wtorek, 7 czerwca 2011

Świstak – zwierzę tenisowe

Eurosport. Roland Garros. Finał pań Na Li–Schiavone (2:0) i Nadal–Federer (3:1). Komentowali: Witold Domański i Karol Stopa.
Co do pań: od początku dominowała Chinka. Była lepsza technicznie, stała bliżej linii końcowej, więc grała szybciej. Włoszka, jak zwykle bardzo ambitna, choć się starała – nie nadążała, Komentatorzy mieli jej to za złe bo finał skończy się za szybko. Nie po to ludzie płacili za bilety, żeby mieli wyjść z kortu po godzinie stwierdził w ustnym oświadczeniu do polskich telewidzów, rzecznik paryskiej publiczności, Witold Domański. W drugim secie Na Li  dopadł lekki kryzys. Po pół godzinie gry bezbłędnej – zagrała w siatkę. Stopa był czujny – czyżby kłopoty z backhandem? – zapytał nikogo. Chinka była teraz mniej dokładna, więcej zagrań psuła. I dlatego choć gra się wyrównała, to jej poziom się obniżył. Natomiast komentatorzy stwierdzili, że się podniósł. Dlaczego? Skoro jedna grała na dotychczasowym, równym poziomie a druga gorzej, to skąd ta poprawa jakości meczu. Tego już nie powiedzieli. Ale do końca mówili sporo. O 50% za dużo. Tyle też było nadmiaru komentatorów. Choć, przyznam, oglądać nie przeszkadzali.
Co do finału panów. Najpierw króciutki wtręt osobisty. Grywałem niegdyś w tenisa stołowego. I miałem swojego pingpongowego kaprala. Gra z nim była męką. Przed każdym prawie uderzeniem wymachiwał rakietką w sposób tak nietypowy, że nigdy nie wiedziałem – on sam pewnie też – jaką rotację, podcięcie, kierunek będzie miała piłeczka, którą właśnie odbijał. Tych jego łamańców nie cierpiałem do tego stopnia, że już po paru minutach wyprowadzały mnie one całkowicie z równowagi, psułem na potęgę i prawie zawsze przegrywałem. To się nie zmieniło nigdy. Pilnowałem się tylko, żeby niechęć sportowa nie przeniosła się na nasze, bardzo poprawne, relacje koleżeńskie.
Obawiam się, że podobna przypadłość, z zachowaniem wszelkich proporcji naturalnie, jest udziałem Federera gdy gra z Nadalem. Hiszpana kręcioły i wywijasy, oburęczne wygibasy, forhendowe świstaki generują rotację piłki – co do intensywności i ilości obrotów – dotąd w tenisie niespotykaną. Tak spreparowana staje się ona żółtym nadlatującym pociskiem, trudnym do odgadnięcia zarówno co do wysokości, jak i kierunku odbicia, w dodatku celnym, więc rażącym nadzwyczaj skutecznie. Wydaje się, że tak grać może tylko ktoś dotknięty jakimś remaumatycznym zwyrodnieniem kończyn górnych. Przypuszczam, że Federer takiej anomalii może organicznie nienawidzić i nie akceptować do tego stopnia, że  ambicja, sportowa złość, chęć wygranej, nie są tu wystarczającą przeciwwagą – z naturą się nie wygra. Stąd ów paraliżujący stres, który objawia się sportową depresją, więc przygnębieniem i rezygnacją – w konsekwencji przegraną. Widać to było także w tegorocznym finale.
Obaj relacjonujący podobnych rozważań nie prowadzili; także w gazetowej opinii Wojciecha Fibaka takiego powodu się nie doczytałem. Ale przy swoim pozostanę – ostatecznie ignoranci tenisowi także mogą mieć swoje teorie.
Żeby było jasne. Rafa Nadal to zjawisko wyjątkowe. Tenisowa hybryda unikalna. Najwyższej inteligencji robot precyzyjnie wskazuje, gdzie należy  piłkę zagrać, ustawia idealne rakietę, a sprawny i niezwykle szybki człowiek, jak błyskawica wskazania te realizuje. Tylko podziwiać.
*
TVP Sport. Polska-Argentyna (2:1). Komentarz: Dariusz Szpakowski i Mirosław Trzeciak.
Na początku pan Mirek oznajmił, że w drużynie gości gra kilku światowej klasy piłkarzy. I wymienił ich nazwiska. W Europie szerzej nie jest znany jednak żaden. Trzeciak już w przeszłości dawał liczne dowody, że jest facetem nawiedzonym. Sadząc po wyrażonej na wstępie ocenie, tym razem jednak nie nawiedziło go nic – myśl jakakolwiek zwłaszcza. Ale zważywszy z kim komentował nie może to dziwić.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy