Wydawało się, że koniec świata
został przez Majów odwołany ze względu na promocję Toyoty, rocznik bodaj 2012.
To sensacyjne oświadczenie obiegło chyba wszystkie rozgłośnie radiowe i
telewizyjne świata. Jednak decyzja o anulowaniu okazała się przedwczesna – była
aktualna tylko do wczoraj. Nieoczekiwanie bowiem wyszło na jaw, już po
sprzedaży wielu tysięcy reklamowanych pojazdów, że mają one bardzo poważną wadę
fabryczną, którą należałoby natychmiast usunąć – naturalnie na koszt
producenta. A to się firmie absolutnie nie opłaca – nie tylko koszty napraw
pochłonęłyby miliardy, lecz także dramatycznie ucierpiałby wizerunek
niezawodności tej marki. Koniec świata
jest dla nas bez porównania tańszy – oświadczył prezes ds.
finansowych koncernu. Japończycy nakazali zatem Majom zapowiadaną
od lat Apokalipsę, jednak zrealizować!
Ci zaś odmówili. Agencja Kyodo cytuje wypowiedź ich współczesnego wodza.
Mówi naczelny Maj Ster Schtic: Nasi indiańscy
przodkowie byli zawsze ludźmi wiarygodnymi a my, ich potomkowie, mamy święty obowiązek
pozostać wierni tej tradycji. Dlatego wykluczamy odwołanie raz powziętej
decyzji.
Reakcja skośnookich szefów
koncernu była natychmiastowa – wysłali Majom ultimatum: Albo
kończycie ze światem, albo nie dostaniecie obiecanej forsy!
Majowie znaleźli się w pułapce!
Przygotowując się do uroczystości zakończenia wyprzedali i przehulali cały dobytek,
cofnięcie więc spodziewanej kasy pozostawiłoby ich bez środków do życia. Ale to
jedna strona medalu. Druga była taka, że ulegając szantażowi i aktualizując grudniowe, ogólnoświatowe
uroczystości z 21 grudnia 2012, staliby się pośmiewiskiem całego globu,
splamiliby swoje święte zasady i obyczaje, splugawili tradycję i honor swych
przodków. Co prawda na krótko, ale jednak.
Ostatecznie zwyciężyło poczucie
własnej godności. Po otrzymaniu przelewu od Toyoty na konferencji prasowej w Szałasie Głównym, w świetle jupiterów i kamer
buszmeńskiej telewizji Kłam, która miała wyłączność na relację, Ster Schtic
oświadczył słownie: Koniec świata jest nieukniony i nastąpi definitywnie 21.XII.2012 I
dodał sentencjonalnie: Po każdym końcu następuje jakiś początek. My fundusze na
start mamy. Zobaczymy jak poradzą sobie Japończycy, mogą się bardzo zdziwić
– zakończył z majowym uśmiechem na pomarszczonej twarzy.
*
Wg ostatnich doniesień jedynymi,
którzy przeżyją, będą sportowi komentatorzy telewizyjni. Genialnym przodkom
Majów nie przyszło do głowy bowiem, że może w przyszłości zaistnieć profesja,
której przedstawiciele potrafią tak dużo, głośno i szybko mówić – przy prawie
całkowitym braku rozumnego namysłu. Zatem ponurych, samospełniających się
prognoz dla nich nie sformułowali – dlatego ocaleją. Tyle tylko, że nie będą
mieli do kogo mówić. Ciekawe, czy zorientują się i przycichną. Szkoda, że nigdy
się tego nie dowiem.
PS. Naturalnie
ich słowotoku nie powstrzyma fakt, że nie będzie też imprez i będą mieli przed sobą jedynie pusty,
„śnieżący” monitor. To akurat żaden powód – oni i tak obraz prawie zawsze ignorowali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz