poniedziałek, 16 lipca 2012

Jak Wawrzynowski błądził „na obrzynach" zdrowego rozsądku

Trwa rozliczanie Franciszka Smudy. Na ogół trafne. Ten trener to już anachronizm. Pracuje opierając się na intuicji, czyli „na nosa”. Niestety, pan Franek nie zauważył, że już parę lat temu „niuch” mu się przeterminował. I czucia nadal nie odzyskał, bo powiedział, że w pracy z drużyną nic by nie zmienił. Rozwiał więc wątpliwości, co do słuszności swego odejścia. Które było zresztą na rękę prezesowi Lacie, bo całe odium niepowodzenia spadło na trenera. Prezes zaś rżnie głupa, a z nim…
Marek Wawrzynowski. Na stronie internetowej Przeglądu Sportowego w tekście pod tytułem „Obaj zawalili Smuda i Lewandowski” pisze on, że Smuda, co prawda, robotę spartaczył, ale to (cytuję): my wybraliśmy go na selekcjonera. My. On sam się nie wybrał. To był wybór narodu i to naród okazał się niedojrzały pod względem znajomości tematu. Oczywiście nikt nie mógł przewidzieć tej zmiany osobowości* i to może nasz naród nieco usprawiedliwia.
Nic bardziej mylnego. Naród to bezpośrednio może wybrać tylko prezydenta! Nawet premier nominowany jest przez pośrednika, czyli parlament. Powtarzam, bo już pisałem: selekcjonera wybiera PZPN i on bierze na siebie pełną odpowiedzialność za taką decyzję! Gdyby rozumować Wawrzynowskim to za takie pomyłki, jak nominacja Smudy, nikt nie ponosiłby konsekwencji. Bo jak ukarać naród?
Dalej Autor biczuje zgodnie z tytułem. Lewandowskiemu, który stwierdził, że trudno się gra przeciwko 4. obrońcom, zwłaszcza, gdy nie ma komu podać, odpowiada prosto! Co w takiej sytuacji robi inteligentny piłkarz? Moim zdaniem wychodzi do gry. To wiedzą nawet w lidze szóstek. Tymczasem Lewandowski grał jak w szkolnych latach, czyli grał na obrzynach”. Nie walczył, nie było go tam gdzie być powinien lider, który widzi, że jego zespół ponosi klęskę. Był tam gdzie mu się chciało.
Gdyby był tak zdolny i inteligentny jak Wawrzynowski to by wiedział przynajmniej jak się gra w lidze szóstek a wtedy zupełnie inaczej by mu się chciało! Najpierw więc opuściłby „obrzyny”, wrócił do centrum, opier… Boenischa po niemiecku, Perquisa i Obraniaka po francusku, obudziłby Murawskiego zwykłym polskim „rusz się ch...zo”, przejął piłkę w środku pola, kiwnął 2–3, sam sobie zagrał „długą do przodu”, dobiegł do niej i strzelił na bramkę. Ale skąd ten matołek mógł o tym wiedzieć, jak wcześniej nie rozmawiał z Wawrzynowskim?
Dalej Autor intelektualnie wręcz rozkwita. Cytuję, bo warto. On i cała drużyna nie reagowała właściwie na wydarzenia. A przecież na boisku gra zespół, nie trener. Skoro byli tak dobrzy, tak mocni mentalnie, psychicznie, skoro atmosfera była taka świetna, i do tego skoro wiedzieli, że trener na taktyce się nie zna i to jest jedyna przeszkoda, by zdobyć złoto, to dlaczego tę samobójczą taktykę ślepo stosowali?
Zasadne pytanie. Powinni po prostu zbojkotować trenera całkowicie. Najlepiej w dniu meczu w ogóle nie wpuszczać go do szatni. „Panie Franku, niech Pan pójdzie gdzieś, odpręży się, poczyta sobie jakieś mądre teksty, np. Wawrzynowskiego a my tu sami sobie wszystko omówimy. I gdy zdobędziemy złoto, to Pana poprosimy, by wspólnie odebrać medale.
Wreszcie podniecony Autor szczytuje spazmem konkluzji: Nie wygrali bo: 1. Zawalił trener. 2. Zbyt wielu z nich, w tym Lewandowski, nie chciało wygrać, chcieli sobie popykać szmaciankę.
Jak mocno trzeba się pyknąć i w które miejsca na głowie, żeby pisać taką szmaciankę – trudne dociec. Z życzliwości polecam stałe noszenie kasku panie Wawrzynowski.

* Po czym Marek Wawrzynowski zauważył u Smudy zmianę osobowości tego nie pojmuję zupełnie. Był i pozostał prostym, zakompleksionym prowincjuszem. Ostatnia impreza tylko ostatecznie rozwiała w tym względzie jakiekolwiek wątpliwości.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy