Polsat Sport również relacjonuje mecze
reprezentacji. To dobrze – nareszcie nie musiałem oglądać meczu Polska–Anglia
w TVP. Bo tam, jak zwykle w takich razach, PRL w
formie klasycznej, czyli tow.tow. Dariusz Szpakowski i Włodzimierz (Iljicz) Szaranowicz,
który prowadził studio. On zawsze się eksponuje w ważniejszych imprezach. Teraz
przypsnął się do okrętu z nazwą Anglia. I we
wtorek dosłownie spłynął!
W
Polsacie mecz komentował Mateusz Borek, właściwy
człowiek na stosownym dla niego miejscu. To zdecydowanie ścisła czołówka w tej
specjalności. Niestety, nie był sam. Waldemar Prusik,
który mu towarzyszył, poza oklepanymi frazesami i pouczaniem w rodzaj powinniśmy, trzeba,
nie wolno itp., itd. – nic nie wnosił. W dodatku nie mówi on normalnie
tylko słowami strzela, coś
w podobie Kazimierza Węgrzyna z Canal+Sport. Sądzę, że W.P.
byłby lepszy jako komentator studyjny – tutaj tylko przeszkadzał, skutecznie
obniżając poziom relacji.
Po
meczu w studio oceniali mecz eksperci. Oczywiście, to już norma, pierwszy
do recenzji wyrwał się prowadzący Bożydar Iwanow.
A obecni byli obok kompetentnego „w temacie"
Romana
Kołtonia – także dawni reprezentanci kraju Kowalczyk
i Dziekanowski. Ich więc, jako ekspertów-praktyków a także gości,
należało zapytać w pierwszej kolejności. A
potem, ewentualnie, dodać swój osąd i podsumować. Będzie jasno, przejrzyście, z
koncepcją. I dużo grzeczniej, niż pozerskie wyrywanie się przed szereg.
W
swoich opiniach Roman Kołtoń i Wojciech Kowalczyk zgodzili się, że nasz najlepszy napastnik Lewandowski zawiódł – przeciwnego zdania był Dariusz Dziekanowski. I chyba nie miał racji.
Snajper zagrał słabiej, zwłaszcza w 2. połowie – raziło szczególnie
kilka bardzo niecelnych podań. Ze swej strony
zauważyłem także, ale to tylko moje odczucie, że chcąc sprostać powszechnym
oczekiwaniom, nie dokonuje on właściwych, optymalnych wyborów, pragnie być na
siłę „mężem opatrznościowym” zespołu, grając zbyt indywidualnie.
Ogólnie, jak policzyłem, przez dwa dni w Polsacie Sport o meczu mówiło w studio ok. dziesięciu
ludzi przez, co najmniej, 6 godzin. Czyli komentarze i wywiady trwały 360 minut, a grano tylko 95
min. Pozornie – paranoja. Ale tylko pozornie Bo trzeba jeszcze odjąć,
lekko licząc, godzinę na reklamy. I o to
chodzi, o to chodzi! Ale – nie
szkodzi. Możliwość uniknięcia kontaktu z towarzyszami Szpakowskim
i Szaranowiczem warta jest każdej ceny.
*
Trwa poszukiwanie winnych przełożenia meczu z
Anglią. Dziwne. Gospodarzem był PZPN. Znając
prognozy – zapowiadano deszcz – trzeba było wcześniej rozłożyć (bo to specjalnie
wykonana tkanina) dach. A przed meczem, gdyby nie padało, zwinąć (trwa to
niespełna 20 minut). To powinien zarządzić np. Grzegorz
Lato, lub inny upoważniony do tego członek. O tym, że dach nie da się
zamknąć, gdy pada* w Związku wiedziano, bo
mówiła o tym jego rzecznik. Decyzja, o której piszę, nie kłóciłaby się z
jakimikolwiek ustaleniami obu ekip, sędziego oraz przedstawiciela UEFA.
Na szczęście ten zestaw tzw. działaczy, miejmy
nadzieję, już wkrótce odejdzie. A kysz!
* Architekt, który projektował stadion stwierdził
w TVN24, że dach można rozsuwać także w czasie opadów deszczu, natomiast
instrukcja, którą osobiście czytałem (jej reprodukcja w Onecie) tego zabrania. Zaleca ona
otwieranie kryszy na 30 minut przed
spodziewanym deszczem! Niezłe! Warto by się dowiedzieć, kto pisał tę instrukcję
i czy nie był nazbyt gorliwy.
Bo gdy zaczyna padać, to wtedy właśnie aby chronić boisko rozkłada się dach, po to on w końcu jest!
Niemożność dokonania takiej oczywistej czynności byłoby skandalicznym
zaniedbaniem projektanta! Jak to więc naprawdę jest z tym dachem? Ściemnia
architekt, czy autor instrukcji?