wtorek, 19 kwietnia 2011

Mówmy swoje!

Eurosport jest, jak prawie zawsze, niezawodny. „Lecą” bowiem obficie codzienne relacje z ulubionego przeze mnie snookera.  Dodatkowo ucieszyłem się, że wzrośnie … hhmm, jak to nazwać… no, powiedzmy: przeciętny mentalny poziom komentatorów. Rafał Jewtuch i Przemek Kruk zwykle to dotychczas gwarantowali. Zaczęło się bajkowo – w doskonałej relacji z  meczu I rundy Tramp–Robertson błysnął R.J. Komentował sam, nikt go nie rozpraszał i do pogawędki nie zapraszał. Otrzymaliśmy więc przekaz bliski telewizyjnemu ideałowi.
Zapowiada się jednak jeszcze lepiej! Impreza jest długa, trwa 15 dni, po kilka godzin relacji dziennie. Więc pojawili się nowi komentatorzy – wspomagający. Jednym z nich jest Jarosław Kowalski*. Na dzień dobry usłyszałem jego panegiryk-monolog wychwalający Kacpra Filipiaka za zdobycie tytułu ME do lat 21 (gratulacje!). Takiej „pogłębionej głębi” nie powstydziłby się nawet starszy imiennik Kowalskiego, znany Prezes. Nie wiedziałem, że snooker ma tylu zwolenników o mentalności radiomaryjnej, bo niewątpliwie do nich ta tyrada była skierowana. Kolega Przemek Kruk siedział obok i, zasłuchany, nie przerywał.
Po raz drugi J.K. „udzielił się” relacjonując z Rafałem Jewtuchem mecz Maguire–Barry Hawkins. W 11 partii obaj komentatorzy zrobili sobie zrozumiałą przerwę w pracy i oddali się „pogaduchom” – pewnie dawno się nie widzieli. Nie obyło się bez wspomnień i wątków osobistych. Okazało się np.  że Jarosław potrafi usnąć w każdej pozycji. Dyskretny kolega nie spytał go co na to żona? Potem trwała pasjonująca wymiana zdań na temat snookerowego sukna. Okazało się, że w jednym z polskich klubów leży na stole sukno, którego nie szczotkowano od 4 lat. A jak się takiego nie czesze to traci ono włos i nie jest już wtedy suknem. Czym zatem jest sukno bez włosa? Tego rozmówcy już jednak nie zdradzili. Na ten zaniedbany przez fryzjera łysy materiał spadło jeszcze jedno nieszczęście. Otóż, jak ujawnili komentatorzy, ziemia ulega tektonicznym ruchom, które wprawiają w drżenie budynek, gdzie znajduje się ów tajemniczy klub, w którym stoi stół, przykryty wspomnianym suknem–nie-suknem. Nieszczęsny ten mebel, wprawiany w wielomiesięczną drżączkę, pobudził leżącą na nim zaniedbaną, łysą dzianinę, która tak drżąc popuszczała na łączach, tak że jej fakturę szlag trafił. Jak na takim stole można grać, tego się nie dowiedzieliśmy. Nie wykluczone, że to jedyny taki mebel na świecie, gdzie trzeba posługiwać się kwadratowymi bilami. No, to przegadaliśmy całego frejma, którego wygrał Barry Hawkins – podsumował relację z tej partii Jewtuch. Jakiś telewidz mógłby oczekiwać  za to choćby skromnego „przepraszam”, ale zostawmy czepliwych. Ja ze swej strony dziękuję za pasjonujący wykład. Posiadłem niebagatelna wiedzę, a grających i tak było widać! Jeszcze proszę o odpowiedź na antenie: czy ten klub z zaniedbanym stołem to nie nazywa się przypadkiem 147 break?
W jednej z kolejnych partii meczu komentatorzy omówili zagadnienie psychologa sportowego. Otóż, stwierdzili autorytatywnie, że nie można osiągnąć znaczącego sukcesu sportowego, nie konsultując się przedtem z  takim właśnie fachowcem. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to – mówiąc kolokwialnie – jest ignorantem, czyli matołem i już. Jako przykład podali Neila Robertsona,  Australijczyka, który chełpił się, że swoją osobowość dokładnie zna i  doskonale nad nią panuje zatem pranie mózgu ze strony czynnika zewnętrznego nie jest mu potrzebne.  No, i proszę! Taki był pewien siebie – zadufek jeden, a w pierwszej rundzie przegrał! Zabrakło psychologa i mentalnej przepierki, ot co – triumfowali komentatorzy! Naturalnie wytłumaczenie porażki znakomitą grą jego niezwykle utalentowanego przeciwnika 21-letniego Judda Trumpa (niedawnego zwycięzcy China Open 2011) to oczywiście prostacka ocena, niegodna fachowców. Wspomnieć jeszcze wypada, że Neil Robertson to aktualny mistrz świata! Jakim cudem bez psychologa zdobył ten tytuł? Mam nadzieję, że Jarosław Kowalski  wyjaśni to w czasie następnych relacji. Gdyby pojawiły się jakieś niejasności to powinien Pan poradzić się telewizyjnego psychologa sportowego. Bez którego, nawiasem mówiąc, żadne sukcesy medialne – co oczywiście doskonale Pan rozumie – są także niemożliwe.
Nie absorbować się przeciwnikiem, grać swoje! To jeden z warunków sukcesu. Tego już nauczył mnie Jarosław Kowalski.  Trawestując lekko tę maksymę wyrażam przekonanie, że będzie on „komentował swoje” – ignorując to, co pojawia się na wizji! I poziom przekazu będzie nieustannie wzrastał

* Czynny zawodnik, 2-krotny mistrz Polski, właściciel snookerowego klubu 147 break.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy