Wojciech Drzyzga recenzuje
siatkówkę w Polsat Sport. Były reprezentant
Polski, potem trener, powszechnie szanowany autorytet w tej dyscyplinie – czy
można wyobrazić sobie lepszego komentatora siatkarskich meczów. Już teraz
można, niestety. Pan Wojciech przestał się
kontrolować zupełnie. Jego tasiemcowe monologi wprost przesłaniają grających. To
nie oni i ich zagrania są najważniejsze. Dominujące, decydujące jest to co
sądzi o nich (i „sadzi” zresztą też) W.D.
Przynajmniej tak mu się wydaje. Trzeba być mocno zaawansowanym megalomanem,
żeby równie rażąco nie wyczuwać kontekstu, niestosowności takiego
gadulstwa, produkowania setki słów bez cienia refleksji, rozeznania kontekstu.
W dodatku przy takiej ilości słów Drzyzga bywa
wielokrotnie na bakier ze składnią, zdarzają mu się dość często zdania i
frazy-potworki, nic nie znaczące, po prostu głupie. Dodać jeszcze trzeba, że
wykształcił on u siebie swoistą ciągłość tych słowotoków. Koniec jednego zdania
bywa najczęściej początkiem następnego, on nawleka się wprost słowami i
frazami, funkcjonuje jak samonakręcający się mechanizm, końca nie widać. Smutna
degrengolada kolejnego komentatora, który poczuł się profesorem do tego
stopnia, że skarlał do statusu chłopka-roztropka.
Ostatnio
W.D. dwukrotnie komentował mecze z Przemysławem Iwańczykiem. On z kolei, słysząc nieustanną
paplaninę kolegi
Wojciecha, mógłby darować sobie komentowanie i zająć się meczem,
informować kto zagrywa, atakuje, broni – wystarczy nazwisko, resztę widać. Mógłby,
ale on woli z kolesiem dialogować, zadawać kompletnie niepotrzebne pytania,
podrzucać nowe wątki – tamten, oczywiście, musi odpowiedzieć… i z relacji burdel się robi
kompletny.
Polska
Plusliga siatkówki jest coraz ciekawsza,
rywalizacja coraz bardziej zacięta i wyrównana, poziom rozgrywek bardzo wysoki,
realizacja telewizyjna Polsatu Sport bez
zarzutu. Niestety poza nielicznymi wyjątkami (Tomasz
Swędrowski i może Jerzy Mielewski)
poziom komentatorów żenujący. Będę konkretny:
Panowie przymknijcie się
trochę, przestańcie klektać bezmyślnie dziobami. Oprócz niewyparzonej gęby
macie chyba jeszcze choćby resztki rozumu? Zanim nałożycie te ogłupiające Was
obejmy chwilę pomyślcie co będziecie za chwilę robić, uruchomcie wyobraźnię, skoncentrujcie
się, zauważcie że nie Wy jesteście tu w centrum uwagi, wyobraźcie sobie dziesiątki
a niekiedy setki tysięcy słuchających Was ludzi. Nie psujcie im przyjemności
oglądania pięknych widowisk – miejcie choć śladową ambicję zachowywać się w tak
licznym towarzystwie rozumnie, jak ludzie przyzwoici a nie mało cywilizowani
gęgacze. Gęsi wszak to ptaki, a posiadać ptasi rozum to chyba wstyd, nie
uważacie, panowie Drzyzga i Iwańczyk?
*
W Eurosporcie relacje z Pucharu Świata w skokach
współkomentuje od tego sezonu Adam Małysz. Dla
mnie sportowiec-wzór. Dlatego miałem pewne obawy – niestety sprawdziły się. Siedzący
obok pana Adama pracownik Stacji Igor Błachut wprowadzić kolegi w specyfikę profesji
nie mógł, bo sam jest tu zielony. To co potrafił to zapowiedzieć kto skacze, a
potem obaj prognozowali jaka to odległość i które to może być miejsce. Całkiem bez
sensu, bo za chwilę, za kilka, kilkanaście sekund pojawia się na ekranie
grafika, która wyjaśnia wszystko.
Pisałem
już kiedyś o tym. Ale powtórzę raz jeszcze, podając Błachutowi
całkowicie gratis koncepcję relacji. Słuchaj pan i ucz się.
1.aSkoczek siedzi na belce – podać należy
nazwisko i narodowość oraz które miejsce zajmuje aktualnie w PŚ.
2. Teraz cisza, bo rozpoczął się zjazd po
zeskoku. Gdy delikwent jest w powietrzu realizator wyświetla szybkość na progu, należy
ją podać – nie każdy mógł zauważyć.
3. Zawodnik wylądował. Teraz komentuje Małysz. Niech oceni styl, w czasie powtórki lub
powtórek, objaśni czy skok był spóźniony czy trafiony. Niech wskaże np. moment
idealnego odbicia. Czy następuje on wtedy, gdy skoczek najeżdża na próg
środkiem nart, nad wiązaniami, czy wcześniej a może później. Jak po położeniu
nart poznać w czasie lotu, czy skok jest spóźniony czy może odbicie nastąpiło
za wcześnie. Małysz mówi czasem, że skoczek
nic nie robił w powietrzu, co to znaczy, co powinien zrobić? Naturalnie nie za
każdym razem o tym wszystkim! Decydować będą ujęcia, które pokaże realizator.
4. W końcu widać zawodnika i grafikę z
wynikiem i aktualną klasyfikacją. Odczytuje ją Igor
Błachut. I teraz wracamy do pkt. 1.
Zastanawia mnie zawsze dlaczego żaden, powtarzam żaden komentator nie jest ciekaw tych
niuansów, o których pisałem w pkt. 3. Dlaczego Tajnera,
czy Małysza czy innego fachowca nie
wykorzystuje się by objaśnić telewidzom kilka, choćby tych elementarnych zasad
i prawidłowości, warunkujących skok optymalny? Przecież z tym większym zainteresowaniem ogląda
się
zwłaszcza tak spektakularną dyscyplinę sportu, im więcej o niej wiemy, im więcej ją rozpoznamy.
Nie mówiąc o tym, że przedstawiona wyżej
koncepcja relacji jest jakimś pomysłem, wprowadza pewien porządek przekazu!
Jakikolwiek, ale jednak. O niebo to chyba lepsze, niż bezmyślne, bo
kompletnie tutaj zbyteczne dywagacje, które nierzadko w ciągu kilku sekund
są brutalnie korygowane pokazanymi na ekranie wynikami. Podam
przykład. Po kolejnym skoku Igor Błachut
zawyrokował, że zawodnik będzie na 3. miejscu w klasyfikacji. I strzelił sobie
niezłego samogłupa! Okazało się, że skoczek wylądował na pozycji 16!
Po co komu takie antycypacje? Bo jeśli już
komentatorowi nie przeszkadza publiczne ośmieszanie się, to jednak autorytet i
renomę naszego wspaniałego sportowca warto uszanować. To ostatnie zdanie
kieruję do szefa Eurosportu na Polskę Witolda Domańskiego.