wtorek, 16 października 2012

Barek z kiepską obsługą


W Polsacie kolejna edycja hiszpańskiego programu czyli Cafe (tu byk – powinno być Café) Futbol. Choć pora stosowna to o zbliżających się wyborach prezesa PZPN rozmowy nie było. Wydaje się to tym bardziej dziwne, że w studio zasiadał jeden z najpoważniejszych kandydatów czyli Zbigniew Boniek. Ale to właśnie on podobno wyraźnie zaznaczył – o wyborach ani słowa! Wydawało mi się to dosyć dziwne – ma taką doskonałą okazję  do autopromocji i z niej nie korzysta.
Skoro o tym nie nada to półtorej godziny ustalano skład reprezentacji Polski na mecz z Anglią. Rozważania dla kibiców i sympatyków ciekawe, ale jak na poważny program publicystyczny troszkę za mało.
Pod koniec Roman Kołtoń nie wytrzymał i temat wyborów jednak poruszył: zaproponował, żeby zaprosić kandydatów (jest ich 5.) do studia na debatę, programową przede wszystkim. A Mateusz Borek zapytał wprost: Za tydzień o 1100 – przyjdziesz? Boniek odpowiedział: nie!  Wyboru nie dokonują przecież kibice. To – w większości – delegaci związków okręgowych (zwani „Baronami”) i przedstawiciele klubów (w sumie 118-osobowe gremium) i ich trzeba przekonać do siebie – tak mniej więcej odmowę uzasadnił. Dorzucił jeszcze jakieś mętne i nieprzekonywające argumenty. Roman Kołtoń był wyraźnie zdziwiony, takiego stanowiska nie rozumiał, usiłował jeszcze podpytać kandydata, ale zabrakło już czasu i z tym zdziwieniem dziennikarz pozostał.
Zdziwienie, rzecz ludzka, ale na krótko – na dłuższą metę od myślenia nie zwalnia. Może warto odkryć powody niechęci Z.B do debaty. Mnie nasunął się tu taki argument: kandydaci musieliby przedstawić swoje programy, a Boniek (jak i pewnie Kosecki) wyraźnie chcą tego uniknąć. Bo obaj niewątpliwie pragną w przyszłości ograniczyć znaczenie, wpływy a przede wszystkim siłę wyborczą wspomnianych baronów. A zapowiedzieć tego nie mogą, bo tamci mają większość (60) głosów – gdyby uzgodnili kandydata, ten bez trudu byłby wybrany. Teraz są podzieleni, ale zagrożenie może ich na powrót skonsolidować, a to grozi utrzymaniem status quo.
Obaj wymieni tu kandydaci będą też chcieli drastycznie ograniczyć liczbę członków zarządu (jest ich 17.), bo tak liczne gremium nie jest w stanie sprawnie kierować Związkiem na co dzień.
Pozostaje też kwestia kontraktu (jeszcze 8. letniego) z firmą Sportfive wielce niekorzystnego dla PZPN. Być może Boniek widzi tu możliwość jakiejś renegocjacji tego paktu. I znowu: nie wiadomo, którzy członkowie Zarządu ewentualnie maczali palce w tej skandalicznej umowie. Reasumując: lepiej publicznie tego grona nie drażnić.
Być może tkwiący w branży Roman Kołtoń ma jakieś inne przemyślenia. Trudno jednak wykluczyć, że właśnie brak debaty – przyszłym reformatorom raczej może pomóc, niż zaszkodzić.
*
W poprzednim programie z tego cyklu gościem był Maciej Wandzel – od marca 2012 nowy prezes rady nadzorczej Ekstraklasy SA. To spółka akcyjna, a (cytuję): jej głównym zadaniem jest prowadzenie krajowych rozgrywek pierwszoligowych i zarządzanie nimi. Dodać należy również, że nowym prezesem został renomowany menedżer Bogusław Biszof. Poprzednie władze trochę zaniedbały (nie udało się „wyrwać” z PZPN i przejąć kontroli nad organizacja sędziowską, tzw. Kolegium Sędziów) i trochę nabałaganiły (spółka popadła w długi. Była okazja by dowiedzieć się czego nowe władze już dokonały i jakie są jej zamierzenia. No, niestety, prowadzący Mateusz Borek, jak zwykle, żadnej koncepcji ani pomysłu na program nie miał – momentami nie panował nad nim zupełnie. Zarówno on, jak i tzw. stali eksperci Wojciech Kowalczyk i Roman Kołtoń mówili, co chcieli. Zasypywano gościa gradem pytań, chaotycznie podsuwano rozmaite wątki, pojawiały się różne dywagacje i przypuszczenia. Trochę to trwało. Zdziwiony i zdumiony tym niekontrolowanym natłokiem tematów Maciej Wandzel prosił nawet w pewnej chwili, by dano mu możliwość udzielenia odpowiedzi.
Co ciekawe: gość miał kartkę ze spisem 11 najpilniejszych zadań dla władz Ekstraklasy. Aż narzucało się, by po kolei każdą z tych spraw omówić. Byłoby logicznie, jasno, prosto i przejrzyście. Borek na to nie wpadł. Natomiast gdy z 90. minutowego programu zostało minut 17, powiedział do Wandzela mniej więcej tak: no, to teraz proszę wymienić te sprawy, co masz zapisane na kartce, tylko szybko, bo czasu mało. I to co było najważniejsze odbębniono w niepoważnej atmosferze pośpiechu, śmichów-chichówi z towarzyszeniem niemądrych, bo nie na miejscu, uśmieszków prowadzącego. 
Romań Kołtoń, powiedział skromnie – jak to on – że Cafe (fe!) Futbol to ważny program publicystyczny. Pobożne życzenia! Na razie ma on tylko taką szansę, póki co, niewykorzystywaną, bo Mateusz Borek wciąż pudłuje skutecznie!

PS. Roman Kołtoń ujawnił, że spotkał się z Bońkiem. Piłem z nim kawę w Sheratonie – oświadczył skromnie.
Megaloman, fanfaron, chwalipięta, może snob? Co tu wybrać nie wiadomo. Wszystko po trochu pasuje.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy