W sobotnim meczu ligowym holenderski trener Wisły Maaskant desygnował do gry dziewięciu rezerwowych. Najlepszych oszczędzał na spotkanie wtorkowe z APOELEM Nikozja, decydujące o zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów. W GW. (22.08.2011) czytam: Zrozumiałbym dwie zmiany… Ale robić aż dziewięć zmian…? Dla mnie to śmieszne, że piłkarz nie może zagrać dwóch pełnych meczów w odstępie trzech–czterech dni – powiedział Mateusz Borek z Polsatu Sport.
Najpierw zauważmy, że jeśli Borek nie rozumie Maaskanta, fakt ten nie znaczy jeszcze, że to trener Wisły postępuje nierozumnie, czy też ma kłopoty z logicznym myśleniem. Teraz przypomnijmy – rok 2010. Liga Europy Lech Poznań–Manchester City 3:1. Trzy dni po tym, w meczu ligowym angielskiej Premier League, grało 10 innych piłkarzy MC! Mateusz Borek wychwalał wtedy sukces Lecha* (de facto z rezerwami MC), a do głowy (i słusznie!) nie przyszło mu kpić z trenera angielskiej drużyny, że ten żongluje składem. Dlaczego teraz puka się w czoło, drwiąc sobie z trenera Wisły?
Następna kwestia i pytanie: co to za cykl w odstępie trzech–czterech dni? To zwykła demagogia, bo takiej sekwencji rozgrywek nie ma! Bardzo często natomiast występujący ciąg rozgrywkowy to środa–sobota. Rozwiejmy, przy okazji, inny mit. Powszechnie uważa się, że gra w środy i soboty to dwa mecze w tygodniu. Nieprawda! Środa–sobota–środa to przecież trzy mecze! Odstęp między nimi to kolejno dwa i trzy dni – w sumie pięć. Czyli drużyny grają mecze co 2,5 dnia w ciągu tygodnia!
Jakie to rodzi konsekwencje? Po pierwsze obniża jakość, poziom gry drużyny – organizmy zawodników nie zdążą się zregenerować. Po drugie wymusza na trenerach „odpuszczanie” niektórych spotkań, czyli grę rezerwami. W obu przypadkach pokrzywdzeni są obserwatorzy, kibice, sympatycy futbolu, bo za bilety albo abonamenty otrzymują gorszy produkt.
I tu dochodzimy do sedna. Monstrualna ilość rozgrywanych meczów piłkarskich stała się już patologią! Kto więc powinien ją opisywać, demaskować i domagać się ograniczeń? Odpowiedź jest prosta: naturalnie sportowi dziennikarze. Sprawa jest jednak beznadziejna – im taka reglamentacja się nie opłaci! Bowiem gdy więcej imprez tym oni więcej zarobią – wierszówką lub bezpośrednią relacją, studiem telewizyjnym itp. Koło się zamyka. Dlatego Mateusz Borek podświadomie, w odruchu obronnym, kpiąc sobie z trenera, próbuje chronić siebie i swoje środowisko.
A że na skutek tego fałszuje rzeczywistość, stawiając nieprawdziwe diagnozy – cóż, takie czasy: konto w banku kształtuje świadomość. Coraz bardziej przez to ograniczoną, niestety.
\
* Oczywiście Lech sukces odniósł, bo wygrał z renomowaną drużyną i zakwalifikował się do fazy pucharowej imprezy. Ale fakt, że przeciwnik te rozgrywki odpuścił, wartość sportową osiągnięcia zespołu poznańskiego naturalnie pomniejsza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz