środa, 10 października 2012

Maciej Murawski – myśli bezcenne!

Dzięki temu, że Maciej Murawski wystąpił w Canal+iSport mieliśmy możność wysłuchać wielu jego przemyśleń na temat piłki nożnej. Kiedyś, jako piłkarz, pracował dwoma nogami i zewnętrzną częścią głowy. Teraz ma trudniej – może tylko głową i to od wewnątrz. Musiał się więc przestawić – udało się doskonale. Tak jak niegdyś był graczem ambitnym, nieustępliwym, odpowiedzialnym, który często przerywał akcje przeciwnika, odbierał mu piłkę – tak i teraz wykłada z namaszczeniem, poważnie, głos zabiera i odbiera by kontynuować, poraża telewidza rozbudowaną, rzetelną erudycją, zmusza do aktywności i reakcji – niekiedy podejrzewam gwałtownych, zwłaszcza w epitetach. Niepotrzebnie tylko stacja jako tło dla rozważań pana Macieja emitowała mecz Ekstraklasy Jagiellonia–Lechia. Lepiej byłoby pokazywać wyłącznie prelegenta, wart jest każdej celebry.
Słuchaczem i partnerem M.M. w czasie tego wieczoru był Krzysztof Marciniak. Rolami podzielili się tak – jak jeden kończył mówić, to drugi zaczynał a czasem nawet mówili obaj. Wszystko to ściśle wg wewnętrznej instrukcji wydanej ostatnio przez dyrektora sportowego stacji Tomasza Smokowskiego. Podobno powiedział dosłownie: Możecie mówić nawet obaj jednocześnie bo lepsze to, niż cisza na antenie. I podwładni się stosują!
Marciniak to przeciwieństwo kolegi, bo on dopiero teorię futbol praktykuje. Nie można powiedzieć, że nie ma on zielonego pojęcia o piłce nożnej. Oczywiście pojęcie ma – tyle, że zielone właśnie. Jest na etapie wiedzy pozyskanej z podręcznika z cyklu: Teoria futbolu. Technika i taktyka dla początkujących. Marciniak każdy mecz traktuje jako wprawkę: tzn. okazję to głośnego powtarzania materiału tam zawartego. Często także swemu starszemu mentorowi zadawał pytania, prosił o ocenę własnych przemyśleń, a nawet próbował uzupełniać jego uwagi. Czyli uczy się i zarabia jednocześnie. Godne pochwały! Jeszcze jedna różnica. Jak wspomniałem Murawski mówi monotonnie, namolnie i choć merytorycznie, to jednak męczliwie, nużąco. Krzysztof jest młody więc radosny, beztroski trzpiotowaty wręcz. W relacji baraszkuje jak tygodniowy źrebaczek puszczony na słoneczną łączkę: chwilkę pogalopuje, przystanie, uszkami postrzyże, grzywką potrząśnie, baranka bryknie, pier..ie radośnie i w cwał się puści. Cóż młodość, często chmurna i durna, ale jednak zwykle piękna!
Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla Lechii, a bramki zdobyli Machaj i Traore. Mój znajomy powiedział, że gdyby komentatorzy podali tylko te dwie informacje, a poza tym inteligentnie milczeli, dopiero wtedy jakość przekazu byłaby zadowalająca. Nie należy się jednak tym przejmować, bo to cynik i złośliwiec.
*
W TVP można często zobaczyć i usłyszeć Rafała Patyrę. Zapowiada, albo prowadzi sportowe studio. Lecz w jego przypadku nieważne co mówi, istotniejsze jak mówi. Chociaż właściwie on nie mówi, on wręcz uwodzi! Gdy jeszcze żył ten znakomity aktor często słyszało się określenie  „spojrzeć Holoubkiem". W skrócie oznaczało to patrzeć w głąb siebie, penetrować wzrokiem własne wnętrze. Rzadko kto umiał to naśladować – najlepszy był w tym bodaj Maciej Stuhr. Wracajmy do Patyry – on poraża tele-publikę spojrzeniem, która nazwać można odwrotny Holoubek. Patrzy intensywnie na zewnątrz,  wwierca się w oglądającego i tym wzrokiem w nim  pozostaje! Gdy dodamy do tego zniewalający uśmiech, który mu nieustannie towarzyszy – staje się jasne: to nasz, polski Rafał Bond. Ale ten filmowy zdobywał wyłącznie panie! Natomiast nasz, telewizyjny wydaje się być bardziej wszechstronny, bo nie sposób odgadnąć, którą płeć on uwodzi, kokietuje, pragnie olśnić! Nietrudno przecież  sobie wyobrazić telewidza zwracającego się do ekranu ze słowami. Przykro mi chłopaku, ale już muszę lecieć, Kamil na mnie czeka, a on taki zazdrosny. Pa, Rafałku. Równie podobnie można  sobie wyobrazić reakcje pań. Tak, tak to uwodzenie może być biseksualne, albo nawet multiseksualne. Niepotrzebne skreślić! A Rafała Patyrę przeciwnie: jak najczęściej eksponować! Wart tego – i jako Bond i jako Chłopaczysko!

PS. Maciej Murawski ujawnił ponadto, że niedawno, mając chwilę czasu i odosobnienia, oddał się… przemyśleniom. Zaowocowało to wnioskiem – tak, tak, żadna przesada! – epokowym. Otóż najlepsze ligi europejskie przewyższają ligę polską jedynie w dwóch aspektach: mają lepszych obrońców – to przede wszystkim, no i… ogólnie szybkością. Z tego wynika, że nie jest z naszą Ekstraklasą SA tak źle! Takich napastników jak Aguero, Rooney, Ibrachimović, Tévez czy Ribéry albo Sanchez mamy, okazuje się, pod dostatkiem, nie brakuje też pomocników typu Yaya Touré, Hazard, Mata, Gerrard czy choćby Pastore – manko odczuwa nasza liga tak naprawdę tylko „w zakresie” defensorów. Myślę, iż jest to konstatacja godna publikacji książkowej. Byłoby bezcenne, gdyby Murawski przedstawił w niej jak doszedł do takich rewelacji. Wstęp do bestselleru mógłby napisać np. praktyk teoretyczny Andrzej Strejlał, a posłowie – choćby jego medialny uczeń, teoretyk praktyczny Mateusz Borek. Edycję recenzowaliby z pewnością pisarz Roman Kołtoń i, niewykluczone, jego przyjaciel, także znany pisarz, Stefan Grzegorczyk. Mogłoby to dać początek ogólnonarodowej debacie z niewatpliwą korzyścią dla polskiej piłki nożnej.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy