czwartek, 18 października 2012

Dachowanie PZPN

Polsat Sport również relacjonuje mecze reprezentacji. To dobrze – nareszcie nie musiałem oglądać meczu Polska–Anglia w TVP. Bo tam, jak zwykle w takich razach, PRL w formie klasycznej, czyli tow.tow. Dariusz Szpakowski i Włodzimierz (Iljicz) Szaranowicz, który prowadził studio. On zawsze się eksponuje w ważniejszych imprezach. Teraz przypsnął się do okrętu z nazwą Anglia. I we wtorek dosłownie spłynął!
W Polsacie  mecz komentował Mateusz Borek, właściwy człowiek na stosownym dla niego miejscu. To zdecydowanie ścisła czołówka w tej specjalności. Niestety, nie był sam. Waldemar Prusik, który mu towarzyszył, poza oklepanymi frazesami i pouczaniem w rodzaj powinniśmy, trzeba, nie wolno itp., itd. – nic nie wnosił. W dodatku nie mówi on normalnie tylko słowami strzela, coś w podobie Kazimierza Węgrzyna z Canal+Sport. Sądzę, że W.P. byłby lepszy jako komentator studyjny – tutaj tylko przeszkadzał, skutecznie obniżając poziom relacji.
Po meczu w studio oceniali mecz eksperci. Oczywiście, to już norma, pierwszy do recenzji wyrwał się prowadzący Bożydar Iwanow. A obecni byli obok kompetentnego „w temacie"  Romana Kołtonia – także dawni reprezentanci kraju Kowalczyk i Dziekanowski. Ich więc, jako ekspertów-praktyków a także gości, należało zapytać w pierwszej kolejności.  A potem, ewentualnie, dodać swój osąd i podsumować. Będzie jasno, przejrzyście, z koncepcją. I dużo grzeczniej, niż pozerskie wyrywanie się przed szereg. 
W swoich opiniach Roman Kołtoń i Wojciech Kowalczyk zgodzili się, że nasz najlepszy napastnik Lewandowski zawiódł – przeciwnego zdania był Dariusz Dziekanowski. I chyba nie miał racji. Snajper zagrał słabiej, zwłaszcza w 2. połowie – raziło szczególnie kilka bardzo niecelnych podań. Ze swej strony zauważyłem także, ale to tylko moje odczucie, że chcąc sprostać powszechnym oczekiwaniom, nie dokonuje on właściwych, optymalnych wyborów, pragnie być na siłę „mężem opatrznościowym” zespołu, grając zbyt indywidualnie.
Ogólnie, jak policzyłem, przez dwa dni w Polsacie Sport o meczu mówiło w studio ok. dziesięciu ludzi przez, co najmniej, 6 godzin. Czyli komentarze i wywiady trwały 360 minut, a grano tylko 95 min. Pozornie – paranoja. Ale tylko pozornie Bo trzeba jeszcze odjąć, lekko licząc, godzinę na reklamy. I o to chodzi, o to chodzi! Ale – nie szkodzi. Możliwość uniknięcia kontaktu z towarzyszami Szpakowskim i Szaranowiczem warta jest każdej ceny.
*
Trwa poszukiwanie winnych przełożenia meczu z Anglią. Dziwne. Gospodarzem był PZPN. Znając prognozy – zapowiadano deszcz – trzeba było wcześniej rozłożyć (bo to specjalnie wykonana tkanina) dach. A przed meczem, gdyby nie padało, zwinąć (trwa to niespełna 20 minut). To powinien zarządzić np. Grzegorz Lato, lub inny upoważniony do tego członek. O tym, że dach nie da się zamknąć, gdy pada* w Związku wiedziano, bo mówiła o tym jego rzecznik. Decyzja, o której piszę, nie kłóciłaby się z jakimikolwiek ustaleniami obu ekip, sędziego oraz przedstawiciela UEFA.
Na szczęście ten zestaw tzw. działaczy, miejmy nadzieję, już wkrótce odejdzie. A kysz!

* Architekt, który projektował stadion stwierdził w TVN24, że dach można rozsuwać także w czasie opadów deszczu, natomiast instrukcja, którą osobiście czytałem (jej reprodukcja w Onecie) tego zabrania. Zaleca ona otwieranie kryszy na 30 minut przed spodziewanym deszczem! Niezłe! Warto by się dowiedzieć, kto pisał tę instrukcję i czy nie był nazbyt gorliwy.
Bo gdy zaczyna padać, to wtedy właśnie aby chronić boisko rozkłada się dach, po to on w końcu jest! Niemożność dokonania takiej oczywistej czynności byłoby skandalicznym zaniedbaniem projektanta! Jak to więc naprawdę jest z tym dachem? Ściemnia architekt, czy autor instrukcji?

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy