaszcza, to specjalnie nie dziwi); jak się wydało – niekonsekwencja: zamiast 10 usuwa 2, po czym sugeruje, że ich przywróci, tylko nie wie kiedy. Potem musi znowu wyrzucić, tym razem znaczącą dwójkę graczy, a za kilka dni dopuszcza możliwość ich powrotu. I tak od ściany do ściany rzuca nim ten problem pijany.

I jeszcze wywiad selekcjonera dla Polska The Times o zbliżającym się meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej (m.in. Drogba, Ebué, bracia Touré)? Na sugestię, że przeciwnik trudny, a nie wszyscy jego zawodnicy są w odpowiedniej formie p. Smuda odpowiada:
Ja nie płaczę i oni też nie mają prawa. Niech nas rywale podstawią pod ścianą, a my musimy pokazać, że mamy jaja…
Słusznie, jak się nie da inaczej trzeba spróbować kokieterii.

* W rewanżu nazwał selekcjonera Nikodemem Dyzmą. Selekcjoner równie elegancko odpowiedział w cytowanym wywiadzie, że się nie obraził, bo Dyzma był zdolniejszy od Boruca. Czekamy na ciąg dalszy dialogu!

niedziela, 14 listopada 2010

Brawo komentatorzy!

Finał MŚ w siatkówce. Rosja–Brazylia 3:2. Komentowali: Jerzy Mielewski i Wojciech Drzyzga.
Znakomity pokaz siatkówki na bardzo wysokim poziomie i doskonała praca komentatorów. Gratuluję i dziękuję obu Panom.

wtorek, 9 listopada 2010

Zebranie Zarządu czas zwołać!

Hart
Zabaleta, Kompany, Colo Toure, Kolarov
Barry, Boateng, Yaya Toure, De Jong
Balotelli, Tevez.
Taki był skład Manchesteru na mecz Premier League z West Brom wygrany przez City na wyjeździe 2:0; w dwa dni po meczu z Lechem. Z tej drużyny w Poznaniu 90 min zagrał tylko Zabaleta, a dopiero po przerwie weszli Kolarov (na 20 min) i Kompany (na 12 min). Z kim więc wygrał Lech – to proste z II. drużyną MC! (trener nie docenił przeciwnika).
Obaj komentatorzy tego meczu w Polsacie Sport Roman Kołtoń i Mateusz Borek najpierw zasadnie poinformowali o nieobecności najlepszych graczy City, a potem stwierdzili, że to nie umniejsza wartości zwycięstwa. Bądźmy ściśli, to nie umniejsza wyniku i faktu zdobycia 3 pkt, a także mądrej taktycznie gry Lecha – ale to tyle i tylko tyle. Gdyby bowiem poznaniacy pokonali MC w takim składzie jak powyżej, to nawet przeciętny kibic musiałby ocenić wartość takiej wygranej znacznie wyżej. Ale, naturalnie cieszyłem się tego wieczoru z całą widownią i komentatorami.
*
Artur Wichniarek rozwiązał kontrakt z Lechem Poznań w wyniku ugody. To były król strzelców 2. Bundesligi w Arminii Bielefeld. Za to osiągnięcie nazwany tam został królem Arturem. Z dynastii Syfonów, dodajmy, bo wystarczy, że pojawi się w okienku telewizyjnym a jego zarozumialstwo, arogancja i tupet ciekną z ekranu obficie. Jacek Zieliński zwykle zostawiał go na rezerwie, bo JKM grał słabiutko. Ale jak król może siedzieć na ławie zapasowych? Z drugiej strony nie przyjęło się, by rezerwowy okupował tron. Tak źle i tak kiepsko. Gdy więc niezadowolony zaczął psuć atmosferę, włodarze Lecha doprowadzili do jego abdykacji. Ile ich to kosztowało, nie wiadomo? Podobnie jak trudno zrozumieć, po co w ogóle wpuścili do szatni przedstawiciela takiej akurat dynastii?
*
Siatkarki przegrały 4. mecz na w Japonii (z Chinkami 0:3). I prawdopodobnie zajmą miejsce 13–16. Czyli zakończą udział w imprezie. Bo o te miejsca się już nie gra! Oglądałem wszystkie mecze Polek, a także pomeczowe studia w Polsat Sport. Z opinii komentujących imprezę fachowców (m.in. Krystyna Jakubowska, Andrzej Niemczyk, Wojciech Drzyzga, Ireneusz Mazur) wywnioskowałem, że główną przyczyną niepowodzeń Polek był fatalny start (porażki z Japonią i Serbią). Potem w II. fazie porażka z Rosją (0:3) całkowicie rozkleiła nasz zespół. Mówiono także o budzącej wątpliwości selekcji (brak w drużynie Katarzyny Skorupy i Katarzyny Skowrońskiej). Najtrudniej było uczestnikom studia oceniać pracę trenera Jerzego Matlaka – kolega z branży, głupio jakoś. I to można zrozumieć. Ale jednak telewidz chciałby usłyszeć mówione pełnym tekstem fachowe opinie i oceny dotyczące zarówno zawodniczek jak i trenerów. Może więc zapraszać, panie Mielewski, do dyskusji kogoś, komu konwenanse i znajomości języka na supeł by nie wiązały. Wielu telewidzów i kibiców chciałoby wiedzieć dlaczego np. trenerem naszej kadry jest człowiek, który nie umie poradzić sobie z meczowym stresem, który sztorcuje zawodniczki zamiast im pomagać? Związek powinien mu przydzielić psychologa bo inaczej ten człowiek nigdy nie wygra poważniejszej imprezy (MŚ, ME). Żal mi tych kobiet, bo wyraźnie cierpią, gdy w trakcie seta pan trener bierze „czas", a one idą w jego stronę, jak na ścięcie. Po to, żeby usłyszeć, no, no, co Wy gracie, weźcie się do roboty, no, no. Za każde takie NO powinien trener Matlak płacić 1000 zł – może by się z tego dość ordynarnego obyczaju wyleczył!
A obok Jerzego Matlaka siedzi na ławce II trener Piotr Makowski, który już zdobył z drużyną siatkarek brązowy medal ME.
Kiedy zbiera się Zarząd PZPS?

piątek, 5 listopada 2010

José Maria Bakero – gonitwa myśli

Dziwny ten Lech. Mają trenera, co wygrał Ekstraklasę – ale nazwali to badziewie; to tak jak by na plecak mówić biustonosz – wprowadził klub do Euroligi, tam jest na drugim miejscu z szansami na fazę pucharową, a oni go zwalniają. I mnie proponują tę posadę! A ja o takich sukcesach jak Cielinki* to mogę tylko pomarzyć. Ale zastanawiać się nie ma co. Kasę dają to trzeba brać. Po co swoje u cudzych mam wydawać? Tylko ta Euroliga trochę denerwuje. Ale jest szansa, że po meczu z Manchesterem sytuacja się wyjaśni.
Trochę to nieładnie cieszyć się z czyjegoś niefartu, ale nikomu przecież o tym nie powiem, że niedziela była dla mnie fartowna. Wygrali w lidze Lech–Wisła 4:1 i były rozróby na stadionie. Atmosferka się więc zagęszcza. Ciekawe, bo okazało się, że policja nie zgodziła się na rozegranie meczu – obiekt nie był dostatecznie zabezpieczony. Ale prezydent Poznania olał policję i zgodę wydał. Powiedział, że musiał tak zrobić, bo jak by odwołał imprezę, to kibole by miasto zdewastowali! Czyli przyznał, że to nie on tu rządzi tylko kibole Lecha. Oni podobno też się wkur……., że wyrzucono Cielinki, a do mnie mają duże zastrzeżenia. To nie jest dobrze. Czy ja przypadkiem nie wdepnąłem w jakieś potężne g….. Na samym już początku podpadłem najwyższej władzy w Poznaniu! Może poprosić Pogozeczika** o ochronę. Teraz u nich rozdają to za darmo!
*
Jak to dobrze, że ten Arboleda*** zna hiszpański. Powiedział mi że media wałkują odejście Cielinki i wiedzą już o mnie! Trudno się dziwić. Kibole wiedzieli wcześniej to i do prasy się doniosło. Ale to dla mnie akurat dobrze – im więcej szumu, plotek, nerwowości przed meczem z Manchesterem tym lepiej. Chłopakom trudno się będzie skoncentrować. Tylko ten Mancini mnie zdenerwował, drugi skład, dupek, wystawia. Ale i tak ci, których wystawił są lepsi od tej mojej zbieraniny. I jest na szczęście Adebayor. Może nie będzie źle. Skład muszę wystawić najlepszy, bo wydałoby się to podejrzane, ale potem zacznę odpowiednio zmieniać i jakoś to się ułoży.
*
No nie, no nie, tego to się nie spodziewałem! Te Angole, kaleki, do bramki nie mogli trafić – tyle sytuacji zmarnowali! A temu siadła od razu. I to już w drugim meczu z rzędu. Injać strzelił dla Lecha na 1:0, poprzednio trafił z Wisłą Całe szczęście, że nie zapomniałem się cieszyć! W przerwie im powiem, żeby długo rozgrywali, będzie strata, pójdzie kontra… Jose, Mari, opanuj się – nawet w myślach nie można przesadzać. Głupie wyrzuty sumienia! Przecież w lidze chcę dla nich, jak najlepiej, dlatego tu powinni odpaść. Na dwa fronty to nawet mowy nie ma, żeby coś ugrali. Nie takie kozaki d…. już dawali! A poza tym, jak polegnę w pucharach to nikt nie będzie miał do mnie pretensji, a jak przegram ligę to narobię sobie bigosu.
No dobra, Angole wyrównali. Adebayor w II poł. Zaraz muszę ściągnąć tego Injać, bo znowu mu jakiś wariat wpadnie, a poza tym za dwa dni liga, Ruch gra w Chorzowie z Ruchem niech trochę sobie odpocznie. Tak samo żółw – tego też muszę oszczędzić – już ledwo człapie. Wprowadzę za niego Mozds, Mozdr, Mordez… dobrze, że nie mam sztucznej szczęki, bo bym ją zgubił na samą myśl o tym nazwisku. Ale to młodziak, krzywdy Angolom nie zrobi. w 62 min za Stilicia wszedł Możdżeń Teraz czas na Peszko. Gania jak opętany i może sprowadzić nieszczęście. Wilk nie powinien być groźny, bo jakiś niemrawy ostatnio. Ok. Trzy zmiany i limit wyczerpany!
Ciągle 1:1. Chyba tak się skończy. Nie jest w sumie najgorzej. O k…. teraz tej piłce odbiło i to trzy razy. 2:1 prowadzimy! Pilnuj się José, rób coś, Mari, z radości. Ale jak, gdy człowieka rozpacz ogarnia. Zacznę chyba skakać jak durnowaty pingwin. Nawet nieźle mi poszło! w 86 min główkował Boyata z Manchesteru, piłka odbiła się od głowy Arboledy, potem od słupka i wpadła do bramki, tak ustalony został wynik końcowy 3:1.


Zaraz potem moja telepatyczna zdolność podsłuchiwania myśli trenera Bakero została gwałtownie przerwana. Powodem mógł być zarówno fakt strzelenia przez Lecha trzeciej bramki, jak i to, że zdobył ją właśnie Możdżeń. Niewykluczone także, iż te zdarzenia spowodowały jakieś istotne zmiany mentalne u pana Bakero, stąd utracona łączność. Będę się starał przestroić moją telepatyczność i spróbować ponownie.

* Bakero chodzi prawdopodobnie o jego poprzednika, trenera Jacka Zielińskiego.
** Tak się wymawia po hiszpańsku nazwisko dyr. sportowego Lecha Pogorzelczyka, Marka zresztą.
*** Kolumbijski obrońca Lecha.

czwartek, 4 listopada 2010

Gadu, gadu, bez ładu i składu!

Polsat Sport. Siatkówka mężczyzn. PlusLiga. Skra Bełchatów–Zaksa Kędzierzyn Koźle (komentarz Przemysław Iwańczyk i Wojciech Drzyzga) i Jastrzębski Węgiel–Aseseco Resovia Rzeszów (Tomasz Swędrowski i Damian Dacewicz).
W 4 secie meczu w Jastrzębiu, przy stanie 5:10 zagrywkę miała Zaksa. W tym momencie Damianowi Dacewiczowi zebrało się na refleksję. Opiszę zdarzenie (w tle – na czerwono – stenogram tekstu D.D.)
Gracz Zaksy przygotowuje się do zagrywki, Jeżeli teraz po zmianach (początek zagrywki) uda im się przejść do przodu (przyjęcie Ruska z Jastrzębia) no to wszystko wyjdzie na plus (wystawia Baranowicz) Jastrzębianom i (następuje zbicie i obrona Zaksy) oczywiście (wystawa oburącz) trenerowi Prilożnemu. (atak gracza Zaksy) Jeżeli nie (obrona Jastrzębia) to będą szukali szans dopiero (piłka bez ataku przelatuje na stronę Zaksy) w taj breku (przyjęcie Zaksy) na wygranie tego całego (wystawa) pojedynku. (zbicie i punkt dla Zaksy). W tym momencie nie wytrzymał partner Dacewicza i przytomnie poinformował: jeszcze jedna szansa Resovii wykorzystana teraz przez Aleha Achrema.
Coś takiego to istna męka dla oglądającego – człowieka może autentycznie szlag trafić!
Jak może inteligentnemu człowiekowi w ogóle przyjść do głowy taki tekst w takiej chwili?! Czy sprawozdawca nie zdaje sobie sprawy, że takie uwagi są całkowicie nieadekwatne do kontekstu i nawet gdyby były najbardziej rozumne i trafne, to ogłaszane tu i teraz stają się podobne do upierdliwie brzęczących insektów, że są całkowicie nieprzyswajalne dla odbiorcy, że jednocześnie odsłaniają czarno na białym brak pomysłu na relację, serwując amatorszczyznę zamiast profesji. I jeszcze jedno – sprawozdawca telewizyjny jest zatrudniony po to, by wspomóc telewidza fachową oceną relacjonowanych wydarzeń – takimi uwagami zaś przeszkadza mu w oglądaniu i przeżywaniu sportowego wydarzenia, kalecząc przy tym dotkliwie jego dramaturgię.
Skoro się z kimś często obcuje (choćby medialnie) to zawsze lepiej, jeśli da się on lubić. Przecież ma to samo hobby, też pasjonuje się piłką nożną, siatkówką, tenisem, narciarstwem itd. Oglądanie, przeżywanie więc wspólnych pasji i zainteresowań daje telewidzowi nieporównywalnie większą satysfakcję, niż uczucie dyskomfortu wskutek odrealnionego, bujającego w obłokach, zakochanego we własnej retoryce komentatora. Dlatego przebywając z Wami, Panowie – odczuwamy zdecydowanie częściej uciążliwość niż luksus, czy bodaj zwykłe zadowolenie.
Kto przeczytał powyższe i pomyślał, że przesadzam, żem nawiedzony, że wyciągnąłem jeden incydent i uogólniam – służę statystyką.
W meczu Skra–Resovia podobnych zdarzeń (piłka w górze a komentatorzy o d… Maryni) zanotowałem:
I set (26:24) – 24.
II set (17:25) – 21.
III set (25:20) – 27.
IV set (do przerwy technicznej) –17.
Razem: 89. A doliczając do tego końcówkę seta IV i tie break wyjdzie ponad 100!
Tyle razy serce, istotę, sedno siatkówki okaleczono bliźniaczo podobnie, jak w opisanym wyżej „wybryku" Dacewicza! Złożyło się na to pustosłowie (zwłaszcza Przemysława Iwańczyka) i przydługie wywody Wojciecha Drzyzgi, grzeszącego coraz bardziej nieznośnym powtarzaniem w „jednym wejściu” tych samych ocen tylko innymi słowami – czyli mnożeniem zbędnych synonimów. Chociaż przyznać trzeba, że są to najczęściej uwagi dość trafne. Jednak powinny się one kończyć, z zasady, przed kolejną zagrywką.
Z relacji Tomasza Swędrowskiego (i jego kolegi) statystyki nie prowadziłem. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że widowisko, które oni relacjonowali, było zdecydowanie mniej poranione. T.S. czuwał! Wypada skierować apel do Przemysława Iwańczyka: niech pan nie wdaje się w rozmówki z partnerem, aby zawsze zdążyć podać nazwisko zagrywającego. A koledze, jak się rozgada, przerywać. Wtedy ma Pan szanse zbliżyć się do poziomu Tomasza Swędrowskiego, czego Panu i wszystkim telewidzom szczerze życzę!
Zjawisko, które tu opisałem nie jest odosobnione. Schorzenie to dotyczy 80–90% sportowych relacji telewizyjnych, niestety! Przygnębienie potęguje fakt, że ratunku znikąd. Wynaturzenie a la Dacewicz trwa sobie zatem w najlepsze!

poniedziałek, 1 listopada 2010

Zrzutka na pensję prezesa!

Polsat Sport. Café Futbol. Magazyn Mateusza Borka.
Lekko zbulwersował Jurij Szatałow. Otóż ten trener Polonii Bytom do piątku przygotowywał drużynę na mecz z Cracovią w Krakowie. Ważny, bo oba zespoły dołują w tabeli. A nazajutrz – w sobotę – trener Jurij siedział na trybunie kibicując Krakusom, którym się sprzedał. Prezes Filipiak bowiem kupił sobie tego trenera od Polonii za 150.000 zł („posiadłem tę sumę” z programu). Etycznie to się tawariszcz Jurij nie zachował. Ale zostawmy moralność, obyczaje i takie tam. Forsa to forsa.
Ciekawszy jest kontekst prawny. Obecny w studio trener Andrzej Strejlau z Wydziału Szkolenia PZPN oznajmił, iż to on przed laty wprowadził przepis, że trener w danej rundzie (a do końca obecnej pozostało jeszcze 5 meczy) nie może prowadzić dwóch zespołów z tej samej klasy rozgrywek . Niestety z jego wypowiedzi nie wynikało czy ta regulacja jeszcze aktualnie obowiązuje, a jeśli tak – to jakie sankcje grożą za jej naruszenie. Bo np. straszak w postaci zawieszenia trenerowi licencji a drużynie odebranie punktów, mogłyby dość skutecznie takie praktyki wyeliminować. Szkoda, że Mateusz Borek tematu nie „domknął”.
Innym (weselszym) wątkiem było tzw. „spożycie” na piłkarskich zgrupowaniach reprezentacji. Czterech zawodników przyłapano oficjalnie. Tu jednak Poliszynel zamrugał tajemniczo: było ich w sumie kilkunastu. Zgodnie z bardzo nieprzemyślaną zapowiedzią (u mnie na kadrze się nie pije) trener Smuda zawiesił tylko ujawnionych medialnie, czyli czterech. Ale jak słychać wkrótce dwóch zamierza odwiesić. Czyli się łamie. Już zauważył bowiem, że pili wszyscy, których powołał. I co ma teraz zrobić? Beznadziejna sytuacja. Tym bardziej, że nawet ktoś powołany jako niepijący – ze świeżutkim certyfikatem z kurii i od żony – niczego nie gwarantuje. Bo taki delikwent albo z radości po nominacji, albo z obawy posądzenia (kto nie pije ten kapuje) – da sobie w palnik, załapie smak i już tak mu zostanie.
Może warto tu przypomnieć selekcjonera sprzed lat Janusza Wójcika, który mawiał, że woli (pardon) pijanego Kowalczyka od trzeźwego X. I słusznie – za dwa góra trzy dni pan Wojciech wytrzeźwiał, a tamten w tym czasie grać się nie nauczył! To powinien być drogowskaz dla „popularnego Franza”.
Tak czy inaczej jeśli trener zakazu cofnąć nie chce, to powinien chociaż sankcje urealnić i nietrzeźwych karać jedynie finansowo. Za „taniec z procentami” bulisz 5000 zł – ewentualna recydywa kosztuje dodatkowo 2500 zł – za zakąskę. Zaś zebrane w ten sposób fundusze PZPN mógłby przeznaczyć na pensję prezesa Laty (50.000 zł miesięcznie). Byłoby zapewne skuteczniej a na pewno praktycznie!
Skwitowania wątku alkoholowego zabrakło, gdyż dyskutujący w studio (byli tam jeszcze Wojciech Kowalczyk i Roman Kołtoń) do żadnych wniosków nie doszli. Można więc było, pokazany w środku programu materiał – dać na końcu wątku jako puentę. Wyemitowany tam bowiem z dokrętki Zbigniew Boniek oświadczył, że ktoś alkohol produkuje po to, by ktoś inny go kupował. I nie ma co psuć rynku – trzeba pić. Byle z umiarem.
I o to chodzi, o to chodzi!

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy